Mam kontuzję wała. Chodzi o to słynne zgięcie z gestu Kozakiewicza (młodsi: Google). Boli mnie ręka, niezbyt mocno, ale za to irytująco i bezustannie. Nawet w nocy budzę się przy każdej zmianie pozycji, bo jak tylko przekładam rękę, to łapie mnie kilkunastosekundowy ból, jakby mnie ktoś kłuł w żyłę, w ścięgno, w mięsień czy co tam jeszcze jest. Zrobił mi się siniak jak rozklapciana śliwka. A co to ma do biegania? Dużo, już wyjaśniam.
Ileż to razy pisałem, jaką moc daje mi, nam bieganie. Jak człowiek jest dzięki temu sprawny, sprawniejszy od średniej krajowej. Energiczny, mocny, jakby młodszy. To wszystko prawda, ale tylko do połowy. Od pasa w dół.
Zgódźmy się, że wpływ treningów na układ krążenia jest zbawienny (przynajmniej jeśli chodzi o długie i wolne bieganie). Na spalanie nadmiaru kalorii – super. Środek mamy w porządku. Ale co z cielesną powłoką? Nogi jak u Apolla – czasem bosko wyrzeźbione, czasem ciężkie jak z kamienia. A na górze jak niedożywieni Kenijczycy.
Problemy z wałem zaczęły mi się po oddaniu krwi, chyba pielęgniarka wbiła się na skos, bo zgięcie bolało mnie już na fotelu. Z drugą ręką podczas morfologii kwadrans wcześniej problemów nie było. Potem zrobił się z tego lekki wylew podskórny, ale nawet go nie zauważyłem, a niezbyt duży ból ustępował.
A potem zrobiłem 3 serie sprężynami. Ćwiczę to „już” prawie miesiąc, taki się poczułem mocarny, że zwiększyłem obciążenie z 4 do 5 sprężyn, zacząłem wydłużać serie z 20 do 30 powtórzeń. I chyba sobie coś załatwiłem. Nie wiem, czy ścięgno, czy żyłę, czy co. Ale wiem jedno – nie jestem herosem na górze. To taka boska pycha – jak można sądzić, że łamanie trójki w maratonie ma mieć jakikolwiek wpływ na triceps albo biceps?!
Zacząłem się traktować ostrożniej. Czuję, że od moich grzbietów boli mnie krzyż. Może też robię coś za szybko, za mocno. Może trzeba powoli, tak jak pisze się biegowym debiutantom: wyjdź na spacer i po 5 minutach potruchtaj powoli przez minutę. Przecież na brzuchu i grzbiecie nie mam więcej mięśni niż łydka i udo człowieka zza biurka.
Moja Sportowa Żona po powrocie z zajęć ma mi pokazać bezpieczne pozycje przy ćwiczeniach mięśni brzucha i grzbietu. Może przestawić się na nie, zanim będę musiał iść do konowała?
Przypomniały mi się opowieści znajomych z pracy, którzy rozpoczynali bieganie, po trzech treningach opowiadali o endorfinach i lepszym samopoczuciu, a po sześciu o kontuzji, która kończyła ich sportową przygodę. Myślę, że w takim momencie wychodzi, czy ktoś lubi sport, czy tylko chciałby się do niego zmusić. Ja nie zamierzam odpuścić. Na razie nie ćwiczę sprężynami, moje treningi 3 do potęgi trzeciej zmieniłem na 2 do potęgi trzeciej, brzuszki i grzbiety zostają, ćwiczyłem w sobotę i dziś. Jak się ręka wyleczy (pielęgniarka, która zrobiła mi okład z maści przeciwobrzękowej mówi, że problem może potrwać do trzech tygodni) – wrócę do sprężyn, ale z mniejszym obciążeniem. I nie zwiększę go przed wiosną.
Cichociemni! Jeśli zdarzyła Wam się podobna sytuacja na biegowej ścieżce, a jesteście podobnie początkujący w bieganiu, jak ja w sprężynach – to teraz jest moment na decyzję. Albo wyleczyć się i ostrożnie, naprawdę ostrożnie wrócić do treningów. Albo przestać się oszukiwać, że się lubi sport.
Biegam teraz niewiele. W piątek pobiegałem pół godziny powoli po Polu Wilanowskim, miało być z Kamilem, ale po 15 minutach truchtania dookoła parkingu stwierdziłem, że ruszam przed siebie. W tym tygodniu planuję sobie tylko jedno bieganie.
Sporo za to jeżdżę na rolkach. Dziś wracałem z Gazety, bo pojechaliśmy tam razem z MSŻ samochodem na obiad, potem ona wróciła na czterech kółkach, a ja na ośmiu. A w niedzielę zrobiliśmy siedmiokilometrową wyprawę z córką 1klasistką na rowerze i moją siostrzenicą z Krakowa na rolkach. To był jedyny sportowy akcent w okołoweekendowej wizycie Krakowa i Rabki. Mnóstwo śpiewaliśmy, niewiele wypiliśmy, zaliczyliśmy trzy seanse kinowe w mieszanych składach (podobno warto iść na „Rewers”, ale nie wiem, bo na „Rewers” poszły trzy dziewczyny) i wróżby andrzejkowe. Nie powiem, co mi się wywróżyło.
quentino-tarantino
2009/11/30 21:40:30
Wojtku – niedawno pisałem o tym, że 2-3 razy w tygodniu walczę po godzince na domowej siłowni ( dziś rano była niecała godzinka – Pierworodnego ze szpitala odbierałem – cały i „niby zdrowy” ). To będzie moje osobiste zdanie, pewnie dla rasowych biegaczy nie do przyjęcia. Kilka miesięcy temu pokochałem bieganie ale nie chcę dla dobra superambitnych życiówek balansować na granicy anoreksji. Oczywiście chcę poprawiać sukcesywnie swoje życiówki ale nie chcę biegać na samych ścięgnach i stawach. W pełni rozumiem Debeściaków z czołówki maratońskiej bo sam gdybym miał taki potencjał biegowy jak Oni, zapewne upuściłbym własne BMI na podłogę i przez parę lat się po nie nie schylał
–
quentino-tarantino
2009/11/30 21:47:06
Z przymrużeniem oka i dystansem do siebie – i tak wszyscy myślą, że ważę mniej niż w rzeczywistości – tak jak wcześniej pisałem przy 190 cm mam ok. 85 kg. Ale mam do tego długą szyję i szczupłą, pociągłą ( po ojcu ) twarz – dają mi zazwyczaj 78 – 80 kg…dopiero, gdy widzą mnie bez koszulki dorzucają brakujące kilogramy 😉
–
pict
2009/11/30 22:15:44
Wojtku, nawiązując do poprzedniego pytania pod poprzednim odcinkiem. Tak mnie tknęło czy aby nie za szybko kończę roztrenowanie? Cały sezon trenowałem, zakończyłem 11.11 BN. Czy 1 grudnia to nie za szybki start? Z drugiej strony Dębno jest dość wcześnie.
–
makos_wolomin
2009/12/01 00:04:38
Jestem jednym z tych nowych biegaczy. Lecze sie teraz po swoim pierwszym, krotkim sezonie kostke i kolano. To sa stare kontuzje, bo wczesniej przez kilka lat uprawialem troche inna dyscypline. Chodze teraz na basen dwa razy w tygodniu, a na silowni cwicze gore. brzuch i grzbiet staram sie robic codziennie.
Do bieganie chce wrocic w styczniu. Mam nadzieje, ze sie uda, bo frajda jest ogromna. Moje BMI tez nie jest kenijskie. przy 185 waze 80 kg, wiec szalu nie ma 🙂
–
biegofanka
2009/12/01 08:48:46
A ja Wam „powiem” z mojego kilkumiesięcznego doświadczenia z trenowaniem, że lepiej nie „szaleć” przez pierwsze miesiące i tak, jak ja, stopniowo się „rozkręcać”. Owszem, trenowałam mocniej przed Dekorią, ale potem znowu „zwolniłam” i skutek jest taki, że np. po wczorajszym dłuższym wybieganiu czuję się świetnie. Biegam sobie spokojnie, nic mi nie dolega, po prostu sama radość. Mój mąż niestety biega rzadziej, niż ja i wczoraj, jak ze mną biegł, mówiłam mu, żeby nie podkręcał niepotrzebnie tempa, ale wiecie, przecież to facet jest, chce pokazać, jaki to on mocny. Po biegu powiedziałam, żeby zrobił porządne rozciąganie. Zignorował pierwsze i drugie i co?… właśnie dziś rano zaczął znowu narzekać na ból w kolanie, tym razem w drugim… Wojtku – masz rację, albo się lubi to, albo udaje, że lubi…:))
–
biegofanka
2009/12/01 08:58:41
Dlatego myślę, że wystartuję w maratonie wiosennym, bo nie wiem, jak to z debiutem jesiennym męża będzie… chociaż ma potencjał o wiele większy, niż ja, dobrą sylwetkę, dobre BMI i kiedyś faktycznie biegał, ale… no właśnie… brakuje mu konsekwencji w działaniu, tej ambicji, którą ja mam… im bliżej widzę cel, tym bardziej chcę go zdobyć i biorę się do roboty… gdyby to przejął, mógłby mieć świetne osiągnięcia… no, ale zobaczymy, może to kwestia czasu jest;))
–
biegofanka
2009/12/01 09:02:29
Quentino – to dobrze, że Twój syn już zdrowy. Pozdrów Go od małej biegofanki:))
–
biegofanka
2009/12/01 09:14:29
Właśnie Wojtku – przesadziłeś chyba z tym obciążeniem ze sprężynami i to zaraz po oddaniu krwi… zamiast dać dojść Twojej kończynie do siebie… czy nie można powoli, spokojnie, a może to ja zbyt ostrożna jestem;))
–
quentino-tarantino
2009/12/01 09:31:19
biegofanko – dziękuję, pozdrowię antybiegacza 😉
Bieg z Wkładką ( Insert Run 😉 – podczas biegania szukam własnej drogi ( czasem ścieżki…) treningowej. Na najbliższy okres wymyśliłem sobie Bieg z Wkładką – chcę na wiosnę doprowadzić moją prędkość przelotową do poziomu 5:00 tak aby życiówkę w Dębnie zrobić na poziomie 3:40/3:45. BzW – zacznę od:
4km – tempo 5:45
2km – tempo 5:00 ( Wkładka )
4km – tempo 5:45
Następny trening powiększę o 1 km Wkładki itd. Co na to Minister Dziwnych Kroków ?
–
quentino-tarantino
2009/12/01 09:39:47
Dodam tylko, że nie każdy trening będzie z taką progresją. Raz w tygodniu długie wybieganie, raz podbiegi lub BNP. Natomiast z tygodnia na tydzień BzW będę też powiększał z 10 km docelowo do 16.
–
biegofanka
2009/12/01 09:52:20
Ja chyba zostanę przy planie treningowym ustalonym przez trenera Wojtka.
Właśnie Wojtku – trzymiesięczne przygotowywanie się do imprezy biegowej. Mój pierwszy cel – półmaraton ślężański 20 marca 09. Podaj, proszę krótko dla mnie plan treningowy na ten miesiąc (chyba od połowy grudnia powinnam już zacząć):))
–
sfx
2009/12/01 10:20:02
A ja sam jeszcze nie wiem, czy dalej się lenić, czy ruszać już na podboje i planować treningi. W sumie miałem 2 tygodnie z przebiegiem łącznym 27 i 34 km. Dokładać kolejny lekki tydzień, czy powoli zacząć systematyczny trening?
… planuję na zimę sporo krosów i bez ciętego tempa… może kilka dłuższych wybiegań, ale tak do 20k…
… a potem Dębno, i chyba nie mam tam ochoty na wiosenną życiówkę…
–
ocobiegatu
2009/12/01 11:11:48
Po mojemu to nie ma czegos takiego jak – musze polubic bieganie…
Jak kogos poznajemy to nie zastanawiamy sie jak go polubic , jak to zrobic..Przychodzi to samo, ta sympatia dla kogos a nie- „ma przyjsc”.
A slyszy sie , czyta – ktos wychodzi na bieg a mu sie nie chce..To lepiej dac sobie spokoj i wsiasc na rowerek. Dla mnie najwiekszym sukcesem w bieganiu jest to , ze nie zdarza mi sie aby wyjsc na bieg bez ochoty na to- wyjatkiem byl maraton…)). Biegania – nie trzeba polubic , nie musi sie polubic ale sie lubi i tyle. Skoro wiec kazde wyjscie na bieg to sewgo rodzaju swieto – to i nie dopuszczam zadnych dzienniczkow z planami treningowymi…)).
jak swięto to swieto..). Sorry ja to jestem taki idealista..). Jak widac po ilosci moich komentarzy na blogu to bieganie bardzo lubie, no i chod sportowy tez..:)
–
biegofanka
2009/12/01 11:24:58
Ocobiegatu – nie zgodzę się częściowo z Twoją opinią, bo lubiąc biegać, czasem wychodzi się na akurat zaplanowany trening bez chęci (właśnie w ten dzień nie ma się ochoty, czuje się bardziej zmęczonym itd.), ale jak już się wyjdzie, jest ok., a są takie dni, kiedy chętnie pobiegłoby się, ale w planie treningowym akurat nie ujęty jest ten dzień… piszę tutaj w przypadku planu treningowego… bo oczywiście inaczej jest, jeżeli uprawia się jogging tylko dla siebie, wówczas wychodzi się rzeczywiście wtedy, kiedy się chce (niektórzy biegają nawet codziennie). Myślę Ocobiegatu, że jak będę w Twoim wieku z mniejszym obciążeniem „na głowie” (przynajmniej obowiązki przy dzieciach mi odejdą), to będę biegać częściej i więcej… bo chociaż teraz chcę… fizycznie nie jestem w stanie zwiększyć ilości biegania i chociaż czasem jestem zmęczona, to przy planie treningowym wychodzę, bo chcę osiągnąć cel, czyli przebiec półmaraton a następnie maraton i to nie jeden;))
–
biegofanka
2009/12/01 11:26:59
Ocobiegatu – uważasz, że jak więcej tutaj komentuję, to przez to mniej biegam?;))
–
quentino-tarantino
2009/12/01 11:28:24
ocobiegatu – jak zwykle trafnie ujęte. Dla mnie wyjście na trening nawet gdy pogoda położy się na wycieraczce i nie pozwala wyjść z domu to zawsze coś szczególnego. Lubię to i już. A im gorzej na zewnątrz i z samopoczuciem na starcie tym lepiej na końcu. Stpień zadowolenia i samozadowolenia tuż po jest wprost proporcjonalny do wielkości i ilości kłód rzucanych pod nogi w trakcie biegu.
–
ocobiegatu
2009/12/01 12:46:27
Biegofanko – lubiąc biegać wychodzi sie na bieg a się nie chce…tj. sportowiec..).
No właśnie – jest pewne rozroznienie sportowcow – ci co maja plany i rekreacyjnych .
Dla mnie to nie do pojecia aby wyjsc na bieg i aby mi sie nie chcialo. W sumie mam jednak duzo na glowie i malo biegam. Sportowcy maja pewnie w sobie inny rodzaj radosci – np. nie chce mi sie dzis biegac ale jestem fighterem i cieszy mnie jakis punkcik planu treningowego. Trudno to okreslic – ta radosc – chyba sportowcy sie musza wypowiedziec w jaki sposob to czuja a nie rekreacyjni..)
–
sfx
2009/12/01 12:47:43
A ja właśnie wróciłem. Dżdżysto, ale sympatycznie.
Takie mile spędzone trzy kwadranse.
Ehhh… te nasze piękne lasy i krosy po tych leśnych dróżkach i ścieżkach. Pełne urozmaicenie… pod nogami wszystkiego po trochu kamyki, piasek, trochę błotka i trawki. Pogoda – niepogoda… aż się chce tam wracać.
–
grido71
2009/12/01 13:34:46
Witam! Chciałem się pochwalić:
dzisiaj, po 9 tygodniach treningów (36 ich było i żadnego nie opuściłem) dołączyłem do grona biegaczy (30 minut ciągłego biegu).
Kolejny cel to 3 Poznań Półmaraton (28 marca 2010).
Można powiedzieć, że „wpadłem po uszy”. Bieganie dla mnie to nie tylko treningi (generalnie lubię aktywny tryb życia: 3x w tygodniu siłownia, 4x bieganie; wcześniej przez blisko 10 lat regularnie grywałem w kosza).
Każde wyjście rano (a biegam bardzo wcześnie – ok. 5.45) powoduje, że dostaję takiego „poweru” na cały dzień, że trzyma mnie aż do wieczora ;-).
Mam nadzieję, że zdrowie i pogoda dopiszą, bo o motywację i chęci jestem spokojny.
–
biegofanka
2009/12/01 13:48:48
Ocobiegatu – nie napisałam, nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby się porównywać do sportowca;) Po prostu biegam dla własnej satysfakcji, dla pokonania moich słabości i żeby realizować swoje cele biegowe, ale jako rekreacyjny biegacz też wypowiedzieć się mogę;))
–
biegofanka
2009/12/01 13:50:12
Grido71 – brawo! Powodzenia w „dobiegnięciu” do celu (nie jednego pewnie);))
–
telehubis
2009/12/01 14:55:59
Wojtek,
dół bieganie, góra wspinaczka! Ja tak robie…
–
wqu
2009/12/01 15:34:38
A propos treningu na, który nie ma się ochoty.
Biegać mi nie wolno jeszcze przez czas jakiś. Trudno powiedzieć jaki, bo to się goi bardzo powoli. Zresztą prawie nic nie wolno. Wolno na basen. Tylko ja basenu nie lubię :-(. I pływam żabką. A żabką też nie wolno. Długo się więc zbierałem aż się przemogłem, poszedłem i spróbowałem płynąć dowolnym. Jakoś poszło. Co dwa dni kilometr crawla. Brrr … Traktuję to jak gorzką pigułkę. Ale za to frajda, kiedy wychodzi się z basenu jest prawie taka, jak po udanym bieganiu
–
ocobiegatu
2009/12/01 21:54:25
Nawiązując do wypowiedzi wqu o żabce..).
Moja koleżanka ( nie chce biegać – troche rower) tak sie wypowiada o biegaczach – – „no taka juz figura – pół żaby , pół szczura”…:) . Rozumiem , że dół to żaba o umięśnionych nogach a góra to szczur ? – no było tu latem na blogu- „wyścig szczurów” …
no niby sie zgadza ?..)
–
wojciech.staszewski
2009/12/01 23:39:16
pict – dębno jest wcześnie. jeśli masz już zapał do biegania, to zaczynaj orkę. jeśli jeszcze nie odzyskałeś, to możesz się wstrzymać, ale nie dłużej niż do połowy grudnia, bo dębno jest wcześnie.
tarantin – jeśli ten trening z wkładką da ci radość, to proszę bardzo. z czysto sportowego punktu widzenia lepiej byłoby tę wkładkę umieścić bliżej drugiej części treningu (najpierw 6 km, potem wkładka, na końcu 2 km powoli). ale w naszym, amatorskim liczy się nie tylko fizjologia, ale też radość biegania. jeśli wolisz tak, to będzie dobrze.
a swój stary pseudonim z pół roku mailowania – minister dziwnych kroków – przeczytałem z niemałym sentymentem.
hubert – a jak ci się mieszka na swoim? 🙂 biegasz tam?
–
sfx
2009/12/02 06:52:28
A ja pozwoliłem sobie wczoraj umyć samochód… w ten dżdżysty, jak to już pisałem, dzień… ale nie tak tylko, ot sobie… umieściłem na nim nabyte w pierwszym konkursie dzikiego dwie sztuki biegaczy – srebrny i czarny obok siebie – stwierdziłem, że rasistą nie będę i obaj trafią na auto. Wprawdzie jednemu się nogi urwały – na szczęście srebrnemu, bo czarnemu by nie wypadało ze zwykłej poprawności politycznej (jak by to jakiś malec powiedział „samo się zrobiło”), ale jakoś dałem radę i go „wyleczyłem”.
–
sfx
2009/12/02 06:54:37
O i tak mi się pomyślało w tej sekundzie, że nakleiłem srebrnego po lewej, a czarnego po prawej – co jest właściwą kolejnością – srebrny goni czarnego. Tak jak na typowych naszych polskich zawodach.
–
quentino-tarantino
2009/12/02 10:04:10
Wojtku – miał być Bieg z Wkładką a wyszła…sama WKŁADKA 🙂 ale po kolei…
Zawsze biegam z samego rana a wczoraj przygniótł mnie nawał porannych obowiązków plus przyjazd rodziny no i wyszła godzina 17. Po pierwsze – nie miałem zbytniej ochoty bo czułem pobolewanie w stopie, no i pora nie ta ;-). Po drugie – do g.17 byłem już po 4 MUN-ach ( Moich Ulubionych Napojach ) patrz:rodzinne ranne biesiadowanie…
Jednym słowem – wszystko nie tak…ale ruszyłem biorąc pod uwagę, że zakończę już po pół godzince…
Pierwsze 25 minut to masakra żołądkowa…wahałem się czy o tym napisać bo to taki estetyczny blog :-)…ale w końcu ku przestrodze – straszna rzecz – ZGAGA PODCZAS BIEGU ! Zjadłem i wypiłem za 3 od rana i teraz zbierałem plony…coś okropnego, biegnę i zbiera mi się na wymioty, zgaga męczy niemiłosiernie…ale biegnę dalej…i to jak!
Biegłem coraz szybciej bo niepostrzeżenie zajmując się dolegliwościami nie zwracałem uwagi na tempo 😉 Gdy się zorientowałem „było już za późno” 😉
Pierwszy raz po MW i MP czułem podczas biegu porządnego powera! Drugie 5 km to było już tempo w granicach 5:00. Wróciłem do domu super zadowolony, taki endorfinowy na twarzy i w sercu 🙂