Ogary poszły w las… Dziś nikt już nie czyta Żeromskiego, ja zresztą też nie (raczej Masłowską albo Witkowskiego). Ale pamiętam, że tak się zaczynają ‚Popioły’ Żeromskiego i to dobry cytat na dziś. 7.30 budzik. 7.55 śniadanie. 8.20 wychodzę na bieganie. 8.25 wychodzi słońce zza chmur, czegóż chcieć więcej. Założyłem sobie pulsometr i starałem się trzymać tętno cały czas między 140 a 150, co nie było trudne. 15 minut dobiegu do Lasu Kabackiego, a potem kręciłem tam zygzaki przez półtorej godziny. Biegaczy przestałem liczyć po ósmej osobie – spotkałem kilkanaście osób, między innymi Beatę, którą można poznać z daleka, bo w biegu też podnosi łokcie tak wysoko jak ja, Fila, który biegnie wyprostowany jak struna g, dwóch facetów z otyłością (brawo za ambicję, powodzenia w zrzucaniu kilogramów, tylko uważajcie na kolana). Paru rowerzystów, w tym jedną sześcioosobową grupkę poubieraną jak z Tour de France. I trzy sarny, dobra wróżba na początek sezonu. Utrzymanie tętna między 140 a 150 nie było problemem. Ale zdziwiłem się, że tak wolno biegam teraz pierwszy zakres. Kilometr między 5:50 a 6:05. Podaję te liczby, bo mam nadzieję, że w marcu z tym samym tętnem będę biegał co najmniej o minutę na kilometr szybciej. Pytał mnie MłodyOrzech o pulsometr. Ja mam Timex, lubię tę firmę. Ponoć Pulsar jest lepszy. Nie kupowałbym bezfirmówek, bo mogą tracić zasięg albo pokazywać bzdury (co i mojemu pulsometrowi się zdarza). A jaki model? Mój był najtańszy, co i tak oznaczało wydatek około 300 złotych, ale całkiem mi wystarcza. Bajery typu przeliczanie kalorii, programy odchudzające bym sobie darował. A jeżeli masz dużo kasy, to kup GPS-a. Zestaw kosztuje blisko tysiąc złotych, ale masz trzy w jednym – zegarek, pulsometr i satelitę. Nie musisz wtedy szukać równo oznaczonej trasy, żeby stwierdzić w jakim tempie biegniesz. Biegałem dokładnie 2 godziny i 2 minuty. A potem poprosiłem Moją Sportową Żonę o skrócone zajęcia ze streetchingu (to jedna z form fitnessu). Bo po bieganiu człowiek się powinien rozciągnąć, postanowiłem robić to teraz porządniej. Dowiedziałem się, że moje ćwiczenia rozciągające są ok, tylko mam wytrzymywać kolejne naciągnięcia dłużej, po 30 sekund. I ćwiczenie polegające na ‚przepychaniu drzewa’ (żeby rozciągnąć łydkę) lepiej robić bez drzewa, ale wyciągając ręce do góry, bo wtedy rozciąga się kręgosłup. A rozciąganie mięśnia iluśgłowego uda lepiej zrobić w przyklęknięciu niż na stojąco. Strasznie się cieszę, że było nas dziś troje długobiegaczy z Polska Biega – jeszcze MłodyOrzech i mamapa. Mój plan do połowy stycznia to cztery treningi tygodniowo. W tym jeden godzinny, dwa półtoragodzinne i jeden dwugodzinny. W równym tempie po płaskim ale też trochę krossów po wzgórzach (żeby przyzwyczaić organizm do skoków obciążenia). Zresztą nie mam wyjścia, bo na święta jedziemy w rodzinne strony MSŻ i czeka mnie biegane wyłącznie po niepłaskim, bo tam płaska to jest tylko podłoga w domu. Dom buduje się od fundamentów. A formę biegową od dłuuuugich spokojnych wybiegań.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.