Ponieważ obecnie nie trenuję, a z drugiej strony jestem w górach, to wymyśliłem sobie gimnastykę z widokiem na Tatry.
Wstałem, zjadłem, zadzwoniłem (w sprawie piłkarza na L. z klubu na Sz., a raczej w kwestii specyfiki miasta na D.) i pobiegłem. Nie masakryczny trening po górach, ale kiedy są góry, słońce i w dodatku jest tak zielono, to nie da się nie wypuścić na łono natury. Zieleń szczególnie bujna, mama Mojej Sportowej Żony mówi, że to dlatego, że nie było ani razu przymrozków, które ścięłyby jak sztyletem młode pąki. Pobiegłem na Maciejową, niby cały czas pod górę, ale powoli, spokojnie. Starałem się za to pilnować stylu – żeby postawa była wyprostowana, kolana podnoszone wysoko.
Z Maciejowej (ale nie przy wyciągu, tylko pod schroniskiem) jest cudny widok, którego horyzontalność nie da się porównać nawet z panoramą stolicy z Pałacu Kultury. Normalnie widać pół Podhala plus Pieniny i elementy Żywiecczyzny. Wszystko zamyka od zachodu Babia Góra, a od południa Tatry. Dziś widoczność była umiarkowana, ale widać było przez wilgotne powietrze poszarpaną draperię Tatr Wysokich poprzecinaną zaśnieżonymi wciąż żlebami.
O kurcze, ale mi się język zrobił po tym bieganiu. Niedługo zacznę pisać do Gazety Turystyka. Tam piszą takim stylem: potężne choiny ocieniały raptownie pnące się górskie ścieżki, a wędrowców owiewał lekki zefirek i chłód od listowia, którym porośnięte są gorczańskie zbocza. Itp.
Na tym tarasie widokowym się zatrzymałem (po 27 minutach lekkiego biegu) i postanowiłem zrobić gimnastykę. Najpierw trochę rozciągania, a potem wszystkie ćwiczenia, które można wykonać bez przyrządów i bez kładzenia się na trawie, bo się brzydziłem robali. Przysiady. Przysiady na jednej nodze. Pompki. Pompki w podporze o płot drewniany. Squaty (to z fitnessu od MSŻ, nie wiem, czy dobrze to napisałem). Lifty (też fitnessowe) – podnoszenie nogi w bok. Wymachy nóg (to już od trenera R.). Wznosy na palcach, dużo. Podskoki. Trochę półskipów – czyli skip, trzy kroki, skip itd. Nie dla wyrobienia siły, ale dla poprawy techniki. I jeszcze raz, i jeszcze raz. Nawet nie zauważyłem kiedy zeszło mi pół szkolnej lekcji, 23 minuty.
I co zrobić z tak pięknie rozpoczętym treningiem. Szkoda mi było po prostu zbiec na dół. Pobiegłem szlakiem zielonym w stronę Ponic, skręciłem wcześniej na mały górski grzbiet, a stamtąd ścieżką przez dolinę z powrotem na stok Maciejowej. Razem wyszła mi ponad godzina biegania plus gimnastyka i kontemplacja. Oj wybrałbym się na połażenie po Tatrach.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.