mróz – 6 stycznia 2008

W piątek po południu założyłem elegancki dres i poszedłem do kawiarni. Kawiarnia była zamknięta i czekając na mojego rozmówcę zmarzłem potwornie, chociaż byłem w kurtce. Czy da się w takich warunkach biegać? Oczywiście, że tak. Kiedy w sąsiedniej kawiarni skończyliśmy rozmowę (rzecz jasna biegową, do miesięcznika Bieganie), wyszliśmy (wciąż w kurtkach nałożonych na dresy), nadal byłem skostniały. Podeszliśmy do mojego samochodu, żeby tam zostawić niebiegowe gadżety (plecak z papierami) oraz ciuchy (kurtkę). I cud. Odruch Pawłowa. Jak tylko zdjąłem kurtkę – natychmiast zrobiło mi się ciepło. Zanim zacząłem się ruszać. Wystarczyła wewnętrzna mobilizacja organizmu do treningu. W piątek ubrałem się ciut za lekko. Tylko z podkoszulek, ciepłą bluzę i cienką kurteczkę biegową. Na dole spodnie dresowe (bez żadnych kalesonów, to do biegania zupełnie zmienne), a na górze czapka i rękawiczki. Zrobiliśmy we dwóch sześć podbiegów na Agrykoli, dwie minuty z kawałkiem ostro pod górę. Wcześniej kwadrans biegania po Łazienkach Królewskich, a potem parę minut rozciągania. Było wtedy rzecz jasna cieplutko. W sobotę biegaliśmy za to z moim przyjacielem Dzikim. Półtorej godziny z kawałkiem po Puszczy Kampinoskiej. Zakończyliśmy trzema przebieżkami na osiemdziesiąt procent dla przetrzeźwienia, jak radzi guru Skarżyński. Dziki wraca do gry jak Małysz, musiałem dać z siebie 81 procent, żeby mu dotrzymać kroku. Mróz był chyba rekordowy, 12 stopni poniżej rozsądku, ale rozsądniej się ubrałem. Między koszulkę a bluzę dołożyłem jeszcze lekki polarek ze sklepu Koperniaka w Rabce. Jest dokładnie taki stary, jak moja miłość do Mojej Sportowej Żony, a jak na polarek to już całkiem sporo. Było ciepło we wszystko z wyjątkiem policzków. Człowiek powinien się nasmarować na taki trening tłustym kremem. Ale nie pomyślałem o tym, bo faceci zawsze mają dalej do kosmetyków niż kobiety. W sobotnie popołudnie spotkaliśmy się z kompletnie asportowymi znajomymi. Na lody. Znajomi niespodziewanie poruszyli wątek sportowy czy też raczej rekreacyjny. Że na wiosnę na bank jedziemy na kajaki. Ściślej znajomy z córką, bo znajoma jest nie do ruszenia nawet na spacer po galerii handlowej, więc kajaki nie wchodzą w grę. W niedzielę chcieliśmy wyjść na godzinę na rowerek/rower z córką przedszkolakiem, bo MSŻ miała się przygotowywać do ważnego egzaminu. Nic z wyjścia nie wyszło, bo rano była szklanka, a potem spadł śnieg. Zresztą trochę się z MSŻ pożarliśmy. Zamknęliśmy się więc po obiedzie we dwoje z córką przedszkolakiem w pokoju i ćwiczyliśmy czytanie. Nie macie pojęcia jakie to trudne, żeby widząc literki "s", "t", "o" nie przeczytać tego jako "sot". Rozwiązanie tego zabiera więcej niż przebiegnięcie kilometra. Pod wieczór MSŻ pokazała efekt przygotowań: fitnessowy układ z trzech bloków plus rozciąganie do muzyki w rytmie na koniec. Bo zdaje na certyfikat Polish Fitness Academy, to coś takiego, jak automatyczny przydział do elity Maratonu Warszawskiego czyli grupy biegaczy, która ma prawo startować z pierwszej linii. Układ pycha. Od razu mi serce stopniało. I po mrozie. Na dworze też się zresztą ociepla. Byle nie było jutro biegania po roztopach. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.