Góry, moja nowa religia. Także w bieganiu.
Wierzę w góry. W góry wszechmogące. W podbiegi, w siłę biegową. Czuję jak wzmacnianie włókien szybkokurczliwych mięśni nóg przygotowuje je do walki na wyższym poziomie. Każdy podbieg fizycznie wchodzi mi w nogi, czuję to wszechogarniające zakwaszenie. Wyczuwam metaforycznie, jak to, co w naładuję w czworogłowych uda i brzuchatych łydki, wystrzeli na wiosennych startach.
Podbieg powinien być łagodny, mówi guru Skarżyński, ledwo 2-4 proc. nachylenia. Czyli jeśli wbiegamy niecałą minutę czyli pokonujemy ok. 200 m, to powinniśmy znaleźć się ledwie 4-8 metrów wyżej.
Nie przekonuje mnie tu nauka mistrza. Chcę więcej, mocniej, bardziej. To już chyba nawet kabacki podbieg Słonika jest bardziej stromy. A na pewno góry, po których biegałem jeszcze w środę są ostrzejsze.
Po nartach pobiegłem znów na Maciejową, momentami było tak stromo i ślisko, że dawało się tylko iść i to na czterech kończynach. Dotarłem tak na skos do szlaku, po czym znalazłem sobie minutowy odcinek – nie nazbyt stromy (choć i tak guru Skarżyński by się za głowę łapał), jednostajnie się wznoszący. I zrobiłem sześć uczciwych podbiegów w maksymalnym tempie.
Bo podbieg wtedy zwiększa moc, kiedy się go robi mocno. Moje piątkowe dwugodzinne bieganie po górach – ze średnim tempem kilometr w 8:15 – pewnie zwiększyło moją odporność psychiczną, pozwoliło też poćwiczyć spalanie tłuszczu. Ale trening siły biegowej to to za bardzo nie był.
W sobotę i niedzielę zrobiłem też porcję grzbietów i brzuszków. To, żeby wzmocnić mięśnie tułowia, wtedy człowiek biegnie prosto, a nogi wiosłują jak u Misia Jogi. Moja norma: cztery serie po 20 grzbietów i trzy po 20 brzuszków. Obiecałem robić to dwa razy w tygodniu.
W niedzielę wracaliśmy do Warszawy, mieliśmy jeszcze sprawę w Krakowie o 15., wcześniej wolną godzinę. Pozazdrościcie mi teraz, ale wiecie, co zaproponowała na tę godzinę Moja Sportowa Żona? Żeby sobie połazić po Decathlonie. Zagraliśmy przy okazji seta w ping ponga, gdyż można. Kocham wszystkie góry i jedną góralkę!
A w poniedziałek rano zrobiłem bieganie po górach w Warszawie. Byłem na Bielanach, znalazłem tam ładny 35-sekundowy podbieg. Zrobiłem go sześć razy, a między tym sześć serii skipów i wieloskoków.
Nie wiem, co przyniesie moja nowa wiara biegowa. Na wiosnę się okaże. Starych bożków nie należy jednak lekceważyć, dlatego we wtorek będzie spokojne, przyjemne, łagodne długie wybieganie. Przed tenisem.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.