Mały wóz

Jakiś kijowy ten początek lipca. Od wczoraj jesteśmy pokłóceni z Moją Sportową Żoną, więc słońce mi świeci na szaro i nic mi się nie chce. Pracować mi się niby chce, chociaż mam jednak jakiś dyskomfort. Z ostatnich trzech moich tekstów dwa trafiły na okładkę, a za trzeci dostałem gratulacyjny sms od Zbigniewa Hołdysa (młodsi: guru) – a atmosfera się skiepściła. Po raz pierwszy w Newsweeku nie czuję, że jest zajebiście. Tak jakbym przebiegł maraton w 2:44, a w wynikach miałbym wpisane 3:02 i kiepskie noty za styl.

fBiegać mi się chce, a przynajmniej ta struktura trzyma mnie przy codzienności. Zacząłem treningi oczywiście od poniedziałkowych podbiegów. A w sobotę był pierwszy z cyklu „temat wiodący obecnego BPS-u” – 1 h powoli plus wydłużający się odcinek w tempie maratońskim. Na razie 2 km. Wśród podopiecznych są już tacy, którzy doszli do 8-kilometrowej końcówki maratońskiej. Mnie się obwody przegrzewają na samą myśl o tym, dojdę do tego w sierpniu.

Najbardziej chce mi się bawić z Misiem Świata. Codziennie robimy kilka treningów. Pani doktor, u której byliśmy dwa tygodnie temu, bo się temu misiu oczko załzawiało, pokazała nam przy okazji ćwiczenia na rączki, na biodra. Efekt treningowy był natychmiastowy, zakres ruchu Małego Yody się poprawił już następnego dnia, koordynacja poprawia się ciągle, już jesteśmy na etapie łapania czegoś dwoma rękami i prób (na razie mało skutecznych) wepchnięcia sobie tego do buzi.

A już co mi się chce najbardziej najbardziej – to biegać z Misiem Świata. Na razie Miś Świata jeszcze za mały na długie treningi po Lesie Kabackim. Ale nie wytrzymałem i zrobiłem testowy trening. Najpierw powoli, jak żółw ostrożnie po asfaltowych chodnikach i ścieżkach rowerowych z kostki B. Mały wóz, zgrabny i zwrotny sunął jak nożyk przez masełko. Dobiegłem do Lasu K. i spróbowałem pobiec ostrożnie po ścieżkach z tej ziemi. Szerokie leśne drogi jeszcze były ok, chociaż tempo zrobiło się już fikcyjne. Ale na mniejszej dróżce, gdzie trzeba było omijać korzenie i kałuże Miś Świata poprosił o mleko. A że mleko było oddalone o 3,5 kilometra, to mieliśmy pewną formę BNP.

Okazało się niespodziewanie, że da się biec swobodnie z wózkiem poniżej 5:00 min./km. Wymyśliłem też pozorną pracę ramion – lekki nacisk raz lewą, raz prawą dłonią na rączkę imitujący biegową pracę rąk. I biegło się dość naturalnie.

Mały wóz na sesji, fot. córka 5klasistka.

 1

2

3

4

 

Lato chyba będzie się kończyło fajnie. Długimi wycieczkami biegowymi z Misiem Świata, mlekiem na drogę i w dodatku na urlopie rodzicielskim. Pewnie i z MSŻ się pogodzimy do tego czasu.

PS. Jeszcze dwa słowa, co u przyjaciół.

Chłopaś rozdaje – wprawdzie nie rowery i nie na Placu Czerwonym – ale naprawdę rozdaje na RunGuru pakiety startowe do Krynicy. A że ja się też tam wybieram, to do zobaczenia.

A tydzień temu wybrałem się do Dzikego na Bieg Po Prawdziwej Warszawie, który też zresztą wiąże się z Krynicą, tylko inaczej.

Film wygląda tak:

Jakość niezbyt mocna, bo nocna. Dobranoc.

Updated: 7 lipca 2014 — 18:55

  1. Gość: , *.dynamic.chello.pl
    2014/07/07 22:20:23

    Kwasnaali:

    Wow ale Miś wyrósł!! Polubi wóz i wiatr we włosach:) A ty wkrótce opanujesz metodę podawania butelki bez zwalniania swojego tempa:) Ps. Szkoda czasu na te waśnie! Moze potrzebny urlop i nowa perspektywa..?


    Gość: maciek, *.warszawa.vectranet.pl
    2014/07/07 23:16:36

    Wojtek, przynajmniej mając „sportową” żonę nie musisz chyba z całą rodziną walczyć o zgodę na to, aby z własnym bobasem pójść sobie pobiegać (czy też na rower). Moja (nie sportowa) rodzina walczy ze mną o to za każdym razem.


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2014/07/08 08:49:03

    london calling
    dzięki beacie – dzięki beato raz jeszcze! i przyzwoitemy wynikowi z berlina moja aplikacja
    na maraton w londynie (O4.2015) została rozpatrzona pozytywnie – czyż można sobie wyobrazić lepsze miejsce na debiut w m50:)
    marsz


    beat.usia

    2014/07/08 10:31:05

    Fantastycznie Marsz!!!! Będzie super bieg, będziemy kibicować głośno!!!! …chyba, że zostanę znów wylosowana ;), to wtedy będę gonić Marsza ;). Jakkolwiek, plany na London Marathon już są!!! Ale fajnie!!


    beat.usia

    2014/07/08 10:38:17

    Ale Misiu już duży i jaki śliczny!!!! Lipiec nie powinien być kijowy 😉 bo to najlepszy miesiąc w roku – moje urodziny 😉 No i na moje urodziny 6 lat temu postanowiłam przebiec maraton ;). Lipcowe słońce rozprasza chmurki 😉


    ocobiegatu

    2014/07/08 11:11:21

    Lipiec to też moje urodziny. Może się wreszcie z tym dniem zmienię na lepsze…).
    Co do biegania z wózkiem. Podstawowa sprawa. Nie jest powiedziane ,że w wózku ma być dziecko własne albo czyjeś. Może być kotek , piesek , miś pluszowy itp.
    Nie myślmy rutynowo..).
    Zakładając , że ma być własne dziecko to tak- trzeba zapewnić bezpieczeństwo. Ponadto i niestety sam bieg z dzieckiem , niemowlakiem jest bardziej dla ojca , jak dla dziecka. Dziecko ma to gdzieś a nawet tego nie znosi bo odczuwa wstrząsy. Biorąc to pod uwagę dochodzimy do sedna sprawy i tu jak zwykle puenta.
    Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu a wszystkie moje posty, jak po linie , do chodu sportowego..).
    Chód sportowy z wózkiem zdaje się może przypominać chód z teczką. Ja to uprawiam po Wrocławiu. Trzeba napędzac mocno górę , pod wahadło. lewą ręką ( w moim przypadku), bo w prawej jest teczka.Wychylenia na boki większe jak w normalnym chodzie. Z tym ,że jak się chodzi po mieście to trzeba to trochę markować ,aby się głupio nie wyglądało. W przypadku wózka – będzie trudniej. Trzymanie się jedną ręka za wózek sprawi ,że będzie pochylenie sylwetki do przodu. Może wysięgnik ? Wojtek da radę.Chodzi 5.15 na minutę..).


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2014/07/08 15:51:03

    wysokiej kadencji w biegu w lipcu w chodzie i z wózkiem:)
    http://www.youtube.com/watch?v=yS_ewc76LJ8
    marsz


    pjachu1

    2014/07/08 18:41:51

    Cześć
    Trzy dni temu zadebiutowałem solowym startem w zawodach biegowych. MGS, a w zasadzie SGS. Karty rozdała pogoda – jakoś nie niosło. Parę błędów jak przystało na pierwszaka. Następnym razem popełnię inne 😉
    Bieg bez zegarka – „…pamiętaj, nie patrz na zegarek, tylko napieraj na średnim zmęczeniu!” Wynik jakbym finiszował, żeby mieć szóstkę z przodu (6.59.53) A to czysty przypadek. Przypadkowość w bieganiu po pagórach jest wpisana w ten sport. Ten aksjomat proponuję przyjąć z pokorą. (To czy jest to nadal sport? Trochę jak we wspinaniu)
    Beauty – SZACUN!!!
    Zdrówko! Zwłaszcza dla uzależnionych. Choć kolejny start też będzie górski (ale zdecydowanie mniej górski), to będzie przygodą z Maćkiem. Czyli powtarzamy ubiegłoroczną Pętlę
    Izerską. Może znów zapracujemy na Uścisk Dłoni Mistrza Szosta 😉


    piotrek.krawczyk

    2014/07/08 18:48:13

    Lipiec w mieście, na dodatek bez Jakże Pięknej Żony i Małych Córek, fatalnie. Nie ma czym oddychać, nie ma do kogo wracać, czym się nasycać, czyli względny beztlen, dobrze, że jest Puszcza. To Dziki dziś do Puszczy, z Dąbrowy na Sieraków przez Nadłuże, z Sierakowa na Pociechę, potem przez Truskaw długim rympałem pod Zakład dla Niewidomych w Laskach, obok Góry Ojca do uroczyska Michałówka, pod Łużową Górą znowu rympał i już. Razem 19,5 km, dziś dwie butelki 250 ml to za mało, wszystko na niedoborze tlenku wodoru H2O, nie dość, że beztlen, to jeszcze beztlenek. Tempo stosowne do temperatury, ledwo poniżej 6’00. Może to z upału, może z z innego powodu – nic mi się nie chce. Marsz – zrobisz sobie prezent w Londynie? Zrób 🙂
    Dziki


    ocobiegatu

    2014/07/08 19:40:51

    Jak można dawać Rejs na jedynce w tym samym czasie co Brazylia – Niemcy na dwójce.) ?.
    John przegrywa z Dzikim czyli Niemcami , bo Dziki to psycholog. On działa jak Niemcy.
    Tak się nazywa. Niemców się trzeba bać już na starcie i Niemcy wygrają. Aby wygrać z Niemcami , to trzeba pomyśleć o nich ,że są Polakami…). Niemcy we wszystkim przygotowują przeciwnika psychicznie pod każdym względem. Oni są lepsi i tyle. Nawet trener Loew po wygranym meczu przygotowuje następnego przeciwnika. On się ni cieszy . Chodzi sobie. Zrobił robotę , oczywistość i budzi strach..


    wojciech.staszewski

    2014/07/08 22:33:23

    O rrrrany! Oglądacie? Ja wiem, jak to jest na ping pongu, jak po trzech setach przychodzą Niemcy. Ale że zrobią to tak spektakularnie w półfinale MŚ? 5:0 po pół godzinie!!!


    Gość: Beztlen, 5.172.252.*
    2014/07/08 22:54:50

    O rany, jaki sport jet wymierny i na zawodach weryfikuje megalomanię:)


    tomikgrewinski

    2014/07/08 23:01:59

    Dostałem smsa;
    Niemcy popsuli Mundial 🙂


    biegofanka

    2014/07/08 23:16:55

    Postawiłam na finał Niemcy kontra Holandia… obstawiłam tutaj wynik 3:1 dla Niemców… za mało;)


    biegofanka

    2014/07/08 23:18:26

    Wojtek – ale dzieci szybko rosną:))


    biegofanka

    2014/07/08 23:19:33

    Pjachu – gratuluję wbiegnięcia na Szczeliniec:))


    biegofanka

    2014/07/08 23:22:14

    Wybieram się za tydzień na dfbg, ale niestety tylko na półmaraton, bo nie zdążyłam przygotować się na maraton. Ten biegnę jak zeszłego roku, we wrześniu w naszych Sudetach.


    ocobiegatu

    2014/07/09 09:36:30

    Jestem dalej w szoku po tym meczu. Najbardziej zapamiętanym , bo tak będzie. w moim życiu. Niemcy przegrają tylko wtedy , jak zapomną,że są Niemcami…).
    Kibicowałem Brazylii ale w czasie meczu już Niemcom.Szkoda, że dali sobie strzelić bramkę i perfekcyjność nie była kompletna. Chyba jedyny mecz po którym nie pokazywali zawodników po meczu. Loew jak zwykle z kamienną twarzą . Już przygotowuje Holandię na porażkę. A John we wtorek nie odbierze telefonów od Dzikiego i już myśli gdzie tu się ukryć aby nie zagrać w ping ponga..).


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2014/07/09 15:41:58

    pieiądze zamiast ideii, troche frustacji w miejsce rozpaczy (to chyba dobrze) – tak się zmieniła piłka od wyrównującego gola urugwaju na milczącej wtedy, dwustu tysięcznej maracanie…

    to nie będzie trudne dziki, bo czyż może być lepszy prezent dla dojrzałego mężczyzny niż maraton? to jak tort z niespodzianką, smak już niby znasz ale do końca nie wiesz czy będzie słodki czy gorzki marsz


    piotrek.krawczyk

    2014/07/09 20:15:34

    A Dziki dziś był na cmentarzu, umarł mój Ważny Wujek, Wujek Adek, Adolf, żył 84 lata, ilu jest Adolfów w Polsce? Adek był świetny, wejście do rodziny miał bardzo dowcipne jakieś 60 lat temu, bo poślubił Ciocię Jadzię, starszą siostrę Kazika, mojego Ojca.prl, i oto kim stała się Ciocia Jadzia: Jadwiga Szewczyk z domu Krawczyk 🙂
    Start konduktu na Cmentarzu Północnym spod bramy północnej, tu Dziki staruje na bieganie, jak mi się nie chce jechać pod samą Puszczę lub kiedy mam mało czasu. Do Puszczy trzy kilometry przez las Nowa Warszawa, te treningi spod cmentarza są zawsze jakieś krótkie, bo dobieg do Puszczy się nie liczy, powrót też, a w Puszczy trzeba chociaż 10-12 km, no i wychodzi dwadzieścia lub więcej. A na pogrzebie spostrzeżenie o względności. Po pożegnaniu z Adkiem poszliśmy odwiedzić Halę, Bardzo Ważną Ciotkę Dzikiego, to 200 metrów od świeżego grobu Adolfa, ile czasu zajmuje przebycie tego dystansu po twardych i równych alejkach, poniżej minuty i nawet nie da rady się zmęczyć. A dziś te dwieście metrów zajęło Dzikiemu ponad 15 minut, z Ważną Ciocią Wacią, Wacia szła z balkonikiem, sprintowała z balkonikiem, nie chciała, żeby rodzina czekała, zmęczyła się jak Dziki dziś w Puszczy, godzinę po pogrzebie, kiedy przebiegłem 26 km w upale, dla Waci 200 metrów w 15 minut to był wyczyn, dla Dzikiego 26 km trudny bieg, ale wyczyn nie, oto teoria względności. Zostało jeszcze sporo Ważnych Ciotek, Kazik, Ojciec. prl miał 5 sióstr i dwóch braci. Braci już nie ma, siostry jeszcze trzy, dwie są w niebie. My w rodzinie od strony Krawczyków mówimy do siebie po imieniu, od małego tak było, nie ciocia, tylko Basia, Hala, Ira, Wacia, Jadzia, Ania, nie wujek, tylko Henio, Adek, Marian, Roman. Do dziś nie myślałem, że to jest nietypowe i nowoczesne, a uprawiane od zawsze.
    To Dziki dziś, jak już odwiozłem Kazika i siostrę Dorotę i siostry dorosłą córkę Agatę, do Puszczy oczywiście. Do Palmir na coś długiego. Ale upał. Trudno, znów tylko dwie małe butelki na pasie, może będzie burza, miała być, nie było burzy, start z wioski Palmiry, dwa kilometry asfaltem w stronę cmentarza i muzeum Palmiry, asfalt jak patelnia, wspominam Stena, wpadam w las w stronę Janówka, oddech na bagiennym tarasie, po trzech kilometrach Janówek i decyduję się asfaltem biec aż do Wierszy, to 4 kilometry bez cienia, chociaż z boku ściana lasu, opalanie się z jednej strony, od przodu, bo biegnę na południe, wieś Truskawka, potem Wiersze, tu wiele miesięcy w 1944 roku mieszkał mój nigdy nie poznany Dziadek, plutonowy Kazimierz Krawczyk „Socha”, to za jego sprawą powstał Kazik, mój Ojciec.prl i moje Ważne Ciotki i dwóch wujów, jeden Bardzo Ważny, a drugiego nie znałem, zabiła Witka radziecka ciężarówka podczas budowy Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, gruzawik wpadł na Witka, który nadzorowałbudowę i miał już kontrakt lub raczej przydział na zarządzanie salami kulturalnymi PKiN, kinami, teatrami i Salą Kongresową, to był najstarszy brat Kazika, Kazik jest prawie najmłodszy z rodzeństwa, młodsza była Basia, Basia umarła 6 lat temu, Kazik Senior, który stacjonował w Wierszach z Grupą KAMPINOS Armii Krajowej, zginął pod Dworcem Gdańskim, w szturmie przez puste pole naprzeciwko bunkrom z CKM-ami, w boju bez szans podczas Powstania Warszawskiego, i jak tu nie biegać dziś przez Wiersze, teraz w las w stronę Truskawia, żelazne rezerwy wody, piję co 3 kilometry, w lesie cień ale większa duchota, robię jakiś rympał na północny wschód, wydaje mi się, że będę szybciej w Pociesze, jest Pociecha, tu też mnóstwo historii o Powstaniu, o szturmowym Batalione JERZYKI, to byli goście, kocie łby, przy muzeum i cmentarzu wojennym Palmiry znów asfalt, coraz wolniejsze kilometry, żadnego sportu, osiągnięcie tempa 5’30 wydaje mi się wyczynem olimpijskim, Stena mam głowie, wszystkie ciotki też, i szczególnie to, że za 20 minut napiję się wody do woli przy aucie, dwa kilometry przed metą przychodzi myśl, żeby złamać średnie tempo 6’10, mam 6’13 na dwudziestym czwartym, po stu metrach odrzucam ten pomysł, nie da się, ledwo łamię 6’15, dziś bieg z narastającym zwalnianiem. Dziki


    sten2013

    2014/07/09 20:51:17

    Dziki – czyżby Sten zaczął ci się kojarzyć z czymś nieprzyjemnym?!
    Od wczoraj już na spokojnie rozmyślam nad swoją Transjurą. Dokładniej, rozmyślam nad swoim rozmyślaniem z tej długiej przygody.
    Upał – pamiętam, że w pewnym momencie przestałem odczuwać różnicę między byciem w pełnym słońcu, a byciem w cieniu. Było tylko bycie w wysokiej temperaturze.
    Spójność myślenia – po 25 godzinach nie mogłem w myślach ułożyć sensownego zdania. Przy próbie mówienia do kogoś w wyobraźni, na końcu zdania nie do końca pamiętałem jego początek.
    Agresja – w stosunku do obsługi na punktach pojawiła się dosyć szybko.
    Czas – stał w miejscu. Odczuwałem wręcz fizycznie jego powolność. Tak jak normalnie na treningu myślimy o tempie i kilometrach jako o podstawowych jednostkach miary, tak tam wszystko sprowadzało się do czasu. Dystans był zbyt abstrakcyjnym pojęciem i zbyt mało mierzalnym. Natomiast podstawową jednostką czasu stała się jednostka o nazwie: ale długo! – najczęściej wynosiła ona około 10 minut.

    Dystans – na początku była to odległość do najbliższego punktu z wodą – około 20km. Potem bardzo szybko odległość 20km stała się totalnie abstrakcyjna i niemierzalnie odległa. Na ogół dobrze potrafię ocenić odległość w terenie. Błąd około 200m na 2 km. Tam punkt na horyzoncie wydawał się odległy na 3 km, a w rzeczywistości było to 300 metrów.

    Ruch – nowa zasada nieoznaczoności: Tylko ciało w ruchu jest stabilne pionowo! Nie było mowy o zatrzymaniu się nawet na sekundę. Momentalnie musiałem podpierać się rękoma o uda lub siadać. Potem zaczynał się rozruch, czyli powolne stawianie kroku za krokiem. Docelową prędkość (około 4 km/h) osiągałem po mniej więcej 5 minutach.

    Horyzont – Chyba już do niego dotarłem, a przynajmniej zbliżyłem się na tyle blisko, że nie będę chyba próbował pójść dalej. Poczekam na Johnsona. Oczywiście uwzględniając wszystkie możliwe współczynniki: dystans, czas, temperatura otoczenia, przewyższenie, nuda, organizacja, podłoże 🙂

    Wiem, że nudzę. Ale chyba w ten sposób powoli zamykam rozdział Transjura.
    Dalej Cały zbudowany jestem z ran i duszę na ramieniu ciągle mam.


    pjachu1

    2014/07/09 22:03:57

    Wojtku – wczoraj próbowałem „cisnąć rączki na przemian” ale to nie to. W okolicy 5 minut na km nie ma znaczenia czy ruszam rękoma czy trzymam wózek. Poniżej 4.30 już wyraźnie brakuje ruchu rąk (brak dynamiki całego ciała) Najszybciej biegłem z Maćkiem 3.58 (na zbiegu) a solo 3.20 na odcinku kilometra. Z mojego i maćkowego doświadczenia wynika, że im szybsze tempo tym wolniej biegnę z wózkiem. Tempo jest wolniejsze o 10 -20 sekund. I im dłużej, to tak samo – to już zmęczenie, pchanie 40 kg przed sobą zaczyna działać. Oczywiście o podbiegach nie wspominam, bo tu z wózkiem czeka walka z grawitacją. A wózek Małego Misia ekstra!!! Najlepszy dla takiego malucha.


    Gość: Dziki, *.dynamic.vectranet.pl
    2014/07/09 22:53:29

    STEN – to nie było nudne, wręcz przeciwnie. A Ty Sten kojarzysz mi się z niepotrzebnym, gorącym asfaltem. Bez podtekstów, panie pośle 🙂 Niech Transjura odzywa się w Tobie jeszcze, wtedy pisz jak jest. O organizacji, o nudzie, o podłożu, dystansie, o sobie. To jest ważne i czekam na to. Dz


    brmmed

    2014/07/10 01:20:39

    Synek pewnie wniebowzięty 🙂


    tomikgrewinski

    2014/07/10 20:06:48

    Sten – i tego właśnie się boję!
    Choć podziwiam niezmiennie..


    Gość: Dziki, *.centertel.pl
    2014/07/10 20:58:16

    A Dziki dziś dzień rowerowo – ping pongowy. Pracowałem w domu nad sprawozdaniem, w domu pusto, Jakże Piękna Żona w Beskidzie Niskim, za trzy dni zaczyna się Tabor Rodzinny w Zawadce Rymanowskiej: rodzinnytabor.pl, dzieło życia Agaty, w domu wszystko uprane, nagotowałem w poniedziałek ziemniaków na cztery dni, cebula usmażona też na cztery dni, nic nie rozprasza, podlałem kwiatki i już mogę się skupić, mogę dłubać sprawozdanie. A koło 15:00 na rower i rajd z sakwami do Kahuny na Sadybę, a nawet dalej, pod eklektrociepłownię Siekierki, to po drugiej stronie Warszawy, w linii prostej 16 km z Bielan, nie jadę w linii prostej, nawet wpadam na chwilę na Pragę, żeby dojechać ścieżką rowerową przy Trasie Siekierkowskiej i mostem, razem 24,5 km z prędkością średnią 26 km/h, prędkość efektywnej jazdy, bez stania na światłach 29 km/h. Już w Kahunie, Kahuna to ośrodek sportowy, prywatny, specjalizuje się w badmintonie i squashu, mają stół do tenisa stołowego, gramy tu co drugi tydzień, a co inny drugi tydzień w miejskim ośrodku na Solcu. No to gramy. Dziś 4:1 dla Dzikiego. John był Brazylią, Dziki Niemcami, wliczając dwa sety towarzyskie czyli poza naszym Grand Prix do 21 punktów i maraton do 42 punktów, Noiemcy wygrały 7:1 z Johnem. Koncentracja przy szybkiej jeździe na rowerze po mieście przeniosła mi się na ping ponga. Powrót z Kahuny z zamiarem pokonania dziennego dystansu ponad 50 km rowerem. Ucieczka przed ulewą, trochę mnie zlało, szybko się jedzie w deszczu, cały powrót Wisłostradą po jezdni, ścieżki rowerowe w remoncie, będzie jesienią rewelacyjna trasa rowerowa wzdłuż Wisły, z Młocin aż za Wilanów, na Bielanach koło domu mam jeszcze 5 km do pięćdziesiątki, jadę dalej na zachód w stronę Puszczy, w Mościskach w lewo na Łosiowe Błota, powrót przy lotnisku, razem 52 km rowerem dziś. Dziki


    wojciech.staszewski

    2014/07/11 14:36:22

    Sten, nieźle napisane. Ja bym to posłał do Magazynu Bieganie z propozycją, że uzupełnisz i powstanie tekst pt. „UltraAlfabet”


    ok123

    2014/07/11 15:56:45

    Przepraszam, dziwne, ale konkretne pytanie do znawców Dolnego Śląska:
    Czy na Przełęczy Tąpadła da się zjeść obiad? W sezonie, a konkretnie jutro 😉
    Wyczytałem, że jest tam „bufet sezonowy” i zastanawiam się co to w praktyce może oznaczać…


    piotrek.krawczyk

    2014/07/11 19:46:39

    A Dziki dziś trochę ponad 1,5 godziny po Puszczy, razem 17,5 km z Dąbrowy pod Pociechę obrzeżami Sierakowa, powrót od północy przez Na Miny, dużo rympałów, ponad połowa dystansu to nieznane, tajemnicze ścieżki i robienie nowych ścieżek, czyli rympały. Dziki


    pjachu1

    2014/07/11 22:14:22

    OK 123 – Bufet Na Tąpadłej mijam w biegu. Zwykle jest tam sporo osób, więc chyba „coś” dają 🙂 Raczej „grilowo” ale kawałek giętej spalonej, to też obiad.
    Dobrej biegowej wycieczki!!!


    sten2013

    2014/07/12 10:41:35

    Wojtek – pisanie nie jest moją mocną stroną. Twoją opinię odbieram jako wielkie wyróżnienie, które w pełni zaspakaja moje ambicje literackie. Jeżeli uważasz, że taki tekst może się komuś spodobać to go wyślę.


    ocobiegatu

    2014/07/12 13:48:09

    Sten ładnie napisał. No i to dobry pomysł na encyklopedię ultra.
    Amen – potoczna nazwa biegu siedmiodniowego, itd…).


    piotrek.krawczyk

    2014/07/12 20:06:27

    A Dziki dziś po pracy do Puszczy. Gonią terminy sprawozdań, do popołudnia siedziałem na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej i wypełniałem zawiłe formularze sprawozdań z działalności organizacji pożytku publicznego. Praca w domu, blisko do Puszczy. Lekki deszczyk, start spod Cmentarza Północnego od strony Warszawy, tu przy moim dzisiejszym miejscu startu, kilka dni temu wjechał Adek podczas swojej ostatniej drogi, do Puszczy prawie 3 kilometry, ale przyjemną i szybką drogą przez las Nowa Warszawa, to zalesiony obszar przy dawnej Hucie Warszawa, aby huta mniej truła, teraz huta jest zagraniczna, kominy w większości wyburzone, ludzi pracuje może 10% z dawnej PRL-owskiej świetności, od razu szybko, jestem w Puszczy po niespełna 15 minutach, tempo 4’42, nie chcę tak szybko, postanawiam po Puszczy biec mocno lecz komfortowo, łapię lapa i przez prawie 11 km nie patrzę na zegarek, a w Puszczy najpierw pod Dąbrowę, potem Nadłuże, Góra Ojca rympałem, zbieg z Góry Ojca przy murze Zakładu dla Niewidomych w Laskach, potem Michałówka, Polana Opaleń, rympał do Wólki Węglowej i jest jedenaście w Puszczy, tempo po Puszczy 5’09, teraz trzy kilometry powrotu przez las Nowa Warszawa, muszę dogonić tempo średnie 5’00, muszę dogonić prawie minutę straty, wybieram trasę powrotną po dzikich muldach dla motocyklistów krosowych, żaden nie trenuje w deszczu, na parkingu przy północnej bramie Cementarza Północnego jestem po 16,5 kilometrach biegu, tempo średnie 4’57. Nieźle i luz, idealnie biega się w małym deszczu po robocie i przed meczem. Dziki


    ocobiegatu

    2014/07/13 18:45:17

    I znów ja..). Psychika na tym blogu nie jest modna..).
    Jednak powiem, przy okazji meczu,że wiara i radość to w życiu w porządku, choć i zależy . W sporcie nie, bo to wyraz słabości. Należy się i tyle. Robota zrobiona. Niemieccy piłkarze i trener cieszą się najmniej po bramce, zwycięstwie ze wszystkich zespołów. Co innego Klose, ale on przysposobiony. Nie cieszmy się z rekordu…).
    To fragment teocorii oczywistości..).


    piotrek.krawczyk

    2014/07/13 19:54:31

    A Dziki dziś – dokąd? Do Puszczy. Na długo, chociaż biegania niedużo – 12 km. Za to treściwie, chociaż dziwnie. I z ciekawymi zdarzeniami. Najpierw zdarzenia. Trzy. Pierwsze to spotkanie na rympale czarnoskórego biegacza, zawsze się zachwycam jak biegają sarny i czuję się na ten widok niezdarny. Dziś ten sam zachwyt i ta sama samoocena, on biegł swobodnie, miał pod górkę, to w okolicy Góry Ojca, tu zawsze jest z górki lub pod górkę, Dziki miał z górki i akurat biegłem bardzo szybko, tempo koło 4’15, on mial tempo na pewno minutę na kilometr szybsze, powiedział cześć, Dziki też powiedział cześć, wyszło mi raczej „eś”, dostałem piękny uśmiech i Mistrz na pewno prosto z Kenii czmychnął w młode dęby i młode sosny. Znaczy, moja Trenerka Puszcza przyjęła nowego zawodnika. Drugie zdarzenie: po każdym szybkim odcinku Dziki dziś siadał zmachany pod jakimś drzewem i czekałem, aż tętno zejdzie poniżej 100 uderzeń, głowa zwieszona między kolanami, bezruch i czekanie, przejechał rowerzysta, po chwili znów się pojawia, pyta, czy coś się stało, czy wszystko w porządku, musiałem wyglądać jak zombie, powiedziałem „interwały”, kolarz też trenował, powiedział, że zna ten ból i współczuje, fajna solidarność międzygatunkowa w Puszczy. A trzecie zdarzenie jest takie, że Dziki uwierzył w duchy, a przynajmniej w fenomen Duchnej Drogi. Duchną Drogą biegam kilka razy w miesiącu, był tu Jastrząb ze dwa razy, John też ją zna. Ponoć na tej drodze zdarzają się dziwne rzeczy, rzeczywiście sosny rosną w górę a potem w dół, wyginają się brzozy, ponoć gasną tu silniki motorowerów, dawniej prześwietlały się klisze fotograficzne, a teraz na zdjęciach powstają poświaty, pojawiają się postacie żołnierzy na koniach, zjawa zakonnicy z wielkim czarnym psem, nie wieje wiatr, kiedy wszędzie wieje, nie słychać ptaków, kiedy wrzeszczą w całej Puszczy, ktoś reperował tu przez kilkanaście minut rower, zaczął w południe, skończył zmieniać dętkę i okazało się, że jest środek nocy, itp. Dla mnie Duchna Droga to szybki, oswojony rympał spod Góry Ojca na Sieraków z ominięciem wsi, do dziś nic się nie działo, przez kilkanaście lat biegania tu, dziś najpierw widzę postać na koniu, zdarza się w Puszczy, w pobliskiej Łuży jest stadnina, mijam dziewczynę na koniu w pędzie, bo znów było bardzo szybko, nagle koń stanął dęba, kopyta mam nad głową, serce w gardle, uciekam jeszcze szybciej, odwracam się po około stu metrach, ani śladu dziewczyny na koniu, a po dwóch kilometrach bardzo szybkiego biegu łapię odcinek na zegarku, siadam na odpczynek, odczytuję tempo, a tempo 6’38/km, niemożliwe żebym tak biegł, skończyłem z tętnem 176, na pewno otarłem się o lejek czasoprzestrzeni, zakręciło i wyrzuciło pięć minut potem, nie mam innego wytłumaczenia. To wszystko. Czyli Dziki dziś 5 X 2 km w tempie około 4’15, dobieg 1 km i powrót 1 km. Przerwy na siedząco, aż tętno spadnie poniżej 100/minutę. Przerwy trwały od 1,5 do 5minut. Oto odcinki specjalne:
    2 km w tempie 4’18
    2 km w tempie 4’13
    2 km w tempie 6’38 (upiorna Duchna Droga, zobaczę, jaki będzie wykres po zrzuceniu z Garmina na komputer) 2 km w tempie 4’15
    2 km w tempie 4’13
    Start z Lasek, trasa przez Zakład dla Niewidomych, pagórki – córki Góry Ojca, Droga Łączniczek AK, Duchna Droga, Sieraków, znów Droga Łączniczek, Laski. Dziki


    wojciech.staszewski

    2014/07/14 00:06:59

    Niemcy dotąd regularnie wygrywali w Ping ponga, a dzis wygrali w piłkę nożna. Gut


    Gość: podopieczny_bartek, *.centertel.pl
    2014/07/14 08:45:59

    Dziki, zaciekawiles mnie:) daj znać co tam Ci wyszło na zrzucie z garmina:)


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2014/07/14 15:19:56

    dziki – niezłe tempa, brawo, brawo:)

    zapomniałem, że wojtek lubi piłkę – przysypiałem wczoraj na meczu i dogrywkę zostawiłem sobie na dziś wieczór unikając wiadomości na temat wyniku:)

    wczoraj 10 km/5’30/136 bpm + 8 km/5’03/141 bpm (miało być 10 km ale za gorąco) – w tej drugiej części biegało o to, żeby przyspieszyć cały czas mieć wrażenie, że można jeszcze…
    marsz


    tanczacy_jastrzab

    2014/07/14 19:02:50

    4:30 rano, czekam na lot, słucham o ptaku nakrecaczu. Przysypiam, trochę mieszają mi się wymiary od tego nakrecacacza. Włączam staszewskiego, czytam dzikiego i odlecialem zanim wystartowal samolot 😉 dzięki dziki fajnie było się „uniesc” 😉 tj


    piotrek.krawczyk

    2014/07/14 19:05:22

    Tu Dziki
    Dziki dziś nic. Ale może jeszcze coś będzie. A na wykresie tempa z Duchnej Drogi linia jak sciśnięty profil ultra-maratonu przez Himalaje, amplituda od 28 min/km do 3’20, tam na odcinku około 800 metrów. To tam straszy 🙂 Dziki


    ocobiegatu

    2014/07/14 19:54:46

    Poglądów co do sportu indywidualnego , typu bieg czy chód , nie zmieniam.
    Czyli radość przed treningiem, trudno w trakcie i radość po.
    W sportach zespołowych.Wychodzimy jak automat , robimy robotę i schodzimy jak automat. Nie należało się cieszyć. To był błąd.W końcu żyjemy w 21 wieku.W sporcie zespołowym najważniejsza robocopcja..).

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.