Było nas trzech. Ganialiśmy się po górce. Żeby poprawić siłę oraz szybkość. Umówiliśmy się rano z biegającym szefem na porządny trening. Bo szef ostatnio wyliczał, jakie życiówki w tym roku zrobił – na 42 km, w połówce, ale na 10 km nie. A będą na to jeszcze dwie okazje, bieg w Kabatach na 9840 m 20 października oraz atestowane 10 km, ale po szybszej asfaltowej trasie 11 listopada. No i pomyśleliśmy, że może by się spróbować z tym zmierzyć. Zwłaszcza, że ja zrobienie życiówki w jednym z tych biegów postanowiłem, kiedy tylko zostały ogłoszone daty. Bo ja właściwie w każdym biegu chciałbym zrobić życiówkę. Biegający szef przyjechał razem z biegającym kolegą z Gazety (ściśle to Michał, spiritus movens akcji Polska Biega). Przebiegliśmy 2 km do tzw. podbiegów Słonika. Tak to miejsce nazywam, bo to biegacz Słonik mi je rekomendował i zdradził, że jest tu wymierzone dokładnie 400 m (od tablicy po prawej na dole do ostatniego dużego drzewa po lewej). Policzyliśmy, kto jaki wynik chciałby zrobić na 10 km przeliczyliśmy to tempo na 400 m i zaczęliśmy zabawę. Pierwszy startował Michał, 5 sekund za nim biegający szef, 10 sekund za nim – ja. Proporcje były wyważone dokładnie tak, żebyśmy razem wpadali na metę. Michał wyrwał do przodu, biegający szef tak samo, a ja nie dałem rady ich dogonić. Potem łagodny zbieg na dół, nowe proporcje i efekt podobny. Za trzecim razem Michał przestał już tak wyrywać do przodu, przeliczyliśmy proporcje raz jeszcze i zabawa zrobiła się sensowna – biegający szef startował 15 sekund za nim, ja 20 i tak przetrenowaliśmy jeszcze cztery podbiegi, w sumie zrobiliśmy siedem. Opisuję te matematyczne detale, bo podobnie jak Pitagorejczycy wierzę, że świat da się opisać liczbami. W treningach są one strasznie ważne. Okazało się np., że mój biegający szef grzeje na tych podbiegach dużo lepiej niż wynikałoby to z jego życiówki na 10 km. Czyli, odwracając sprawę nie biega na 10 km tak szybko, jak wynikałoby to z jego siły biegowej i szybkości. Dlaczego? Brakuje wytrzymałości. Trzeba jeszcze pomęczyć się długimi i wolnymi wybieganiami. U mnie odwrotnie – brakuje głównie siły i szybkości. Ja się tym teraz pokatuję. Chociaż od wybiegań też nie odstąpię, bo ja chyba jednak trochę za mało kilometrów biegam. W zwykłym tygodniu jest ich chyba ze 40, a tyle guru Skarżyński zaleca wszystkim, którzy chcą jedynie ukończyć bieg na 42 km. Zauważyliście, że nie używam nadal zakazanego słowa? A premier Kaczyński w debacie telewizyjnej z prezydentem Kwaśniewskim przed chwilą powiedział "układ". Boże ty mój, jak ja bym chciał mieć inny telewizor.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.