Sezon biegowy powinienem kończyć w marcu. Ewentualnie w kwietniu. To zabawne, bo początkujący jogger budzi się na wiosnę. Cieplejsze dni, chce się trenować, biega się przyjemnie. I startuje się przyjemnie. W zeszłym roku zrobiłem życiówkę w maratonie we Wrocławiu 23 kwietnia. W tym roku – w Warszawie 23 marca. Po tych datach właściwie powinienem kończyć sezon wiosenny i myśleć o wrześniowych startach. Bo ja się w upał gotuję na trasie jak typowy polski kartofel. Tak było też dziś w Toruniu. Startujemy o 9.00, a tu już upał. Przez kilometr widzę czołówkę, biegnę z kimś, ale go wyprzedzam, przeganiam mojego kolegę i rywala z Kabat – Pawła Sz. – który biegnie wolniej, bo startuje w całym maratonie. A ja tylko w połówce. W tym momencie na trasę biegu na 5 km rusza córka gimnazjalistka. Jej cel: złamać 30 minut, pół roku temu na Run Warsaw się nie udało, zabrakło niecałej minuty. Na piątym kilometrze dochodzi mnie mocna grupka, trzymam się z nimi do 15 kilometra. I tu układ mi się przegrzewa. Kilometry z 3 minut 50 s. wydłużają się do 4:15, grupka odjeżdża, a mnie wyprzedzają jeszcze trzy osoby. Na szczęście biegną cały maraton. Półmaratończyka dostrzegam dopiero kilometr przed metą w Łubiance. Jest przede mną, ale ledwo ciągnie, ogląda się. Odzyskuję młodość, gonię go jak na skrzydłach. Wbiegam na metę 9 sekund po nim. Czas kiepski – 1:23:54, o cztery i pół minuty gorzej od życiówki. Ale zapowiadałem już chyba, że w Toruniu będę walczył o miejsce. Nie miałem śmiałości napisać, że w pierwszej dziesiątce. I udało się: byłem ósmy. A oprócz tego druga satysfakcja – zwycięstwo w klasyfikacji dziennikarzy. I to nie bez walki, drugi był za mną o niecałe dwie minuty. Na mecie połówki (po półgodzinnych korowodach) odbieram z depozytu rolki. Bo w maratonie mogli startować też rolkarze. Zdejmuję numer i poza zawodami dla czystego funu wracam do Torunia. Na 39. kilometrze doganiam Pawła Sz. Wytrwał, ale czas też średni – idzie na 3:10, dobiegnie w 3:11. W Łubiance miałem też telefon. Zadzwoniłem do Torunia, jak poszło córce gimnazjalistce. Przypomnę: miała złamać 30 minut. Złamała 25! I to z okładem: 23:54. Serce rośnie, kiedy rosną nowi biegacze.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.