W Londynie biegali, w Dębnie biegali, a ja nie biegałem.
Od razu piszę: dziś nie biegałem, był odpoczynek, była regeneracja. Za to napiszę o innych: jak biegali albo zamierzają biegać.
Przyjechała do nas Karolina z Irlandii. Ściślej: Karolina z Rabki Zdrój, przyjaciółka Mojej Sportowej Żony z licealnej ławki (ławki w klasie, ławki w parku). Ale przyjechała z Irlandii, bo czasem człowiek w kraju nie widzi perspektyw. Za rok wracają, nawiasem mówiąc.
Karolina postanowiła biegać, bo trzydziestka lada moment wybije i trzeba łapać za nogi sprawność zanim odbiegnie. Wybraliśmy się z nią i z MSŻ do sklepu sportowego po buty biegowe, kupiliśmy fajne, kobiece i do tego markowe, za jakieś 70 euro. Karolina pytała jeszcze w dziale z technicznymi ubraniami o oddychające stringi, ale nie było.
W Zjednoczonym Królestwie dziś wielkie biegowe święto – maraton w Londynie. Na dystansie 26 mil z hakiem wygrał czarnoskóry Lel przed czarnoskórym Wanjiru w hip hopowo kolorowej czapeczce. Czołówka do połowy szła na rekord świata, ale potem przyszła ulewa i było po rekordzie. Wynik Lela to 2:05:15, niecałej minuty zabrakło do rekordu.
Wśród kobiet wygrała Niemka Mikitenko Irina (2:24:14). Charakterystyczne niemieckie imię i nazwisko wzięło jej się stąd, iż jest Niemką z Kazachstanu. Bodajże podobną biografię ma Nelly Rokita, ciekawe jak by wyglądała na trasie Maratonu Londyńskiego.
Na trasie maratonu w Dębnie (też w niedzielę, mistrzostwa Polski) startował Grzegorz Kołodko (wyniku nie znam, sorry, pewnie około 3:45). Wygrał Henryk Szost. Fajny chłopak z gór, był chuchrem, został na krótko drwalem i to w nim wyrobiło twardość. Największa pasja z dzieciństwa: gołębie pocztowe. Miałem okazję go poznać parę miesięcy temu. Heniek do Pekinu.
Jedno tylko smutne, że czas Szosta to 2:11:59. W Londynie byłby chyba 11.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.