Przez ostatnie trzy dni byłem sportowcem niepraktykującym. Ale teorii łyknąłem dużo. Bieganie zaczyna się od rozluźnienia mięśnia piersiowego. Przynajmniej dla mnie. To wniosek z piątkowych i niedzielnych zajęć na moim kursie lekkoatletycznym. W piątek pani od korektywy pokazywała nam na rysunkach i zdjęciach różne skoliozy, opowiadała jak mamy powyginany kręgosłup (kifozy i lordozy) i jak te wygięcia z wiekiem patologicznie się pogłębiają. A potem na jednym chętnym zastanawialiśmy się, jakie ćwiczenia stosować, żeby poprawiać wady postawy. Ale nudzę, co? Otóż nie, bo trenowanie biegania to nie tylko nabijanie kilometrów. Początkujący biegacz poprawi w ten sposób swoje możliwości jak PO notowania w sondażach. Ale wybiegany amator, jeśli chce się poprawiać, musi stosować bardziej skomplikowane bodźce. To zresztą piękno sportu – wyczucie własnego ciała, zrozumienie go, wpływanie na nie. Od roku trąbię o tym, co wyczułem u siebie po dobrych 10 latach treningu – jak ważne są w bieganiu mocne plecy czyli silne mięśnie grzbietu. Od kiedy zacząłem je wzmacniać chodzę też bardziej wyprostowany, mniej zgarbiony. Od pani od korektywy dowiedziałem się, że to stara szkoła rehabilitacji. Nowa mówi: tak, wzmacniamy mięśnie, ale trzeba najpierw rozciągnąć przeciwstawne. Bo skrzywienia są efektem – uwaga, to ważne – przykurczu mięśni. Czyli moje okrągłe plecy to efekt przykurczenia mięśni piersiowych. Dobrze jest wzmocnić mięśnie grzbietu, ale będzie to bardziej skuteczne, jeśli rozciągnie się wcześniej mięśnie piersiowe. Kiedy Moja Sportowa Żona wróciła z piątkowych zajęć poprosiłem ją o krótką lekcję stretchingu. I już wiem, jak rozciągać piersiowy. Swój piersiowy. Ręce okrągłym ruchem za siebie i spleść dłonie za plecami. W niedzielę mieliśmy za to zajęcia z trenerem od biegania. Trener tłumaczył, że ruch nogi w bieganiu zaczyna się od stabilizacji tułowia. Jeśli mięśnie brzucha i grzbietu mocno trzymają nam kręgosłup to rozpoczynający się z takiego źródła zamach nogi będzie maksymalnie efektywny. W sobotę też nie praktykowałem, tylko oglądałem. To co wszyscy: Ebi Smolarek, bramka za bramką i fruwający Beenhakker. Piłka nożna to rzeczywiście dość finezyjna forma biegania. Puenty nie będzie, bo w okresie roztrenowania wszystko się trochę rozłazi. Odcinki bloga też. Ajaj! Zapomniałbym, że jednak zrobiłem sobie jedną rekreację. Z niedzielnych zajęć postanowiłem wrócić rowerem. Teoretycznie wynikało to z logistyki, byliśmy z MSŻ i córką przedszkolakiem na zakupach w M1, stamtąd na ostatnią chwilę podjechaliśmy na mój kurs, MSŻ wróciła samochodem do domu, a ja wziąłem rower, żeby sobie dopedałować po zajęciach. Ale tak głęboko w sercu, to wynikało chyba z tego, żeby sobie udowodnić, że dam radę. Że chociaż jest mroźnawo, że chociaż samochód jest wygodniejszy, że chociaż nie muszę – to wsiądę wieczorem na rower i przejadę te kilkanaście kilometrów. Nie wiem ile, bo licznik mi się zepsuł, ale wiem, że 47 minut. Mniej więcej tyle, co msza.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.