Po co człowiek biega? Zadałem sobie to pytanie dziś, bo teraz nie biegam po to, po co biegam zawsze.
Zawsze biegam po to, żeby się przygotować do dobrego startu w zawodach. Podoba mi się odstresowanie, które przy okazji otrzymuję od biegu. Podoba mi się sprawność fizyczna, którą zachowuję mimo kalendarza. Podoba mi się świadomy kontakt z własnym ciałem (i wcale nie mam na myśli tego, o czym właśnie pomyśleliście) – nie martwię się już kiedy na początku cyklu przygotowawczego dyszę biegając w tempie 5:00 na kilometr, bo wiem, że wytrenuję się tak, że 4:45 będzie spokojnym biegiem.
Ale to wszystko efekty uboczne. Naprawdę biegam pod zawody, pod start, pod wynik. Wtedy dostaję psychiczną nagrodę za wypocone i wydyszane kilometry.
Teraz mam dwa chyba tygodnie roztrenowania. Nie chciałbym zbyt dużo stracić z wypracowanej formy. Ale chcę dać organizmowi porządny oddech. Dlatego dziś było dopiero drugie bieganie w tym tygodniu. Moja Sportowa Żona podrzuciła mnie do lasu przed zajęciami i ruszyłem po wale ziemnym oddzielającym las od miasta. Przez pierwsze pięć minut mi się nie chciało. Krok był koślawy, a duch słaby. Ale za chwilę wpadłem w ten fajny biegowy trans. Trudno biegać tym, którzy po pięciu minutach muszą przejść w marsz. Bo mistyka nie zaczyna się z pierwszym krokiem.
Zacząłem myśleć, po co biegam. Może po to, żeby ułożyć sobie wszystkie sprawy. Kiedy zebrać materiał o Smolarku, kiedy o Lewandowskim, do kogo zadzwonić, do kogo puścić maila, czyli okres przygotowawczy w pisaniu reportażu. I wiecie co? Ani przez sekundę się nad tym na bieganiu nie zastanawiałem. I bardzo dobrze.
Człowiek często szuka usprawiedliwień dla tak nieracjonalnych czynności jak bieganie – że to potrzebne sprawom wyższym, jak praca, zdrowie czy relaks konieczny dla efektywnej pracy i zachowania zdrowia. Ma alibi, że biegał po coś. Ja dziś biegałem po nic. I świetnie mi z tym.
Podbiegłem sobie omijanymi zwykle ścieżkami do ul. Puławskiej, stamtąd z powrotem w las i koło ul. Alternatywy 4 do domu. Myślałem o przyjemnych rzeczach. Przypominałem sobie miłe momenty ze sztafety do Białegostoku. Zdanie po zdaniu odtwarzałem nasze publiczne przemówienia – do dzieci w szkole, do mieszkańców na stadionie. Po to, żeby poczuć w soie tamten fantastyczny czas, żeby było mi przyjemnie.
Piszę o tym tak długo i dokładnie, bo w tym luźnym bieganiu te opisy są dla mnie równie istotne, jak w zwykłym treningu opisanie długości i intensywności interwałów oraz określenie przerw odpoczynkowych. Znalazłem odpowiedź na pytanie po co dziś biegałem. Żeby sobie pobiegać.
A po południu był maraton sklepowy. Umówiliśmy się z córką licealistką w galerii handlowej o dziwnym dachu. Obeszliśmy sklepy, podjechaliśmy do dwóch małych, do galerii spod której startował kiedyś Maraton Warszawski, po córkę przedszkolaka do ochronki (bo MSŻ miała wieczorne zajęcia), do kolejnej galerii i jeszcze do outletu. Skończyliśmy przed zachodem słońca. W tym przypadku wiadomo od razu po co. Z okazji siedemnastych urodzin.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.