taśma – 17 maja 2007

Pierwszy dzień pracy na taśmie za mną. Po trzech godzinach bardzo doceniłem swoje życie i problemy typu "czy zdołam poprawić życiówkę na półmaratonie w Toruniu". Taśma dziś to już nie to samo co w mitycznej fabryce Forda w dowolnym kolorze, byle był czarno albo w tamtym filmie Chaplina, którego tytułu za Boga nie pamiętam. Taśma to dziś fastfood, w którym pracować będę jutro. To call center do którego się dziś rekrutowałem i musiałem przekonywać panią z działu rekrutacji, że lokówka do włosów jest największym wynalazkiem XX wieku. Przekonałem ją zresztą, skończyłem z fantazją patrząc prosto w oczy pani rekrutującej: – Mówi się, że mężczyźni patrzą na piersi, na nogi kobiet. Nieprawda. Patrzą prosto w oczy. I widzą oprawę, włosy wymodelowane dokładnie tak, jak kobieta sobie zażyczy. Za grosz fantazji nie było w pracy, do której dziś poszedłem. Na kasie w supermarkecie. Trzy godziny byłem trybem w maszynie. Wczytujesz kody kreskowe, jak skasujesz wszystko, to plus przyjąć gotówkę, wpisać, ile się dostaje gotówki, kasa liczy resztę. Jak klient kupuje bułkę, to trzeba nabić kod, kody są na kartce. Ale najpierw wciskasz F4. Warzywa się waży, kody na kartce, też F4. Kod nie wskakuje, wpisujesz ręcznie. Klient kupuje cztery piwa, najpierw 4 (bez F4), potem zczytać kod kreskowy z piwa. A do tego kolejka rośnie albo przychodzi Moja Sportowa Żona (nie darowała sobie dowcipu), robi zakupy na mięsie i pyta o lizaki z wizerunkiem pomarańczki. Kiedy kolejka zaczęła pęcznieć na dobre, a ja akurat zrobiłem błąd, bo nabiłem jeden soczek, a były cztery, tej czwórki już nie mogłem wbić, więc chciałem wbić trójkę i skasować jedną butelkę, ale te soczki były zasłonięte jogurtami… Mącę? Moja nadzorczyni też tak uznała i powiedziała zdanie, które będzie chyba tytułem reportażu: – Ty już lepiej nie myśl, idź do przodu. Dziś nie biegałem. Ze sportu tylko wieczorem się porozciągałem towarzysząc córce przedszkolakowi w ćwiczeniach ortopedycznych. I wpadła córka gimnazjalistka, pogadaliśmy chwilę o Toruniu, bo zabieram ją ze sobą, pobiegnie na 5 km. Córka gimnazjalistka pożyczyła ode mnie maturę, bo po wakacjach zostanie córką licealistką, chce iść do tego samego liceum co ja, a dzieci absolwentów dostają dodatkowe punkty. Więc po to jej moja matura. Ucz się córuś, ucz. Bo praca przy taśmie to żaden fun. Fajnie jest za to biegać jak maszyna. Mam nadzieję, że się do takiego stanu wytrenowałem. I że zdołam poprawić życiówkę w Toruniu. A przynajmniej zająć dobre miejsce a mistrzostwach Polski dziennikarzy w półmaratonie, które są w Toruniu rozgrywane.   

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.