5 listopada 2006

Niedziela miała być dniem rodzinnym. Zazwyczaj jest tak: rano do kościoła poszukać nadziei na Boga, potem rodzinne odwiedziny, rodzinny badminton. Treningu biegowego nie ma. Dziś było nieco inaczej – ciemna strona sportu. Rano jeździliśmy po ostrych dyżurach, bo Moja Sportowa Żona w zeszłym tygodniu wzięła na zastępstwo Magic Bar. To odmiana fitnessu ze… sztangami. Przeciążyła bicepsy, ponadrywała ścięgna. Teraz chodzi z ręką na temblaku i jęczy, że nawet bóle porodowe były łatwiejsze. Ja łykam lekarstwa na wykluwające się przeziębienie. Przed wczorajszym biegiem przemarzłem chorobliwie i w gardle mam teraz ten kaktus z reklamy środka na gardło. Mieliśmy pojechać z MSŻ obejrzeć w sklepie narty (ona, jako rodowita góralka jeździ od dziecka, ja mam za sobą jeden sezon), ale jakoś się nie zebraliśmy. I kiedy w okna już stukał wieczór, dopadł mnie stres, co ja tu sportowego opiszę. Więc włączyłem sobie ‚Taniec z Gwiazdami’ (bo chodzimy teraz z MSŻ na kurs tańca, chcieliśmy zobaczyć profesjonalistów). I usiadłem na atlasie. Nie wiem, czy już się chwaliłem, ale w sypialni mamy prawdziwy atlas, sztangę oraz ławeczkę do brzuszków i grzbietów. Trochę popracowałem nad tak potrzebnymi biegaczowi mięśniami grzbietu (robiąc grzbiety i tzw. martwy ciąg – podnoszenie sztangi z ziemi do wysokości kolan, żeby wyprostował się kręgosłup). Ale przede wszystkim postanowiłem sobie przypomnieć o pasie barkowym. Najpierw pięć serii motylków 15 powtórzeń po 15 kg przeplecionych ściąganiem drążka (też 15 powtórzeń po 15 kg). Potem były grzbiety, martwy ciąg i brzuszki. A potem trzy sercie 10 powtórzeń po 25 kg (motylki i ściąganie drążka). I to jest najbardziej oczywisty dowód na to, że prowadzenie bloga sportowego obliguje do nieustannego uprawiania sportu. Ciekaw jestem, czy czytanie bloga sportowego ma podobny wpływ?

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.