telefon – 3 czerwca 2008

Od rana dziś siedzę z cieniem znanego piłkarza na S. z klubu na R. Małą rekreację miałem tylko po obiedzie i przed kolacją.

Piłkarz jest w tej chwili niedostępny, ale to i tak niewiele zmienia, bo jest bardzo skryty, niewiele powiedział w różnych wywiadach. Jego rodzina podobnie. Najlepsza była babcia, która albo nie pamiętała, albo dawała odpowiedzi krótsze niż zadawane pytanie.

Dodzwoniłem się wczoraj rano do przyjaciela rodziny. Ale jechał pociągiem, poprosił o telefon o 16., jak dojedzie na miejsce. Dojechał, ale był zajęty, poprosił za pół godziny, a chętniej o 19. O 19. miał u siebie znajomych, więc, żebym zadzwonił za dwie godziny, bo wtedy będzie jechał samochodem i bardzo dużo mi opowie, bo byli bardzo zaprzyjaźnieni w Niemczech. O 21. jeszcze nie wyjechał, ale będzie pięć godzin w drodze, ma zestaw, więc mam dzwonić o 23. Po 23. wjechał właśnie w leżącą na drodze oponę i odpadła mu tablica rejestracyjna, więc za pół godziny. Za pół godziny nie odbierał.

Wiem, że historia jest już przydługa, ale to nie koniec. Nagrałem mu się na pocztę, że chyba nie porozmawiamy. No i o pierwszej w nocy dzwoni telefon. Przyjaciel rodziny. Czeka na policję, którą wezwał do tej opony, ale chwilę możemy pogadać, zanim policja przyjedzie. Gadamy dwie minuty, policja przyjechała. On proponuje za pół godziny, ale wolę przełożyć na rano.

Dzwonię po 11. Uff, możemy porozmawiać. Pięć minut wyciągam jakieś fakty, zdarzenia, wspólne przeżycia – ze świąt, z meczów, ze szkoły. W desperacji pytam o jedno jedyne, co mu się najbardziej wbiło w pamięć.

– Przed mistrzostwami świata PZPN zorganizował nam leczenie na wyjazd na Węgry. To Włodek wziął syna, ja córkę. Ale więcej nie pamiętam.

Naprawdę. Cała doba łapania się przez telefon i taki efekt. W tej sytuacji jeśli ktoś przebiega na treningach setki kilometrów, a potem zrobi w ważnym biegu wiceżyciówkę, to jeszcze nie jest najniższy współczynnik efektywności z możliwych.

Wyrwaliśmy się z Moją Sportową Żoną na obiad do pierogarni na Kabaty. Potem MSŻ jechała na próbę fitnessową (w sobotę na Ursynowie robią pokaz na piłkach i stepie, przy nowej hali na Pileckiego od 12., wpadnijcie kto z Kabat), samochodem, bo z torbą z ciuchami. A ja wyciągnąłem z bagażnika rolki i przejechałem sobie do domu. Duży ten Ursynów, wyprawa zajęła mi ponad 20 minut czystej przyjemności.

Rekreacja numer dwa była z córką przedszkolakiem. Pojechaliśmy do supermarketu na R. na rowerach. 10 albo 15 minut w każdą stronę. Ruch jest przyjemny. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.