po co – 23 maja 2008

Po co człowiek biega? Zadałem sobie to pytanie dziś, bo teraz nie biegam po to, po co biegam zawsze.

Zawsze biegam po to, żeby się przygotować do dobrego startu w zawodach. Podoba mi się odstresowanie, które przy okazji otrzymuję od biegu. Podoba mi się sprawność fizyczna, którą zachowuję mimo kalendarza. Podoba mi się świadomy kontakt z własnym ciałem (i wcale nie mam na myśli tego, o czym właśnie pomyśleliście) – nie martwię się już kiedy na początku cyklu przygotowawczego dyszę biegając w tempie 5:00 na kilometr, bo wiem, że wytrenuję się tak, że 4:45 będzie spokojnym biegiem.

Ale to wszystko efekty uboczne. Naprawdę biegam pod zawody, pod start, pod wynik. Wtedy dostaję psychiczną nagrodę za wypocone i wydyszane kilometry.

Teraz mam dwa chyba tygodnie roztrenowania. Nie chciałbym zbyt dużo stracić z wypracowanej formy. Ale chcę dać organizmowi porządny oddech. Dlatego dziś było dopiero drugie bieganie w tym tygodniu. Moja Sportowa Żona podrzuciła mnie do lasu przed zajęciami i ruszyłem po wale ziemnym oddzielającym las od miasta. Przez pierwsze pięć minut mi się nie chciało. Krok był koślawy, a duch słaby. Ale za chwilę wpadłem w ten fajny biegowy trans. Trudno biegać tym, którzy po pięciu minutach muszą przejść w marsz. Bo mistyka nie zaczyna się z pierwszym krokiem.

Zacząłem myśleć, po co biegam. Może po to, żeby ułożyć sobie wszystkie sprawy. Kiedy zebrać materiał o Smolarku, kiedy o Lewandowskim, do kogo zadzwonić, do kogo puścić maila, czyli okres przygotowawczy w pisaniu reportażu. I wiecie co? Ani przez sekundę się nad tym na bieganiu nie zastanawiałem. I bardzo dobrze.

Człowiek często szuka usprawiedliwień dla tak nieracjonalnych czynności jak bieganie – że to potrzebne sprawom wyższym, jak praca, zdrowie czy relaks konieczny dla efektywnej pracy i zachowania zdrowia. Ma alibi, że biegał po coś. Ja dziś biegałem po nic. I świetnie mi z tym.

Podbiegłem sobie omijanymi zwykle ścieżkami do ul. Puławskiej, stamtąd z powrotem w las i koło ul. Alternatywy 4 do domu. Myślałem o przyjemnych rzeczach. Przypominałem sobie miłe momenty ze sztafety do Białegostoku. Zdanie po zdaniu odtwarzałem nasze publiczne przemówienia – do dzieci w szkole, do mieszkańców na stadionie. Po to, żeby poczuć w soie tamten fantastyczny czas, żeby było mi przyjemnie.

Piszę o tym tak długo i dokładnie, bo w tym luźnym bieganiu te opisy są dla mnie równie istotne, jak w zwykłym treningu opisanie długości i intensywności interwałów oraz określenie przerw odpoczynkowych. Znalazłem odpowiedź na pytanie po co dziś biegałem. Żeby sobie pobiegać.

A po południu był maraton sklepowy. Umówiliśmy się z córką licealistką w galerii handlowej o dziwnym dachu. Obeszliśmy sklepy, podjechaliśmy do dwóch małych, do galerii spod której startował kiedyś Maraton Warszawski, po córkę przedszkolaka do ochronki (bo MSŻ miała wieczorne zajęcia), do kolejnej galerii i jeszcze do outletu. Skończyliśmy przed zachodem słońca. W tym przypadku wiadomo od razu po co. Z okazji siedemnastych urodzin. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.