oni są parą, a ja przypadkiem – 25 września 2008

Ani słowa o bieganiu. Obiecuję.

Z powrotu z weekendowej imprezy (tej z witaniem jesieni) umknął mi strzęp poezji. Podwoziliśmy do metra mocno pijaną Kaśkę, środek nocy, droga długa, Kaśka ze trzy razy rozmawiała przez telefon ze swoim chłopakiem, że już dojeżdża itp. W pewnym momencie chłopak usłyszał chyba mój głos, obecność mężczyzny go zaniepokoiła, zaczął widocznie domagać się wyjaśnień. I wtedy Kaśka powiedziała do telefonu to, co dałem na tytuł dzisiejszego odcinka:

– Oni są parą, a ja przypadkiem.

Czysta poezja, tak jak i nowa płyta Marii Peszek. Słuchamy z Gódźką od rana. "Są kobiety/ Pistolety/ Chude, długie, opalone/ Z wydepilowanym łonem". I tak dalej. Nie moja muza, ale teksty niesamowite, Gódźka też tak uważa.

Gódźka to nowa ksywka Mojej Sportowej Żony. Zdrobnienie od Godżilla. Bo wrześniowy zespół napięcia przedmiesiączkowego (med. PMS) przechodzimy ze sporym humorem. A w najgorszych momentach zamiast amerykańskiego kina psychologicznego są japońskie filmy grozy klasy B.

No dobra, dosyć żartów. Pewnie czasem obiecujecie swoim bliskim, że w ogóle nie będziecie mówić o bieganiu, a w okresie napięcia przedmaratońskiego nie jesteście w stanie nawet myśleć o czymś innym. Ja mam tak samo, wiedziałem, że tej obietnicy – ani słowa o bieganiu – nie dotrzymam.

Myślami jestem już na trasie. Kontroluję ruch mięśni, sprężystość kroku, samopoczucie ogólne – pod kątem tego, jak to będzie w niedzielę. Martwię się trochę pogodą, chociaż zaraz przypomina mi się opowieść Kamila D. z Tok F. Kamil widząc się z dyrektorem maratonu Markiem T. zagadnął go nieco zafrasowany o pogodę. Na co dyrektor Marek T. ze stoickim spokojem:

– Nie zajmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu.

Mam wpływ na superkompensację. Widzę z komentarzy, że wszyscy ujawnieni maratończycy to robią, ale może zaglądają tu jacyś ukryci, to na wszelki wypadek przypomnę. Kilka dni przed startem robimy bardzo mocny (szybki) trening, świetnie do tego nadają się kilometrówki. Jesteśmy po nim zajechani, nasze możliwości spadły, organizm potrzebuje regeneracji. Przez następne 3-5 dni dajemy mu się regenerować, a organizm odbija się od tego mocnego treningu jak od odskoczni typu kangur. I w dniu zawodów mamy możliwości wyższe niż normalnie.

Zrobiłem tych kilometrówek w środę 12. W Lesie Kabackim na wymierzonych żółtych kilometrach. Najpierw 4 samemu po ok. 3:50. Przerwy w rozciąganiu do 2 minut. Potem 5 minut truchtu na parking w Powsinie, gdzie spotkaliśmy się z biegającym szefem. Szef o dwie kategorie wiekowe starszy, więc ustaliliśmy, że robi dwie serie po 4. Zrobiliśmy kolejną czwórkę, ja po jakieś 3:40, a biegający po ok. 3:55-4:00. Żeby każdy miał dobrze, startowałem 10 sekund później i najpierw ja goniłem biegającego, a potem on nie dawał mi uciec. Po przetruchtaniu kilometra trzecią (drugą wspólną) czwórkę zrobiliśmy w tym samym tempie, też robiąc przerwy na rozciąganie. Jeszcze wielkie rozciąganie na koniec i robota zrobiona.

W poprzednim akapicie celowo użyłem kilkadziesiąt razy słowa rozciąganie. Bo to najlepsze co jeszcze można przed startem zrobić. Dziś pobiegałem sobie po Lasku Bielańskim pół godziny. Najpierw 18 minut powoli, tempo 5:00, a potem 6 minutówek dość szybko z minutowymi przerwami w truchcie. A po biegu zrobiłem porządne rozciąganie. Potem tata, praca, dom, a wieczorem, kiedy Gódźka wróci z fitnessu poproszę ją o wspólną sesję rozciągania.

W piątek nie biegam, za to w sobotę chcę zrobić wolne pół godziny z 6 przyspieszeniami na pół minuty pod koniec dla przypomnienia sobie mocniejszej motoryki. A po biegu rozciąganie. W piątek też się zresztą porozciągam, obiecuję.

Czasem na wspólnym bieganiu wywiązuje się dyskusja, kiedy robić wolne – dzień czy dwa przed startem. Moim zdaniem trzeba to uzgodnić z własnym organizmem. Czy traci tzw. "czucie mięśniowe" po jednodniowej przerwie biegowej? Ja tak mam, dlatego w sobotę nie chcę robić odpoczynku, wolę się lekko przetrzeć przed startem. Ale może wasz organizm woli regenerującą przerwę? Większość biegaczy robi sobie przecież wolne w przeddzień startu. Wsłuchajcie się sami.

Pogoda ode mnie, ani od Marka T., nie zależy. Ale jednak stając na starcie trzeba ją brać pod uwagę. Trudno się na to zdecydować po miesiącach harówki, ale gdyby było za ciepło, to mam nadzieję powstrzymać swoje ambicje. Jeśli będzie dobrze – jednak zimno, bez wiatru i deszczu – to jadę na 2:49. Już się nie mogę doczekać.

Wiecie, to jest taki stan wigilijny. Czuję się jak w przededniu ważnego dla mnie święta. Poszedłem wczoraj na konferencję prasową Maratonu W., chociaż nie miałem pisać żadnej relacji – tylko dlatego, żeby poczuć już tę świąteczną atmosferę. W supermarketach od października palą się lampki świąteczne i chodzą Mikołaje. U mnie już się zapaliły wszystkie diody. Jestem bardzo podniecony.

Gódźka wraca. 

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.