Trzy godziny drogi od Warszawy jest baśniowa kraina. Do biegania też.
Byliśmy na kajakach. Piątka dorosłych, w tym dwóch biegaczy, plus dwoje dzieci. Zaczęliśmy w Babiętach, tam Krutynia wąska, las mroczny, nastrój wyprawowy. Mówię wam, jak w kilka minut spłynął ze mnie tą Krutynią tygodniowy stres.
Po niecałej godzinie wypłynęliśmy na jezioro, tam widok rozległy, nastrój romantyczny. Do tego plaża, jak na Hawajach, takie parasole, jak z relkamy, w której można wygrać egzotyczną wycieczkę. Zatrzymaliśmy się, ale bar był nieczynny niestety. Nad plażą za to ośrodek dla bardzo bogatych ludzi. Na tarasie siedziała grupka i mieli szkolenie z psychologii stosunków międzyludzkich.
A potem jeszcze godzina z kawałkiem i niespodziewanie, przedwcześnie dopłynęliśmy do ośrodka, w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg. To ośrodek dla bardzo niebogatych ludzi, 35 pln od osoby, domki jak skansen im. Władysława Gomułki. Powinno się tam wozić miłośników Peerelu.
Nad ranem zostawiliśmy tam już jeden samochód. Dwoma pozostałymi pojechaliśmy na start. I w ośrodku razem z Danielem przetransponowaliśmy się w biegaczy. Chciałem zrobić godzinę-półtorej w pierwszym zakresie, czuję, że takie jedno chociaż wybieganie przydałoby mi się przed maratonem w Łodzi. Ale Daniel, który jest teraz na fali, tak docisnął, że wyszło 50 minut w drugim zakresie. Ledwo dawałem radę. Ledwo się powstrzymywałem, żeby nie poprosić Daniela o zwolnienie.
Dużą mi przyjemność sprawia, jak ktoś, kogo namówiłem do biegania, z kim wyszedłem parę lat temu na jego pierwszy trening – biega szybciej ode mnie. Przypisuję sobie (niezależnie od tego, co Daniel o tym myśli) parę milimetrów udziału w każdym jego kroku. Łatwo pola nie oddam, mam nadzieję jeszcze z Danielem powalczyć. Zanim mi całkiem ucieknie.
Kiedy dojechaliśmy samochodami do ośrodka wybraliśmy się na suty obiad w Spychowie (tym od Juranda). Wieczorem mieliśmy poimprezować. Ale zasnęliśmy – najpierw ja, zaraz Moja Sportowa Żona, a dopiero później córka przedszkolak z monologiem: "Co ja teraz zrobię, jak ja się sama położę".
(Kasiu, jeśli martwisz się, że mogła się utopić w jeziorze, to wyjaśniam, że była pod opieką grupki dorosłych, bawiła się pod ich okiem razem z koleżanką, a przede wszystkim wcześniej odwiedziła z MSŻ pomost i sama opowiedziała o grożących tam niebezpieczeństwach).
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.