Maszyna koło maszyny, sztanga przy sztandze. Lekki półmrok wprowadza szemrany klimat, a ściany z cegieł dodają surowości. Faceci przychodzą tu zrobić konkretną robotę: biceps, triceps, najszerszy. Albo klatę, bo klata rozwinięta jak u goryla to kwintesencja męskości. Goryl nawiasem mówiąc ma bardzo mały penis, pamiętam z wywiadu z dyrektorem zoo.
Umówiłem się dziś na trening z synem fotografem. Nie na mój trening – na jego trening. W jego ulubionej siłowni na naszych starych Bielanach. Siłownia nazywa się Hades.
Piekielny wysiłek zobaczyłem, kiedy syn fotograf położył się na ławeczce pod gryfem olimpijskim (20 kilo) nałożył dwa talerze (po 20 kilo każdy) i wycisnął 10 razy. Potem zdjęliśmy talerze, położyłem się pod gryfem i wycisnąłem skromne 20 kilo.
Syn fotograf miał swój plan treningu, dziś robił głównie piersiowy i biceps. A ja machnąłem pełną uwerturę – jedna-dwie serie na każdą partię mięśni.
– Wystarczy? – pytałem syna fotografa po 10 albo 20 powtórzeniach na różnych stacjach drogi siłowej.
– Wystarczy, kiedy nie będziesz już mógł i zrobisz jeszcze dwa powtórzenia.
Jak na amerykańskim filmie o weteranach z Wietnamu. To nie będzie moja bajka, moja legenda, moja subkultura. Ale myślę o użyteczności solidnych ćwiczeń wzmacniających dla rozwoju biegowego. Przestają mi mentalnie wystarczać wspięcia na palce i brzuszki.
Na razie Kancelaria zakupiła 25 taśm Thera Band, jutro mają je wyekspediować kurierem. Moja Sportowa Żona obiecała mi prywatne szkolenie i będziemy się wzmacniać na treningach z bankowcami, ubezpieczeniowcami i innych spontanach.
Z biegania była od poniedziałku tylko siła. Dynamiczną, z piłkami lekarskimi, robili bankowcy i ubezpieczeniowcy, niestety na obu treningach była parzysta liczba uczestników, więc sobie nie porzucałem. A razem robiliśmy siłę biegową. Do tego doszło parę serii skipów z podopiecznym Piotrem w Lesie Kabackim, bo trenujemy w tych samych porach.
Siła to podstawa. Szykuję się trochę pod Bieg Ursynowa, ale bardziej myślę o maratonach. Mam w tym roku w planie jeszcze trzy. Na koniec czerwca Mazury Maraton – bo jak zobaczyłem, że można sobie pobiegać wzdłuż i wszerz Krutyni, to przybiegło do mnie tyle emocji, że się natychmiast zapisałem. Tu chciałbym pobiec ambitnie, ale realistycznie. Na początku września maraton w krynickim Festiwalu Biegowym – bo nas zaprosili, zostaliśmy partnerami, impreza do polecania bez wstydu. To będzie wolne długie wybieganie pod główny maraton roku.
A potem okaże się, kto osiągnie lepszy wynik na Stadionie Narodowym. Reprezentacja w czerwcu, czy ja we wrześniu.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.