pogoń za źrebakiem – 1 września 2008

Pewnie biegający rano to potwierdzą: bez porannego treningu dzień nie ma struktury i rozsypuje się jak kontuzjowane kolano.

W piątek był dzień przerwy w bieganiu. Kiedy miałem pięć treningów w tygodniu tak liczyłem czas: trzy dni biegania, dzień przerwy, dwa dni biegania, niedziela. Teraz do Maratonu Warszawskiego chcę biegać sześć razy w tygodniu i zmieniło mi się myślenie. Mam poczucie, że biegam non stop, a dni przerwy wybijają mnie z rytmu.

Niejeden mąż/żona powie, że taka pasja pochłania mnóstwo czasu. Nie. Żeby znaleźć czas na poranne bieganie, człowiek musi czas okiełznać, przymierzyć, podzielić świadomie na odcinki. Próbuję sobie przypomnieć, co robiłem w piątek. Odwiedziłem warsztat samochodowy w pewnej błachostce. Odwiedziłem ojca i wysłuchałem tysiąc trzysta dwudziestego odcinka opowieści o Bydgoszczy, gdzie mój ojciec spędził młodość (chociaż ostatnio lecą już powtórki). Zobaczyłem się z córką licealistką i wygłosiłem tysiąc trzysta dwudziestą pogadankę o świadomym rodzicielstwie i świadomej antykocepcji, co u córki licealistki wywołuje chyba większe znużenie niż u mnie B jak Bydgoszcz. Pojechałem do pracy i nie wiem jakim cudem zrobiła się już pora późnoobiadowa.

A taka na przykład sobota. Budzik, śniadanie, na rower, 6 km przejażdżki zamiast rozgrzewki, zapisy w biurze zawodów i jedziemy. Puchar Maratonu Warszawskiego, tym razem już 25 km. Namówiłem dzień wcześniej Daniela-źrebaka, żeby pobiegł ze mną w tempie równe 4:00 kilometr (to na maratonie daje 2:49, moje marzenie). Pobiegł do 3 kilometra, potem wyrwał do przodu i zajął w biegu trzecie (!) miejsce. A pomyśleć, że równo cztery lata temu uczyłem go stawiać pierwsze kroki biegowe na tych źrebięcych nogach.

Poleciał też Dziki i biegający szef. Obaj dali się namówić na to, żeby zacząć wolniej, zrobili więc ładne BNP (bieg z narastającą prędkością) kończąc szybciej niż będą biegli maraton.

Mnie się udało zrobić 1:20:04, więc jeśli dystans był dobrze wymierzony, to spóźniłem się wobec planu o cztery sekundy (kilometr w 4:00,2 czyli na kilometrze dwie dziesiąte opóźnienia). Jeśli wierzyć urządzeniu na G., to brakowało jeszcze niecałych 200 m, czyli opóźnienie około minuty (czyli 2 sekundy na kilometrze). Ale z miejsca jestem dumny – piąte.

Na mecie czekała Moja Sportowa Żona z córką przedszkolakiem. Więc wartości rodzinne też były spełnione. Fantastyczny bieg.

W niedzielę był czerwony happening, 15 tysięcy ludzi biegło po ulicach miasta na W. Ja z jedynym z grupy PolskaBiegaczy, którzy mieli przybyć na umówione miejsce koło startu. Lecieliśmy na godzinę, 10 km. Nie wiem, czy w tej sytuacji uważać, że w niedzielę biegałem. Raczej uprawiałem jogging.

To fantastycznie, że taka impreza się odbywa, to świetna reklama biegania i fajności biegania. Ale bądźmy szczerzy: dla nas, którzy kochamy się ścigać, to trochę jak manifestacja solidarności ze sportowcami wszystkich kontynentów. A nie zawody. Dziki przysłał mi sms-a z czasami kolejnych kilometrów, bo robił sobie treningowe BNP. Wyniku w ogóle nie podał, bo trudno biec w manifestacji na wynik.

W nowy tydzień wbiegłem z impetem. Rano z Kamilem D. z radia T. FM robiliśmy podbiegi Słonika w Powsinie. Powiem tak: w 15-tysięcznym tłumie da się wykrzesać z siebie więcej ducha niż w pojedynkę, ale we dwóch tego ducha jest jeszcze piramidalnie więcej. Ścigaliśmy się na tych podbiegach jak źrebaki. Powiem wam, że w najszybszym zrobiliśmy 400 metrów (pod górę) w 1:17, czyli ze średnim tempem 3:12 na kilometr. To trochę za szybko, ale to był taki podbieg od serca – aż się na sercu ciepło zrobiło od masy krwi. Zrobiliśmy 6 podbiegów 400-metrowych, a potem po paru minutach truchtu jeszcze sześć 200-metrowych. Przedtem było jeszcze 20 minut siły biegowej (skipy i wieloskoki). Jak to jest, że człowiek musi biegać półtorej godziny, żeby przebiec naprawdę szybko 4 km?

We wtorek zamierzam przebiec naprawdę szybko 10 km. Życiówki (ani wiceżyciówki, bo rekord mam tu niechcący wyśrubowany, jak Bob Beamon) nie będzie, gdybym chciał o nią walczyć, to dziś nie robiłbym takiego mocnego treningu. Ale ma być szybki, optymistyczny bieg po drodze do maratonu. Bo to taka droga jest. 

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.