Poznań biega

Najpierw widać wózek. Daniel z Kamilem, grzeją w zasadzie w czołówce, przed grupką na 3:15. Podbiegam z nim kawałek, jest dobrze, bo Kamil śpi. Potem długo, długo nic czyli rzeka anonimowych biegaczy, bo na ósmym kilometrze to jeszcze rzeka. Najłatwiej wyłowić z niej wózki. Przed balonikami na 4:00 biegną obok siebie Janusz i Michał z wózkami, czują się dobrze, bo na ósmym kilometrze to wszyscy czują się dobrze. A na 4:30 – Anita z małym Stefanem.

W międzyczasie macham Basowi i Corvusowi z Poznania. Dołączam do Zbyszka z obozu w Rabce, zgodnie z naszym planem ma wcelować w czas między 4:15, a 4:30, co oznacza poprawienie życiówki o kilkadziesiąt minut (wyjdzie 4:27). I truchtam z Adą i jej Tomkiem (ekipa izraelska). Tomek ma z nią przebiec jedno kółko, bo potem musi wsiadać w pociąg i jechać do pracy.

Z ósmego kilometra biegnę na dziewiętnasty niedostępnym maratończykom dwukilometrowym tunelem w czasoprzestrzeni. Wszyscy idą po swoje, wypatruję jeszcze Fajkę z Johnsonem na 3:30, z każdym ze znajomych staram się podbiec kilkaset metrów, a potem wracam na punkt kibicowania, gdzie przy trasie stoi kilka osób.

W pewnym momencie stojący obok kibic zerka na mnie raz, drugi, trzeci i z pewną taką nieśmiałością zadaje pytanie. Pytanie, które jest zabawną pomyłką. Pomyłką, która jest dla mnie jednym z największych komplementów, jakie w życiu słyszałem:

– Przepraszam, czy pan Wojciech Skarżyński?

Dobre, co? Mam nadzieję, że guru Skarżyński nie poczuje się urażony. Kibic to Marcin z podpoznańskiej miejscowości, której nazwy nie pamiętam, ale pamiętam, że w Gnieźnie pobiegł półmaraton w 1:46, o maratonie myśli dopiero w przyszłym roku. Dzięki, Marcin, teraz chwalę się wszystkim tą anegdotką.

Kiedy przebiegną wszyscy moi idę pod prąd. Przejdziem Wartę, będziem polskobiegaczami. Kilometr za mostem gdzieś koło 37 kilometra maratonu staję i wypatruję. Najpierw, naprawdę w czołówce – Wyspio. Podbiegamy, wie już, że nie złamie 2:55, ale czas w okolicy 2:56 jest realny. Rzucam mu wyzwanie – swoje 2:56:49 z Warszawy, żeby pokonał mnie korespondencyjnie. I Wyspio dobiega w 2:56:35.

Zaraz Daniel, wygląda na to, że idzie na 3:11, ale trochę zwalnia i dobiega w 3:14, bo wie, że na mecie musi się sam zająć Kamilem. Potem baloniki 3:30, a dopiero po nich Fajka z szansami na 3:37. Co z Johnsonem? Został, zwolnił. Biegniemy kawałek, staję i patrzę, a tu Johnson, 100 metrów za Fajką. Sapie jak parowóz z Cegielskiego, wciąga żel – i za chwilę będę pierwszym udokumentowanym w historii świadkiem zmartwychwstania. Z tym samym świstem w płucach Johnson przyspiesza, po kilometrze widzimy czerwoną koszulkę Fajki, po drugim go doganiamy i zostawiam Johnsona w tym locie wznoszącym, a Fajce krzyczę tylko, żeby się starał nie stracić go z oczu. Obaj dobiegają lepiej niż można było wtedy sądzić – Johnson na 3:35, a Fajka 3:36 niestety z czterema sekundami ponad życiówkę. Można potem latami szukać tych czterech sekund na trasie, gdzież one się zgubiły. Albo na wiosnę zrobić drugą życiówkę.

Leci Alena, zmordowana, ale waleczna jak białoruska opozycja. Złamie czwórkę z dużym zapasem. Za nią Joasia z obozu, też podopieczna. Zrobi 3:57, życiówkę o pół minuty, ale cenną jak klejnot, bo przez ostatnie dwa lata nie łamała czwórki. I walczy, najbardziej na trasie z wszystkich moich walczy. Ada już bez męża, tylko minutę spóźniona wobec planu, walczy o złamanie 4:15, zrobi to z półtoraminutowym zapasem.

Niechcący mi się tak ten akapit ułożył – o trzech walecznych kobietach. Ale bardzo mocno widziałem to na maratonie. Kiedy biegniesz samemu, czujesz swoją słabość, siły albo sekundy, które ci uleciały, czujesz ból, wysiłek. Kiedy patrzysz z zewnątrz widzisz walkę. Albo poddanie, ale z moich w Poznaniu nikt się nie poddał.

Janusz z wózkiem dobiega w 3:53, dwie minuty lepiej niż mu napisałem na kartce w sobotę. Michał z wózkiem w 4:04, minuta nadróbki. Anita z wózkiem kończy w 4:46, kwadrans poniżej planu, ale naprawdę nie o plan tu chodziło. Myślę, że gdybym miał tyle na głowie co Anita – trzy etaty, trójkę dzieci – to biegałbym maraton o godzinę-dwie wolniej niż biegam. Szacun. Z Anitą dobiegam do 42 km 95 metrów, ostatnie 100 zostawiając jej na samodzielny triumf. Znikam za barierką.

Dobry dzień miałem jako kołcz. Dostałem jeszcze esemesa od Beaty S. z Amsterdamu, która po kilku latach podchodzenia do złamania czwórki zwróciła się do mnie – i wczoraj napisała „tralalala 3:54”). Nie jestem mistrzem świata, nie dorastam guru Skarżyńkiemu, nie zaślepiła mnie pycha, nie bójcie się – ale wczoraj ja też miałem dobry dzień.

Nie samym trenowaniem człowiek żyje. Tęskniło mi się przy trasie do biegania maratonu. W przyszłym sezonie zrobię pięć albo sześć. Idiotyzmem byłoby biec tyle razy na życiówkę, więc muszę sobie wyznaczyć inne cele. Wiosenne maratony spróbuję biec tak: pierwsza połówka w 1:29-1:30, a potem, ile się da. Chcę poćwiczyć gospodarkę energetyczną. I na jesieni spróbuję pobiec połówkę w 1:25, a potem też ile się da.

Jeszcze dwa ważne biegi – piątka i dziesiątka w listopadzie. Ale po Poznaniu coś się w sezonie kończy. Już trochę zaczynam myśleć o zimie, o tych kilometrach do wytupania, kiedy świat będzie siedział na piecu, jak kot Bonifacy (młodsi: google).

Updated: 17 października 2011 — 18:55

  1. sfx

    2011/10/17 17:54:18

    i nie zmieniam zdania.
    chciałoby się tam być.
    gratuluję wszystkim wszystkiego.

    w sobotę zaliczyłem kolejne zagraniczne podium w kategorii M30 na niepełne, lekko krosowe 12k. było 46:57, czyli całkiem przyzwoicie. 7. open, ale konkurencji specjalnej nie było. po biegu wysiedziałem sobie 3 godziny w różnego rodzaju saunach. dawno nie korzystałem, ale przy tak miłej sposobności trudno było sobie odmówić tego przesytu.


    mrz

    2011/10/17 18:00:11

    Wojtku, 3 maratony w tym roku i trzykrotnie Cie widziałem, jak dobry omen – wczoraj w zielonej koszulce z ta dzielną kobietą z wóżkiem, ja zaraz za Wami, nie chciałem przeszkadzać bo rozumiem, że ja motywowałeś, że juz tak blisko …
    I jak mozna się rozciągać, jak mięsnie sztywne i co rusz skurcze? Nikt sie nie rozciągał na mecie, nikogo nie widziałem. No ale może jeszcze za krótko biegam. Pozdrawiam, choć Murakami to dla mnie niestety,grafoman.


    basdlamas

    2011/10/17 18:48:53

    Bas sie rozciągał do 14:20 !!!!!!!! czyli około 30 minut : ))))) bo czekałem na moich koleszków biegających.


    majka.bally

    2011/10/17 19:25:10

    Wojtku, czyli Michał zaznaczył właściwe punkty na mapce? 😉 Wybraliśmy takie miejsca, żebym była z żelami między punktami odżywczymi 😉 Aż dziwne, że Cię na nich nie widziałam.

    Mrz, mój Michał się rozciągał, ojciec również- obaj debiutanci z wczoraj- dzięki temu NIC dzisiaj nie boli. Zgodnie twierdzą, że „jest jak dzień po długim wybieganiu, normalnie” 😉

    Dużo siły daliście mi wszyscy przez ten weekend, siły do biegania, dziękuję! Wiosną dołączę do Was, maratończyków, marzę o tym, uciekam na GR 😉


    djus_d

    2011/10/17 20:06:31

    I mnie było dane uścisnąć dłoń Wojtka Skarżyńskiego 😉 Naprawdę fajnie się biegało w Poznaniu. To był mój drugi maraton. Plan był na 3.50, prawie się udało – 3.50.37 (tak btw jak się podaje wyniki to podaje się czas brutto czy netto? to powyżej to netto). Do zobaczenia na kolejnych maratonach.


    piotrek.krawczyk

    2011/10/17 20:28:00

    John – piękny wpis, prosto i od serca. Mój ulubiony. Tak może pisać tylko zaangażowany trener. Wątpię żeby nawet udany start dał Ci tyle satysfakcji…
    Alena – dzięki za opowieść, nie daj się tam wsadzić w Twojej niezbyt wolnej ojczyźnie. Fajka – kurcze, dwumaraton zaliczony z atomową precyzją! A te pięć sekund nie w tę stronę co trzeba… Pomyłka losu… Znam to, znam. Miałem takie sekundowe porachunki, np. maraton na złamanie 3:15 i wynik 3:15:01. A Kamil Tokowy pokonał Dzikiego w życiówkach w tym roku o 1 sekundę! Mój rekord 3:12:20, Kamila 3:12:19! Trzeba z tym żyć i jak mówi Trener Wojtek S. 🙂 zamienić tę zasadę przy najbliższej okazji.
    A Dziki dziś… znalazł temat do pogłębionego, metafizycznego, socjologicznego wpisu na Dziki Biega Po Świecie. Temat znalazłem w Puszczy Kampinoskiej, na tylnym siedzeniu zaparkowanego w lesie samochodu, temat znalazłem po zakończeniu znowu udanego treningu pod Szamotuły. To kamień znalazłem na tylnym siedzeniu. I dziurę w tylnej szybie. Roboczy tytuł jutrzejszego wpisu: „Dziki spotyka w Puszczy ludzką bezinteresowność”. Nic nie zginęło, a w aucie było wszystko, łącznie z laptopem z całą historią i dorobkiem Stowarzyszenia. Nie zniknął nawet komplet Pink Floyd, który stał na półce za szybą z tyłu,mój skarb, który podarował Dxikiemu Tomik na urodziny, tylko przysypany pouczonym na malutkie kaweczki szkłem. Tak, to jest temat… A Dziki dziś piękny trening (dedykuję Quentinemu) w dalekiej Puszczy, bo kawał dnia mi zostało po Bardzo Ważnym Spotkaniu i uznałem, że już się na dziś napracowałem 🙂 To pojechałem w okolice Granicy i stamtąd po nienajlepiej obieganym terene nabiegałem 19,1 km w 1 godzinę 28 minut i 48 sekund. To było BNP, ostatnie 4,1 km w tempie 4:15 czyli na 1:30 w półmaratonie. Jak zobaczyłem przy samochodzie po wykonaniu pętli, że jeszcze 2 km do pełnej połówki, już miałem dokręcać i spróbować ostatnie 2 km pobiec szybciej. Wtedy zobaczyłem dziurę w szybie. I zająłem się dziurą. Teraz żałuję, dziura mogła zaczekać… A do Szamotuł Dziki się wybiera. Jak nie autem to PKP, choćby na osiołku. Dziki


    tomikgrewinski

    2011/10/17 23:31:01

    Wojtek – gratulacje!
    Musisz miec ogromna satysfakcję!
    Moze z tej radości zaszalejesz i skoczysz do Szamotul?

    Ja przez gapiostwo napisałem przed chwila pod poprzednim postem, wiec dopisuje tutaj na nowo…
    Czy ktoś z Poznania ma 1 lub 2 wolne miejsca zeby zabrać w niedziele rano z Poznania na start do Szamotul a potem z powrotem?


    tomikgrewinski

    2011/10/17 23:31:52

    Dziki
    A jak planujesz podróż?


    piotrek.krawczyk

    2011/10/17 23:56:33

    Tomik – miałem jechać samochodem, ale wybili mi szybę kiedy sobie w najlepsze biegałem po Puszczy. Biegałem 1,5 godziny, a tamtędy ktoś przechodzi lub przejeżdża raz na pół godziny… Jak auto wyjedzie z serwisu na sobotę to będzie plan A. Jak nie, to plan B – pociąg z Warszawy do Poznania, a potem coś, nie wiem co, jakaś logistyka z Johnsonem lub Quentinem, TAXI, PKS… Plan C – pożyczyć auto, plan D – na osiołku 🙂


    rob-ss

    2011/10/18 08:11:09

    ehh… na to nie ma niestety rady 🙁 wczoraj w Uwadze TVN był reportaż o człowieku, którego zamordowali w mojej Zielonce- znałem go. Zamordowali za to, że nie dał papierosa, na papierosa, za nic. Ot po prostu grupie gości nie spodobał się i tyle. Miał 38 lat, był pasjonatem jazdy na rowerze a jeździł głównie tam gdzie ja biegam.

    A tak BTW to dzięki Dziki za dobrą radę. Pod nieobecność w zamrażarce lodu świetnie się sprawdziła marchewka z groszkiem na zmianę z paczką włoszczyzny. Ból kolana ustąpił 🙂 Póki co stąpam jeszcze asekuracyjnie na tej nodze ale już mnie wczoraj niosło i po drzewo do komiinka jak szedłem to potruchtałem 🙂 Zatem jestem optymistą, mam nadzieję, że to tylko jakieś lekkie naciągnięcie.
    pzdr, robSS


    johnson.wp

    2011/10/18 09:33:50

    Dziki, Tomik – oczywiście, że Was zawiozę i odwiozę (może lepiej przywiozę:) z Szamotuł, Quentina też, będziecie się mogli po biegu totalnie rozluźnić 🙂 Basiasty – też się chciałeś zabrać jako kibic? Macie to zaklepane. Mój tel 503053529. Dziki nocuje u mnie więc oczywista jest jeszcze jedna propozycja. Zapraszamy z kibicującą Wam Asią na podwieczorek półmaratończyka w sobotę. Zbiórka o 17.00 na stacji BP na Rondzie Rataje, skąd przejazd do naszego rancza. Z powrotem także odwiozę, więc możecie uwzględnić wszelkie przedstartowe rytuały:)
    Corvusiasty, czuj się zaproszony, czuję że masz ochotę pogadać z Dzikim na żywo:)
    Moja żona, w swoim jak zwykle wzruszającym stylu, zaproponowała akceleracyjną drożdżową pizzę dla Was wszystkich do syta:) Składniki do przegłosowania. Czekamy na propozycje…


    basdlamas

    2011/10/18 10:01:51

    Johnson – dzieki

    basowy maraton:

    http://www.piotrusinski.blogspot.com/


    quentino-tarantino

    2011/10/18 10:54:53

    Bas – ta Wasza fotka to jest dokładnie 17 km. Wiem, bo to był punkt w którym spędziłem najwięcej czasu, razem z rodziną Biegofanki. Właśnie minęliście plac Bernardyński.


    beat.usia

    2011/10/18 10:57:26

    Gratuluje wszystkim poznanskich osiagniec, a nam wszystkim blogowiczom gratuluje naszego Wspanialego Kolcza!!!

    Udalo nam sie 🙂 a niech to!!!
    Gdy przed maratonem podeszlam do Wojtka mowiac zamiast: ‚witaj’ – ‚oto sprawca tego calego zamieszania’, Kolcz wskazal na niebo – siedzibe Sprawcy…

    Tak wiec dziekuje Stworcy za Wojtka, za Nas wszystkich biegajacych, za nasze zdrowie, za przywilej biegania, za wszystkie male -wielkie cuda, ktore dzieja sie na trasie Maratonu…


    jaskrawy.pomaranczowy

    2011/10/18 21:30:01

    WIELKIE gratulacje dla wszystkich poznańskich maratończyków! Z tego, co czytam, to każdy z Was coś wygrał.
    Jeden z cichociemnych, który wrócił do ciszy i ciemności 😉


    sfx

    2011/10/18 22:42:55

    Ruszajcie teraz na Nocną Ściemę 2011…

    W klasyfikacji Polska Biega przygotowane zostały nagrody specjalne…
    … dla piewszej kobiety i mężczyzny w półmaratonie
    … dla piewszej kobiety i mężczyzny w maratonie

    Zapraszam.


    wyspio_biega

    2011/10/18 23:45:18

    Ruszam powoli, dyscyplina to podstawa. Pogoda nie będzie tym razem wymówką. Pierwszy kilometr w 4:32, nawet wolniej niż chciałem, ale jest pod górę. W duchu cieszę się na ten podbieg na 40km. Stopniowo się rozpędzam, ale łamiące trójkę balony stale napierają. Pierwsza piątka w 21:31, tempo spacerowe, tętno niższe niż przy czytaniu drugiej strony Rzeczpospolitej, ale 45 sekund w plecy. Czas wrzucać planowane 4:09. Stopniowo formuje się przede mną tramwaj, doganiam i wsiadam. Tramwaj gna przez poznańskie blokowiska niesiony aplauzem karmionej pyrami gawiedzi, która tłumnie wyległa na ulice. Wokół lokalnej heavymetalowej grupy, klaszczą powracający z kościoła emeryci. Jest noszenie, zegarek potwierdza, najlepsze wzdłuż kilometrowego szpaleru dzieciaków z okolicznej podstawówki, druga piątka w 20:35, za szybko, ale tramwaj pędzi i nie chcę z niego wypaść. Trzecia piątka już bliżej założonego tempa w 20:43, cudowny doping na Rolnej i na najdalszym cyplu w Dębinie. Zaczynają mnie boleć kolana, właściwie sztywnieć, nic szczególnego, wychodzi przeciążenie poprzednimi startami. Ale cieszę się już na swoich kibiców i gonię uciekającą grupkę, bo gdy tylko lekko odpuszczę, zostaję z tyłu. Na 17km wrzeszczą znajome gęby, to Quentino i Biegofankowie, chwilę później moja żeńska ekipa wspierająca. Pozuję do zdjęcia i wymieniam rękawiczki na żel, bo od siódmej nic nie jadłem. Ekipa jest tubylcza, więc zaskakuje mnie i zjawia się za chwilę znowu. Żel oblepia mi usta i gardło, do wodopoju zdążę o tym zapomnieć. Mata na 40km pipczy, wyniki pipczenia pójdą w świat jako czas z 20km, który jest 200m dalej. Czwarta piątka, 20:33, czyste szaleństwo. Pod górę zwalniamy tylko nieznacznie, tętno po raz pierwszy przebija się przez 160, jest dobrze. Znów pipczenie, tym razem 21km, bardzo przydatne, każdy chce przecież wiedzieć jaki miał czas 98m przed półmetkiem, organizator pewnie zna racjonalne wytłumaczenie. Sam sobie obliczam, bo aktualnie nie mam nic lepszego do roboty, wychodzi mi 1:28:02, 32 sekundy straty, co przy obecnym tempie jest do odrobienia. Piąta piątka jest jednak tak trudna jak pierwsza, wychodzi po 20:53, ponad 40s straty. Ok, lecimy na 2:56. Wyciągam z kieszonki żel, cytrynowy, pycha. Doganiamy inną grupę, łączymy się w jedno ciało i po kilometrze ponownie dzielimy, ale już w innej konfiguracji. Mam wrażenie, że kilku osobom z pierwszej grupy przekazaliśmy w trakcie łączenia część kinetycznej energii, my zwalniamy, oni pchnięci uciekają do przodu porywając kilku naszych. Zaczynam odstawać nawet od drugiej grupy. I znów podnosi mnie widok ekipy wsparcia na 28km. Jest i Quentino, podaje żel, chowam do kieszonki i lecę. Tu znów głośna, choć już mniej, podstawówka. Woda, niebieskie borygo i wśród pipczenia łapię szóstą piątkę 20:43. Idealnie. Matę z 10km przenieśli na 30, brawo! Na punkcie odżywiania walają się skórki po bananach, tramwaj wpada w poślizg i rozsypuje się, zostaję sam w obcym mieście. 15m przede mną ucieka dwóch niedobitków. I tu przypominam sobie o znikającym punkcie, którym w tym samym momencie był w Warszawie Pict. Dokładnie wtedy odjechała mi życiówka. Przypominam sobie też o dobrym na wszystko Jacku Danielsie – jeżeli utrzymanie tempa biegu sprawia ci trudności, spróbuj przyspieszyć. Przyspieszam, doganiam na podbiegu. Na 31 zerkam na zegarek, subiektywnie przyspieszyłem do 4:00, obiektywnie nie jestem neutrinem, garmin mówi 4:17. Młodszy kolega za chwilę jednak odjeżdża, starszy zaczyna charczeć, mówi że młodszy jest dobrze przygotowany. Zostaję sam. Bolą kolana, kibiców już mniej, gasnę. Zostaje mi tylko głowa. Włączam motywator matematyczny. Obecnym tempem dobiegnę w trochę ponad 2:57, piękny czas przecież. Już niedaleko, wcale nie jest tak ciężko, te dwie jesienne katastrofy były po to, żeby móc przetrzymać jeszcze 45 minut w jednym kawałku. Zaczepiam wzrok na uciekinierze, ustalam dystans i staram się go trzymać. Udaje się, przestaje się oddalać, tempo na kolejnych km około 4:15. Przyjmuję trzecie śniadanie, tym razem zielone jabłuszko, i spoglądam na zegarek. Siódma piątka w 21:20.


    wyspio_biega

    2011/10/18 23:49:31

    Zostało pół godziny, wytrzymam. Uciekinier jakby bliżej, słabnie. Ja też, ale wolniej. Doganiam za dwa kilometry, akurat najwolniejsze, dziękuję za 30km towarzystwa i człapię dalej. Za chwilę Wojtek, podbiega, mówi, że przyspieszając jak zawsze, złamię 2:55. Tylko, że ja raczej zwalniam. Rzuca mi czas do pobicia 2:56:49, zaczepiam się więc kolejnego celu. Jednocześnie zauważam, że gdy biegł obok, wyraźnie się rozpędziłem, zostaję w tym tempie i zaczynam liczyć. Na 38km we Wrocławiu podbiegł ze mną Fajka i wyrwał z letargu. Johnson świetnie wie, o czym mowa. Ósma piątka w 21:25, muszę dobiec w 9 minut i kilka sekund, obliczam potrzebne tempo, wychodzi 4:08. Da się zrobić, to tylko 9 minut męki. Znów moi kibice, których widzę jak przez mgłę i chwilę później wspinaczka. Podbieg zabija mi finisz, na który liczyłem, wyprzedzam, ale tempo słabe. Krzyczy i macha poznany dzień wcześniej Grido z małżonką. Zakręt i ostry zbieg, którego na zakwasie nie skonsumuję, do mety kilometr. Ogarniam się trochę, ludzie krzyczą, że łamiemy trójkę. To już wiem. Wyprzedzanie podtrzymuje tempo. Pipczenie na 42km, zerkam na zegarek, zostało 45s. Doganiam jeszcze jednego zawodnika, walczy, przyspiesza, dokręcam, on również, ostatecznie przegrywam, ale te 195 pokonuję w 33s, w tempie 2:49. Meta w 2:56:35. Życiówka poprawiona o ponad trzy minuty. 2 lata temu pobiegłem tu 3:19. Być może do 2:55 zabrakło tygodnia, dwóch odpoczynku. Być może.

    Pewne jest, że forma z sezonu na sezon rośnie, niegramatyczny Poznań Maraton też, a ilość kibiców napawa nadzieją, że doczekamy się tu imprezy na światowym poziomie.

    Polska biega trzy maratony. Ja też. Po masakrze we Wrocławiu i porażce w Warszawie, pobiegłem po swoje w Poznaniu. Co to oznacza, dowiem się pewnie za dwa tygodnie, gdy organizm wypomni przesadę i brak rozsądku. Będę miał czas na wyciąganie wniosków przed wiosną. Tymczasem raduję się dobrym biegiem i podsumowaniem niedzieli przez moją dwuletnią córeczkę – tatuś biegał maraton.

    Wojtek, dzięki. Urwałem dzięki Tobie z pół minuty.

    Johnson, jeśli tego jeszcze nie zrobiłeś, sprawdź swój czas finiszu, dałeś czadu.

    Quentino, Grido, Biegofankowie, dzięki za doping.

    Mks, miło było Cię spotkać, biegaliśmy w tym roku to samo, powodzenia w Atenach.

    Fajka, gratuluję i dziękuję za towarzystwo przy najsmaczniejszym od dawna piwie.

    Bas, wbrew rozsądkowi. I dobrze, nie jesteś jedyny;) Gratuluję.

    Corvus, Ada, marsz, gratuluję życiówek.

    Biegofanka, Alena dzięki za niematematyczne relacje. Sam tak nie potrafię.

    Tyle nas biegło, że wielu pewnie pominąłem. Zatem wszystkich Poznaniaków i ich kibiców zbiorczo pozdrawiam.

    wyspio


    majka.bally

    2011/10/18 23:56:59

    Jak mogłam Cię nie poznać.
    Pięknie pobiegłeś.


    tomikgrewinski

    2011/10/19 00:56:04

    Wyspio
    Od samego czytania przeszedłem w 3 zakres…
    Wielkie gratulacje!
    To absolutnie fantastyczny wynik!
    I genialna relacja.
    Johnson – dzięki!
    Jutro dzwonię!


    basdlamas

    2011/10/19 08:54:14

    Wyspio – gdyby z tobą tylu browarków nie wypił… to bym sie spłakał ze wzruszenia:)))). Ale że wiem że w głębi duszy jesteś DZIK to tylko ci napisze…. DOJE^%$#EŚ STARY!!! GRATUALCJE:))))))


    beat.usia

    2011/10/19 09:20:47

    Gratulacje Wyspio!!!!
    Niesamowicie dopracowany bieg, precyzja jak w szwajcarskim zegarku!!! Swietnie!!!


    pict

    2011/10/19 09:35:56

    Wyspio – super relacja! Ech, lubię takie bieganko – mam nadzieję, że w następnym sezonie pobiegniemy razem coś 😉 A propos odpoczynku – ile planujesz i w jakiej formie, bo ja właśnie się nad tym intensywnie zastanawiam.


    piotrek.krawczyk

    2011/10/19 11:46:31

    Wyspio – się czyta…

    A Kamil Dąbrowa czyli Tokowy został dyrektorem I Programu Polskiego Radia! Jedynka będzie biegowym radiem! 🙂 Jak to rekordy w maratonie przenoszą się na inne sfery życia…


    basdlamas

    2011/10/19 13:34:58

    http://www.fotomaraton.pl/event.php?Lang=PL&Event=MPO11&ToFind=oleszak

    na filmiku – 2:42 kto poznaje tego Pana? :))))))))


    biegofanka

    2011/10/19 14:25:30

    Wyspio – dokładnie zrelacjonowałeś swoją walkę. Świetna relacja… rzeczywiście, ja matematycznie przedstawić nie potrafię… biegnąc, raczej słucham, obserwuję, co dookoła mnie się dzieje… wsłuchuję się w mój organizm, nie notuję specjalnie międzyczasów:))


    tomikgrewinski

    2011/10/19 14:52:54

    dziki
    jedziemy razem?
    wyslij mi swoj numer


    1.marsz

    2011/10/19 14:55:37

    wyspio twoją relację czyta się w tempie na 2’20 i w rytmie mocnych finiszowych kroków o kadnecji 220, gratuluję wspaniałego wyniku
    marsz
    ps. czy ty jesteś z warszawy czy wrocławia, pytam bo może wzorem warszawiaków czy poznaniaków „zintegrowalibyśmy” wrocław treningowo, tzn. pobiegali wspólnie raz na jakiś czas…była kiedyś inicjatywa oco i jaskrawego, w której nie mogłem uczestniczyć, a którą warto powtórzyć w większym gronie, co wrocław na to?
    marsz


    ocobiegatu

    2011/10/19 18:13:34

    Marsz – ładna inicjatywa . jakoś niedługo z Popellusem mamy biegać 21,1 , więc możesz się dołączyć. Byłaby okazja aby poznać oco w wersji remake..:).
    Otóż w zasadzie powinienem zaglądać teraz na fora bokserskie…Doznałem kontuzji łuku brwiowego. Napiszę tak biegacko jak można…Remontowany dworzec wroclawski zapewnia warunki do sprintow…Są tylko dwa perony a nigdy nie wiadomo z którego odjedzie pociag.Ludzie tłoczą się pod peronami a pozniej , jak juz wiadomo gdzie bedzie pociag realizuja sile biegowa-po schodach w gore..W niedziele odprowadzalem gosci i nagle patrze jest jakis peron nr 6 a nie wiadomo gdzie on jest. Pobieglem w kierunku ulicy , nagly nawrot, utrata priopriocepcji ( co latwiej po 2 piwach) i bdum na lewa reka a pozniej na luk…Dalszych drastycznych szczegolow nie opowiem. Nastepnego dnia bylem u chirurga. Blizna pozostanie..Na razie mam plaster wiec pisze w wersji oco.02 lub oco-tradition powiedzmy..ale po zdjeciu plastra kto wie ? moze sie zmienie? Moze np, zaczne pisac o interwalach , jako moich ulubionych? ..:).Inna sprawa co z NŻ lub SŻ, żartowałem o tym z lekarzem , całym siwym , co nie takich jak ja widział. Może kobiety faceta z takim łukiem , bedą obchodziś szerokim łukiem ?. Mam nadzieję , że choć chodem sportowym…:).
    Pozdrawiam wszystkich jeszczcze przed remake…:). Oco.


    tomikgrewinski

    2011/10/19 18:18:51

    Gratulacje dla Tokowego!


    andante78

    2011/10/19 21:24:22

    Kamil, dyrektorze, gratulacje 🙂


    piotrek.krawczyk

    2011/10/19 22:31:29

    Tomik – jutro się odezwę, rzecz się robi delikatna… Może zrobimy wyrwę w czasoprzestrzeni tak jak John, czyli Kołcz, kiedy kibicował i kołczował na maratonie poznańskim, i zdążymy na pizza party do Joasi Johnsona… Mój telefon przytaczam na wszelki wypadek: 502 255 301. Chciałbym, żebyśmy pojechali razem. W sumie PKPjest OK, tylko dociąża logistycznie Kolegów, a to Pyry przecież 🙂 Ale jeśli już się zgodzili dowozić i przewozić… :-))) Dziki


    piotrek.krawczyk

    2011/10/19 22:48:19

    A Dziki dziś rozprawił się na Dziki Biega Po Świecie z niezidentyfikowanym obiektem latającym, co spadł na mojego sedana i zamienił go w kabriolet. Wyspio zainspirował mnie do zbadania kamyczka, czy aby nie jest z jednej strony roztopiony od tarcia w atmosferze. Kamyczek został w aucie, jutro je odbieram i nie muszę polerować tylnej szyby, nówka będzie czyściutka… Same dobre strony zdarzenia, a jeśli to meteoryt walnął w Dzikiego samochód, to Dziki jest milionerem. A jeśli w serwisie gorliwie oczyścili wnętrze? Nie mogę się doczekać na oględziny i wreszcie na moje na autko 🙂

    A Dziki dziś z pracy dobieg nad Wisłę 2,5 km, potem 3 X 2 km w tempie na półmaraton w Szamotułach na przerwach po 2 minuty i powrót do pracy. Tempo „dwójek”: 4’14; 4’15; 4’13.
    Podopieczni z Klubu Młodego Aspergera zobaczyli „pana Piotra” w rajstopach! Wrażenie kolosalne! 🙂 Jutro trening w Puszczy na „drodze płaczu” – tam od jakiegoś czasu robię szybkościowe akcenty, to asfalt w okolicy wioseczek Kaliszki, Janówek,Truskawka, Wiersze, aż po Krogulec. Będzie próba generalna przed „treningiem” w Szamotułach – 2 X 6 km w tempie na Szamotuły lub szybciej. Jak to teraz, piszę już mi się robi niedobrz…eee
    Dziki


    popellus

    2011/10/20 08:51:02

    Tak Oco …sb za tydzień, czyli wolna sobota:)
    Oco pół:))

    dzisiaj…kontynuacja standardowa…
    10k.
    Testuje Polar? clock??
    Ktoś ma, ktoś używa, Corvus Ty masz pewnie jakąś wiedzę techniczna, znam Cię:)

    Najlepszego
    Pope


    1.marsz

    2011/10/20 11:08:27

    oco, pope, chętnie was poznam przy tej połówce, sobota 29.10?
    marsz


    ocobiegatu

    2011/10/20 11:09:20

    A w aktualnej Polityce artykuł o więźniach-biegaczach. W zawodach na 21,1 trzeba pokonać 100 okrążen..


    ocobiegatu

    2011/10/20 20:55:43

    Popellus i Marsz. Będę miał chyba gości przed Świętami więc raczej 29.10 by odpadł. Pasowałby jeszcze następny weekend albo nawet niepodległościowy bieg na 21,1 -11.11 , bo to mój tradycyjny już prawie . Ustalimy termin, aby wszystkim pasowało. Byż może uda się 29.10 ale nie ode mnie to zalezy. Mamy dużo czasu na dobór trasy , bo rozumiem , że zdajecie się na wariant oco21.1..:).Niestety nie będzie biegu strusiowego , bo trochę czasu mi zajmie atestowanie trasy w zoo..:). A dziś ciekawy artykuł na bieganie.pl o najszybszym białym na 10km. Zwraca uwagę ,że pobiegł bez spogladania na zegar i sam siebie ocenia jako luzaka…
    Z innych ciekawostek – ma na 5km 13,07 a na 10km 26,48.
    Z wyniku na 5km , z mcmillana , wychodzi na 10km 27,15 a z Danielsa 27,21…
    Przepaść…
    U Greifa mi sie nie udalo sprawdzic bo za bardzo mąci., mało precyzyjny – jak to Niemiec..:).
    W każdym razie gość się nastawia na 10km , najbardziej to lubi, tylko się zastanawia czy na olimpiadzie pobiec 5km. I jak tu nie wierzyć w specyficzność treningu ? czemu amatorzy chcą być dobrzy we wszystkim i się rozmieniaja na drobne ? Ja z biegackiego stołu szwedzkiego biorę 5km…:).


    1.marsz

    2011/10/20 21:02:05

    oczywiście, że oco21,1, co do terminu się zgramy, daj znać jeśli 29.10 odpadnie już na 100%
    marsz


    piotrek.krawczyk

    2011/10/20 21:25:26

    Oco – sto razy wokół spacerniaka musi wprowadzać w stan alfa. Już rozumiem, czemu Maraton Trzeźwości to 13 okrążeń 🙂 Żeby wyleczyć się z uzależnienia trzeba dać sobie coś w zamian, bieganie w kółko może dać ten efekt. Chociaż Dziki uzależnił się od rympałów i zawieruszeń w Puszczy, szczególnie po przebiegnięciu około 16-18 kilometrów. Szczegóły o rympałach i zawieruszeniach na Dziki Biega Po Świecie 🙂 Zachęcam, bo wyszedł Dzikiemu ten nowy odcinek. I jest smaczek dla Oco – hańbiący autora błąd ortograficzny w komentarzu 🙂

    A Dziki dziś zmienił plan treningu z 2 X 6 km na 2 X 5 km. W tempie trochę szybszym niż 4’15 km. Zmieniłem, bo kurcze nie wiem, co miałby zmienić lub pokazać. Wiem, że mogę biec 4’15 przez 5 km, przez 10 km, mogę i szybciej, to po co to udowadniać? I już wiem, po co… Dobieg z wioski Palmiry przez las 2,5 km w tempie 5’05, już się spinam przed szybkim odcinkiem, jest asfalt, zaczynam… To nie tempo na zarżnięcie, jest szybko, ale „idzie znieść”. Gorsze rzeczy dzieją się miedzy Dzikim, a Garminem. Chyba co 200 metrów gapię się na zegarek, jak mi idą interq..wały muszę cholera wiedzieć… Panika jak spada, rozluźnienie jak szybciej od planu, w efekcie szarpię tempo, liczę i liczę, nie jestem maszyną do biegania tylko komputerem, to mnie zamęcza, myśle po drodze o zmianie na 2 X 3 km, potem, jak przekroczyłem trzeci kilometr myślę o 2 X 4… To nie bieganie, to klęska od pierwszych kroków, bo myślę tylko o tym, żeby jak najszybciej skończyć. Pierwsza piątka pod wiatr, tempo 4’12, w czasie, niby okej, ale jestem wq..wiony na Dzikiego postawę. Teraz kilometr przerwy w biegu po 5’08. I znów zryw do piątki poniżej 4’15. Już lepiej. Wiatr w plecki, już sobie powiedziałem parę mocnych słów. Już lepiej, bo nie ma perpektywy następnej szybkiej piątki… O nie! Na czwartym kilometrze postanowiłem Dzikiego potresować… Kończę drugá piątkę w tempie 4’10. Kończy się asfalt. Fajnie. Fajnie? To jeszcze dwa kilometry powrotu przez las najszybciej. Wykonać! Masz minutę truchtu i start! Start! I to był najpłynniej wykonany szybki odcinek. 2 km w średnim tempie 4’04, bez patrzenia na stoper, zmęczyłem się mniej niż na pierwszej piątce. O co chodzi? Jeszcze sobie pobiegałem rytmy, nogi zadowolone, Dziki ostatecznie też zadowolony. Ale nadal nie wiem do końca, jak ten trening miałby się przenieść na połówkę. Mogę biec 12 km w tym tempie. I co z tego? Ciężarowcy na treningach pobijają rekordy świata, a na podeście palą sztangę, od której zaczynają każdy trening. Z drugiej strony absurdem jest bieganie treningowo całego maratonu w tempie startowym na maraton na zawodach. Dziki nie wie jak żyć. Pomóż panie premierze. Albo Trenerze 🙂 Dziki


    popellus

    2011/10/20 21:26:22

    Na maratonypolskie.pl jest konkurs:
    Jedno z pytań brzmi:
    Kto wygrał 33 MW
    1. Wojciech Staszewski
    2. Sami Kibet
    3. Haile

    uśmiałem się:))fajnie to się wszystko kręci..

    Najlepszego Pope


    ocobiegatu

    2011/10/20 22:04:39

    Ja trenerem nie jestem , ale podejrzewam , bo temat zwiazany ze zmęczeniem a tu niczego nie możemy byc pewni, , przynajmniej w moim przypadku, że zbyt duża wiedza w czasie biegu szkodzi…:).
    Ale Dziki – napisałeś ciewkawą rzecz. 100 okrążeń a każde jak zapalenie ulubionego papierosa…Z tym ,że w tym przypadku odwrotnie – uzaleznienie u tych więźniów się robi w tych powtórzeniach.A inni kibicują z cel…


    piotrek.krawczyk

    2011/10/20 23:34:27

    Oco – z grubsza: uzależnienie to redukowanie napięcia w destrukcyjny sposób. Takie zachowanie to jakby bąbel, pęcherzyk powietrza na jakiejś powierzchni miejscami podatnej na odkształcenia, jak na bąbel naciśniemy to wyskoczy pod ciśnieniem w innym miejscu. Inaczej być nie może, inaczej materiał pęknie. Można zmienić właściwości materiału, ale to praca na lata i bardzo trudna praca… Niech bąbel wyskoczy w miejscu poza czerwoną linią, tam go przesuwamy, jak tam wydkoczy – może zostać. Niech bieganie będzie sposobem na redukcję podstawowego lęku, każdy go ma, gasimy to tylko na rożne sposoby. To uproszczone przedstawienie pewnego mechanizmu, ale może być na użytek bloga. Niech biegają sto kółek, obyśmy biegali nie ćpali, „obym nigdy nie zmar”ł… – skąd cytat? Konkurs Dzikiego – zasady znane… Dziki


    1.marsz

    2011/10/21 15:16:47

    dziki, ja sądzę (na podstawie książek i czasopism), że interwały podnoszą Vo2max, a biegane przed połówką dodają wiary ogranizmowi w jego możliwości; czyli na 18/19 km „zanurzasz się” w to interwałowe tempo (4’04) i masz problem z głowy, reszta ciała zapier…, bo wie, że musi, a przede wszystkim, że może (tak sobie „poteoretyzowałem”)
    marsz

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.