kocham wszystkie góry – 9 lutego 2009

Góry, moja nowa religia. Także w bieganiu.

Wierzę w góry. W góry wszechmogące. W podbiegi, w siłę biegową. Czuję jak wzmacnianie włókien szybkokurczliwych mięśni nóg przygotowuje je do walki na wyższym poziomie. Każdy podbieg fizycznie wchodzi mi w nogi, czuję to wszechogarniające zakwaszenie. Wyczuwam metaforycznie, jak to, co w naładuję w czworogłowych uda i brzuchatych łydki, wystrzeli na wiosennych startach.

Podbieg powinien być łagodny, mówi guru Skarżyński, ledwo 2-4 proc. nachylenia. Czyli jeśli wbiegamy niecałą minutę czyli pokonujemy ok. 200 m, to powinniśmy znaleźć się ledwie 4-8 metrów wyżej.

Nie przekonuje mnie tu nauka mistrza. Chcę więcej, mocniej, bardziej. To już chyba nawet kabacki podbieg Słonika jest bardziej stromy. A na pewno góry, po których biegałem jeszcze w środę są ostrzejsze.

Po nartach pobiegłem znów na Maciejową, momentami było tak stromo i ślisko, że dawało się tylko iść i to na czterech kończynach. Dotarłem tak na skos do szlaku, po czym znalazłem sobie minutowy odcinek – nie nazbyt stromy (choć i tak guru Skarżyński by się za głowę łapał), jednostajnie się wznoszący. I zrobiłem sześć uczciwych podbiegów w maksymalnym tempie.

Bo podbieg wtedy zwiększa moc, kiedy się go robi mocno. Moje piątkowe dwugodzinne bieganie po górach – ze średnim tempem kilometr w 8:15 – pewnie zwiększyło moją odporność psychiczną, pozwoliło też poćwiczyć spalanie tłuszczu. Ale trening siły biegowej to to za bardzo nie był.

W sobotę i niedzielę zrobiłem też porcję grzbietów i brzuszków. To, żeby wzmocnić mięśnie tułowia, wtedy człowiek biegnie prosto, a nogi wiosłują jak u Misia Jogi. Moja norma: cztery serie po 20 grzbietów i trzy po 20 brzuszków. Obiecałem robić to dwa razy w tygodniu.

W niedzielę wracaliśmy do Warszawy, mieliśmy jeszcze sprawę w Krakowie o 15., wcześniej wolną godzinę. Pozazdrościcie mi teraz, ale wiecie, co zaproponowała na tę godzinę Moja Sportowa Żona? Żeby sobie połazić po Decathlonie. Zagraliśmy przy okazji seta w ping ponga, gdyż można. Kocham wszystkie góry i jedną góralkę!

A w poniedziałek rano zrobiłem bieganie po górach w Warszawie. Byłem na Bielanach, znalazłem tam ładny 35-sekundowy podbieg. Zrobiłem go sześć razy, a między tym sześć serii skipów i wieloskoków.

Nie wiem, co przyniesie moja nowa wiara biegowa. Na wiosnę się okaże. Starych bożków nie należy jednak lekceważyć, dlatego we wtorek będzie spokojne, przyjemne, łagodne długie wybieganie. Przed tenisem. 

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.