Wiem, że to jest blog o bieganiu. Ale fakt, że we wtorek wybraliśmy się z Dzikim do sportowego marketu poodbijać piłkę lekarską, ściśle się z tym wiąże.
Najpierw biegowy tydzień. Poniedziałek – była siła biegowa, opisywałem, o tym jeżdżeniu tramwajem na gapę. Wtorek – długo. Półtorej godziny z Danielem-źrebakiem, który akurat był przelotem w Warszawie. Polataliśmy po Kabatach, on zna tam tylko białą i żółtą pętlę, wyciągnąłem go na ostępy w okolicy szóstego kilometra i w beskidzkie partie lasu koło Kierszka, w tej części gdzie nie biegamy. Na wymierzonych kilometrach wychodziło nam tempo rzędu 4:50-5:10. Świetnie na długie wybieganie, jak się celuje z maratonem poniżej trzech godzin.
Środa szybko. Na Bielanach i Młocinach z Dzikim i jego urządzeniem 405 znanej firmy na G. Dziki ustawił wirtualnego partnera. Czyli dwóch chłopaków, którzy w urządzeniu biegli w czasie kilometr w 4:45. Najpierw nam uciekli na 200 metrów, bo robiliśmy BNP (bieg z narastającą prędkością) i zaczynaliśmy w tempie po 5:05-5:10. Po 15 minutach przyspieszyliśmy do tempa 4:35-4:40 i przegoniliśmy chłopaków o parędziesiąt metrów. Po kolejnych 35 minutach docisnęliśmy na maksa, tempo wyszło rzędu 3:50, trzymaliśmy je przez 7 minut, chłopacy zostali za nami na 200 metrów i nie dogonili nas nawet na 3-minutowym roztruchtaniu. Godzina.
W czwartek robiłem półtorej godziny powoli. Z hakiem i to sporym chyba. Już wyjaśniam dlaczego. Wracamy do wtorku.
Pojechaliśmy z Dzikim odbijać piłkę lekarską jak siatkarki trenujące do Pekinu. Bo poprawiałem tekst o tym, jak ćwiczą sportowcy, musiałem jeszcze dopisać parę swoich wrażeń. I w środę dobra nowina – wzięli reportaż (w poniedziałek będzie w Dużym Formacie, przeczytacie?). A ja sobie obiecałem, że jak wezmą, to jadę kupić sobie urządzenie 405.
Tu ważna dygresja, żeby było transparentnie. Entre, biegacz i właściciel sklepu z tymi cudeńkami, zaproponował mi "dobrą cenę" za to, "co piszę w gazecie o bieganiu". Zaraz włączyła mi się lampka antykorupcyjna i powiedziałem, że w takim razie wolę kupić sprzęt po normalnej cenie. Na to Entre, że nie chodzi o to, że mam pisać o jego firmie czy asortymencie – tylko taki bonus za propagowanie biegania. Lampka mi się zapaliła na zielono i przyjąłem 15 proc. zniżki. Może ktoś powie, że to nieetyczne, ale ja uznałem, że to coś takiego, jak Złota Karta w banku dla dobrego klienta.
W każdym razie proszę was: jeśli zauważycie, że prowadzę kryptoreklamę firmy na G., sklepu na E. albo urządzenia 405 – to dzwońcie do Michnika. Albo od razu do Julii Pitery.
Dziś jeszcze się z urządzeniem 405 nie zgraliśmy. Udało mi się jakoś je włączyć, ale bateria była ledwo naładowana, padła po 33 minutach biegu. I okazało się, że jak bateria padnie, to nie sposób włączyć samego zegarka. Zdaje się, że zegarek może działać bez baterii, ale jeśli wyłączy się sam będąc w trybie GPS, to trzeba by go przestawić na tryb zwykły, z tym, że tego nie można zrobić, skoro nie działa bateria. Taki biegowy paragraf 22.
Efekt był taki, że nie miałem jasności, ile mam jeszcze przebiec, żeby zaliczyć półtorej godziny. I wiecie co? Po zakupie urządzenia 405 po raz pierwszy od 25 lat musiałem pytać ludzi, która godzina.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.