Dziś była podróż do królestwa zimy i żadnego biegania. Co można zrobić w ośnieżonych górach z córką przedszkolakiem, która ma rękę w gipsie? Wiadomo, pójść na narty. W pierwszej chwili pewnie macie ochotę popukać się w monitor. Ale pomyślmy spokojnie. Córka przedszkolak od tygodnia robi już wszystko swobodnie tą ręką. Ubiera się, podnosi przedmioty, nie odczuwa już żadnej przykrości. Pewnie kość jest trochę osłabiona, ale na razie wzmocniona jest gispowym ochraniaczem. Mniej rozsądne jest raczej chodzenie na narty zaraz po zdjęciu gipsu. A teraz? Więc poszliśmy. Maciejowa, najlepszy z nieznanych narciarzom z nizin stoków, cała zaśnieżona i to naturalnym białym śniegiem. Ludzi nie ma, a ciekawe dlaczego, bo są jeszcze ferie. Córka przedszkolak zjechała z góry bez histerii, ale też bez przyjemności. Co chwila stawała, odpoczywała. Wyraźnie góra ją przerosła. Moja Sportowa Żona poszła z nią na oślą łączkę, a ja zaliczyłem pięć długich zjazdów i dwa razy glebę. Raz bezboleśnie, na zakręcie mój środek ciężkości położył się na stoku, a ja za nim. Raz boleśnie waląc się do przodu twarzą w śnieg w sposób, którego sam nie rozumiem. Obeszło się bez gipsu. Potem była zmiana, MSŻ pojeździła, a ja siedziałem z córką przedszkolakiem w knajpce na stoku przy herbacie i soczku Kubuś. Córka wybrała ten soczek, bo na etykiecie jest Scooby Doo. Ależ ta reklama działa na dzieci. Najlepsze było niedawno w sklepie, kiedy córka przedszkolak bardzo intensywnie zaczęła żądać paczuszki żółtego sera – którego oczywiście nie cierpli – tylko dlatego, że na opakowaniu był Kubuś Puchatek. Czasem nienawidzę świata komercji. Świat sportu nie jest mu do końca przeciwstawny (spójrzcie sami, a jakich ciuszkach biegacie), ale jednak jest jakoś w opozycji. A ja się lepiej czuję w opozycji. Od wielu, wielu lat.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.