tylko rower – 3 maja 2007

Dziś był Bieg Konstytucji 3 maja. A ja z premedytacją zrobiłem sobie wolne.Kiedyś człowiek rzucał się na każdą imprezę biegową w mieście. No, prawie każdą, bo rzadko kiedy jeździłem na wyścigi w Parku Moczydło na Woli. Ale przepuścić Bieg Konstytucji? Nie wyobrażałem sobie tego.Pamiętam, jak przy pierwszym starcie wypytywałem sędziów, czy trasa ma dokładnie pięć kilometrów. Gestykulując tłumaczyłem o jakie dokładnie mi chodzi. Nie znałem wtedy jeszcze pojęcia "atest PZLA". A organizatorzy tak mi jakoś odpowiadali niemrawo, pokrętnie, zawile, jak ja piszę w tym zdaniu, że niby czy to się cały czas trzeba ścigać czy co.Wtedy mi to nie przeszkadzało, a teraz przeszkadza. Chciałbym, żeby każdy bieg po mieście miał atestowaną trasę, czyli żeby specjalista mianowany przez PZLA ją wymierzył co do metra. Nie wiem, czy to ja się starzeję, czy bieganie w Polsce się profesjonalizuje, pewnie jedno i drugie.Więc dziś nie było ani zawodów, ani treningu, bo czwartek to dzień wolny. Podjechałem tylko z córką przedszkolakiem na rowerze do mojej ciotki, w sumie paręnaście kilometrów. I chcę się dziś upomnieć o rowerzystów. Np. kto wymyślił te kretyńskie przejścia dla pieszych (bywa że i na przejazdach rowerowych to się zdarza) z guzikami do naciskania? Czyli rowerzysta ma podjechać do świateł i nacisnąć guzik, bo inaczej będzie mu się paliło czerwone? To może wprowadzić taki pomysł dla kierowców – jak nie naciśnie guzika, to stoi.Albo drugie, czemu nie mogę się nadziwić biegając po Lesie Kabackim – z rok temu pojawiły się tabliczki, które ścieżki są dla rowerów, a które nie. Nie potrafię zrozumieć tej logiki. Przeważnie zakazane dla rowerów są mniejsze ścieżki, co jeszcze można zrozumieć, bo gdyby szły tamtędy tłumy ludzi, to rower mógłby się nie przedrzeć. Chociaż i tak uważam, że rowerzyści i piesi są w stanie się porozumieć, byle władze państwowe za bardzo w to nie ingerowały. Ale przy pierwszym skręcie trasy kabackiej są dwie ścieżki identyczne – jedna dozwolona dla rowerów, a druga zakazana. Dlaczego?Wieczorem wyszliśmy potańczyć rock’n’rolla z niesportowymi znajomymi. Ja do tańca trochę jestem kulawy, czasem miałem poczucie, że trenuję siłę biegową pięta-palce, pięta-palce. Gadaliśmy z Moją Sportową Żoną, że nie można chyba chodzić na imprezę z jednym tańcem, bo człowiek staje się niewolnikiem kroku. A taniec powinien czymś się różnić od biegania albo jeżdżenia na rowerze. I nie powinien być tańcem jednego aktora, a raczej w naszym przypadku jednej aktorki.O, właśnie MSŻ tańczy przede mną. Nie, wyjaśnia, że ćwiczy pilates na jutro. Czyli taniec musi różnić się od roweru i biegania, a od pilatesu nie.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.