Stoję w mleku. Jest płasko i strasznie cicho. To znaczy huczy wiatr, nawala jak opętany, ale jakaś potworna cisza i pustka dookoła. Nie widać nic, nawet tego krzyża, przy którym byłem pół minuty temu, nawet tego kamienia, który był pięć metrów od niego. Myśleć, myśleć. Biorę komórkę, numeru do GOPR-u nie znam, dzwonię na 112. Do końca roku zostało jeszcze z dziewięć godzin.
To będzie historia, w której będę się trochę popisywał ułańską fantazją i determinacją. Ale też przyznam się do głupoty, braku odpowiedzialności i tchórzostwa. Po prostu opowiem Wam, jak było.
Rano w Sylwestra jedziemy całą rodziną na narty do Zawoi, bo zima przyszła dopiero kilka godzin temu i Maciejowa nie ruszyła, działa za to sztucznie naśnieżany Mosorny Groń. Jeździmy, a po nartach Moja Sportowa Żona z córką 3klasistką przesiadają się do samochodu Sabiny, zaś ja jadę pobiegać. Podjeżdżam na przełęcz Krowiarki, stamtąd jest prawie płaska ścieżka na Markowe Szczawiny. Momentami udaje mi się nawet biec po 6:00 na kilometr. Po 50 minutach jestem koło schroniska na Szczawinach, chcę lecieć dalej prosto do Przełęczy Jałowieckiej.
Ale Babia mnie kusi. Babia Góra, 1725 m npm., najwyższy w Polsce punkt poza Tatrami. Ileż razy tu byłem – z ojcem, ze starszymi dziećmi, z MSŻ, z Dzikim. Ale nigdy jeszcze nie zdobyłem Babiej zimą.
Nie da się biec prosto, szlak nieprzetarty, a właśnie napadało z metr śniegu. Wydeptana jest za to ścieżka na Przełęcz Brona. Podejmuję decyzję: spróbuję wbiec na Babią. Robi się trochę ciężej, bo północny stok jest naprawdę stromy, tempo spada do kilometra w 14 minut, to już nie trening, ale challenge.
Na Bronie jestem za 20 minut, skręcam granią w stronę Babiej. Mijam ludzi schodzących z góry. Ktoś doszedł do szczytu i wraca po śladach, bo na górze takie mleko, że nic nie widać. Ktoś nie doszedł, bo mgła za duża. Pytam, ale szukam tylko argumentów, żeby biec wyżej i wyżej, aż do nieba bram.
W kosodrzewinie robię sobie zdjęcie w trakcie biegu. Jestem na nim taki waleczny, jak rycerz i taki sam zakuty łeb. Pójdę w bój nie myśląc, co dalej.
Tempo spada do kilometra w 20 minut. Momentami wbiegam na czworakach, kiedy ścieżka robi się jednocześnie stroma i oblodzona. Kończy się kosodrzewina, pamiętam to z letnich wypraw – na górze już tylko trawa wystająca spomiędzy kamieni. Kończy się widoczność, mgła sterylnie wycina kolejne elementy rzeczywistości, jak w starym opowiadaniu Stanisława Lema, o maszynie, która mogła zrobić lub usunąć ze świata wszystko.
Z góry schodzą dwaj plecakowcy, wyłaniają mi się w ostatniej chwili z mgły. 10 minut do szczytu mówią. Zaczynam negocjować ze sobą: jeszcze do tej tyczki przede mną i zobaczę, czy widać następną. Widać, może nie tyczkę, ale ciemny punkt, podbiegam, to słupek graniczny, więc teraz do następnej tyczki. Oszukuję sam siebie, że jak będę biegł bardziej siłowo, to zostawię ślady na śniegu i będę mógł wrócić po tych tropach. Jak przyjdzie co do czego, to na śniegu nie będzie żadnej wydeptanej ścieżki, otwartej książki tropicieli i myśliwych, tylko czysta chińszczyzna.
Wiatr wzmaga się gwałtownie, to taki wiatr od szczytu, czyli rzeczywiście jestem o krok. Jeszcze jeden podbieg i nagle znajduję się w jednym z najdziwniejszych miejsc, w których byłem w życiu.
Jest płasko, jest biało, jest wiatr i pustka. Jest mleko, że nie widać na więcej niż pięć metrów. Na środku stoi metalowy krzyż. Zrobię pięć kroków i zobaczę, co dalej. Przede mną majaczy kamień, na granicy widoczności czyli jakieś pięć metrów. Dobiegam.
I wtedy przede mną nie ma już nic. Biało, kompletnie odrealniona biel. Jak w matriksie, z którego usunięto całą rzeczywistą rzeczywistość.
Może jestem na szczycie. Wprawdzie pamiętam, że tam był kamienny kopczyk, drogowskaz ze szklakami, ale może w tej mgle tego nie widzę. Sprawdzę sobie w Garminie, czy dotarłem do szczytu. A może nie dotarłem, ale dalej nie ma już żadnych ścieżek dróg. Dalej jest nic.
Podejmuję decyzję: odwrót. Robię dziesięć kroków wstecz, w stronę krzyża. Krzyża nie ma. Odwracam się, dziesięć kroków w przód, w stronę kamienia. Kamień jest. I jeszcze raz: dziesięć w stronę krzyża. Nie ma. Dziesięć w stronę kamienia. A kamienia też już nie ma. Kolejne dziesięć w stronę kamienia. I kamienia, nadal nie ma, za to jest krzyż.
Czyli już kompletnie nie wiem, gdzie przód, gdzie tył. Nie wiem nic. Wiem tylko, że północne zbocze jest potwornie strome, ze skałami, przepaściami, że to nie Kicarz koło Piwnicznej, z którego schodziliśmy z ojcem na dziko.
Wiem, a raczej dociera do mnie, że mogę tu umrzeć. Że to się dzieje naprawdę. Przypominają mi się różne adrenalinowe wyzwania: park linowy, maratony biegane na życiówkę, gry komputerowe. Ale zawsze tu jest wyjście awaryjne. W parku linowym, gdzie dramatycznie walczyłem z lękiem wysokości była przecież uprząż. Na maratonie mogłem zawsze zejść z trasy. Grę komputerową można wyłączyć.
Tutaj, to najwyżej Bóg, jeśli jest, może mnie wyłączyć.
Myśleć, myśleć. Biorę za telefon, dzwonię na 112. Zrywa połączenie. Odchodzę parę metrów w mleko, dzwonię. Prosim, slovenska slużba czy jakoś tak. Mówię, że jestem turystą i zgubiłem się pod Babią Górą. Nie rozumieją. Koło Babiej Hory. Chyba rozumieją, ale połączenie znów się zrywa.
Czy zadzwoniłem za wcześnie? Nie wiem, osądźcie sami. Nie byłem w panice, ale starałem się postąpić racjonalnie. Pomyślałem, że lepiej zadzwonić za wcześnie niż za późno. Kiedy później powiedziałem to zdanie polskiemu GOPR-owcowi, GOPR-owiec stwierdził, że świetnie zrobiłem. Bo po pierwsze w tych warunkach dawałby mi tylko pół godziny na przetrwanie, a po drugie lepiej jechać po człowieka niż po ciało.
GOPR-owca odwołam telefonicznie przez 112, kiedy będę znów biegł bezpiecznie w stronę Krowiarek. Ale i tak będzie musiał do mnie podjechać na skuterze śnieżnym, żeby spisać moje dane do interwencji. Okazuje się, że też jest biegaczem, startuje w rajdach przygodowych.
Ale wtedy nie wiem nawet, czy Słowacy zrozumieli, czy przekażą, czy GOPR zareaguje. Działać, działać. Idę w mleko, zbocze lekko się załamuje, pod stopami jest dość twardo. Wygląda na to, że tędy da się zejść na dół. Kilka minut schodzę wyszukując namiastki ścieżki.
I wtedy zdarza się pierwszy cud.
Alleluja.
Piętnaście metrów ode mnie – bo już taka widoczność się zrobiła – wyrastają ludzie. Biegnę, zagaduję. Słowacy, jacyś geologowie albo meteorolodzy, ciągną za sobą worki z bryłkami lodu. Jestem ocalony. Chcę z nimi schodzić na dół, na Słowację, zepsuję MSŻ Sylwestra, bo zamiast malować oko będzie jechać po mnie do jakiegoś Mikulasza, ale trudno.
Słowacy mówią, że pięć minut stąd jest szczyt, pokazują w mleko. Ale ja nie chcę wracać do piekła, ja chcę przeżyć. Obojętne mi, gdzie pójdę, bylebym był na jakimkolwiek szlaku i coś widział.
Naradzają się po Słowacku i część grupy zostaje, a trójka każe mi iść ze sobą.
I za pięć minut jesteśmy na szczycie. Mam go, nie sam, z pomocą Słowaków i jeszcze GOPR-em na głowie. Ale jednak tu jestem. Na Babiej Górze. Widać tyle, co na zdjęciu. Tak mało, że zdjęcie ma trzy razy mniej pikseli niż inne fotki z tego biegu.
I znów cud. Koło kamiennego kopczyka stoi trójka plecakowców w panterkach. Nie wiem, jak dają radę dostrzegać szlak, ale dają. Zejdę z nimi do kosodrzewiny, po trzech-czterech minutach będziemy przy moim krzyżu i kamieniu, a potem podziękuję i pobiegnę w dół.
Ściskam się ze Słowakami, kocham ich kraj, ich komunikatywny język, świetne kapele jak Ine Kafe i Horky Slize, nawet ich beznadziejne żarcie. Robię z każdym z nich misiaczka. Jeden z nich upiera się, żebym wziął jego stary polar, który przytroczył do plecaka na wszelki wypadek. Odmawiam trzy razy, za czwartym dziękuję i biorę. Nalewają mi jeszcze kubek gorącej herbaty z termosu. Nigdy slovensky czaj nie był tak pyszny.
A potem proszę Polaków, żeby zrobili mi z nimi fotkę na blog.
Na tym zdjęciu mam siedemdziesiąt lat.
biegofanka
2012/01/02 20:02:42
Wojtku – czytając Twój wpis wyobrażałam sobie taką samotność w bieli na szczycie… czy jeszcze nie… właściwie gdzie… no, no… miałeś przeżycie… a na zdjęciu faktycznie starzej wyglądasz…;)
–
piotrek.krawczyk
2012/01/02 20:05:24
O KURWA. JA PIERDOLĘ. Przeczytaj i wyrzuć komentarz, ale Dziki nie ma w tym momencie nic innego do powiedzenia…
–
piotrek.krawczyk
2012/01/02 20:11:15
Przepraszam za zbyt strzelisty komentarz. John, masz u Dzikiego jutro wp… I to nie tylko w ping ponga. Czy ty myślisz, że piękna literatura wpisu zrekompensuje Dzikiemu, że mógł stracić Przyjaciela???!!!
–
piotrek.krawczyk
2012/01/02 20:14:49
Na tym zdjęciu masz nie 70 lat. To zdjęcie pokazuje jak się drugi raz urodziłeś…
–
piotrek.krawczyk
2012/01/02 20:18:04
A tam Ruscy robią zimowe podejście na K-2. Ty hultaju, są granice dziczyzny
–
podopieczny_bartek
2012/01/02 20:29:43
Szok i niezapomniana przygoda. Najważniejsze ze ze szczęśliwym zakończeniem i będzie co opowiadać wnukom!:)
–
piotrek.krawczyk
2012/01/02 20:30:16
Za karę nie napiszę co Dziki dziś 🙂 Dziki się trochę uspokoił, stary, na skutek twojego debilizmu, ewentualnie na skutek opisu, Dziki czytał i płakał… Ty reporterze skończony, co jak załapie temat to nie odpuści. Nie opuszczę cię mój temacie aż do śmierci… Dobra, starczy. Bój się mnie jutro. Dziki
–
ocobiegatu
2012/01/02 21:16:30
O rety , nie było to mądre. Choć przygoda jest co się pamięta całe życie.
Ja nawet w parku ,w środku miasta , to nigdy w życiu nie biegam wieczorem a jak wychodzę jak dziś , jak zwykle przed zmrokiem , to zachowuję tolerancję15 minut do zmroku.Nie mówiąc o innych aspektach bezpieczeństwa czyli np. nie robić treningu na maksa przed zmrokiem.No bo kto by znalazł w razie , odpukać.. Tu zmroku nie było , lecz mgła, ale lada moment mógł być.
–
agatta1981
2012/01/02 21:22:20
Nie będę powtarzać za Dzikim ale tylko taki komentarz się ciśnie na klawiaturę….
WOJTEK – ŻEBY MI TO BYŁO PIERWSZY I OSTATNI!!! Uffff….
–
agata.krawczyk
2012/01/02 21:38:02
próba
–
ocobiegatu
2012/01/02 21:41:05
Działam na niskim poziomie ryzyka i w sporcie i np. na drogach. Jak jadę to się prześmiewają , że zawsze tak z godnie z przepisami.Wyrywają mi ludzie kierownicę…:). Nie mówię , że ta postawa jest dobra. Dla mnie jest dobra i mi pasuje. Inni lubią wspinaczkę w zimie na K2 itp.
Chyba każdy ma jakiś swój poziom ryzyka. Np. biega nocą po lesie. Co nie znaczy , że tego poziomu nie można zmienić. W dół i w górę…:). Raczej w dół . Bo góra może być Babia…:).
–
agata.krawczyk
2012/01/02 21:52:11
No wiesz, dobrze, że wróciłeś żywy. Ale jakbyś był moim chłopem, to byś dostał !!!!
przestraszyłam się
–
piotrek.krawczyk
2012/01/02 22:48:50
Tu Dziki
Jak już napuściłem moją babę, Jakże Piękną Żonę, to Dziki z innej perspektywy… To prawdopodobnie PIERWSZY ZIMOWY WBIEG na rodzimą K-2, drugi po Tatrach górotwór w Polsce. Byliśmy tam na Babiej z Agatą kiedyś w maju, ładunek emocjonalny, lód, wicher, łańcuchy – pamiętamy… A Ty John już kiedyś z Babiej spadałeś… Pamiętasz? Po lodzie w dół…
–
majka.bally
2012/01/02 22:58:32
wow, Wojtek, nie zapominaj, że masz ludzi, którzy Cię kochają i czekają na Ciebie w domu.
niemądre, ale przyznam, że był dreszczyk podczas czytania.
Nieźle zacząłeś rok. Gratuluję szczęśliwego powrotu.
Dziki, sklep go porządnie w pingla!
pzdr
majka.
–
johnson.wp
2012/01/02 23:14:02
Ale górska historia! Jak to się mówi – przez duże Ha. Też mam nieudaną zimową próbę górską na Babiej (1983 rok), więc biorę Wojtka w obronę. Nie ochrzaniajcie go tak srogo. Z opisu wynika, że zachował się racjonalnie jak już wdepnął w to bagno. Próba zejścia w dół zawsze lepsza niż przeczekiwanie mgły przy takiej wichurze. Nie jednego mgła jak mleko otumaniła w 5 minut. Zdarzyło się Wam jechać we mgle samochodem? To też zgrzeszyliście, chociaż Babia Góra ma także niejednego na sumieniu. Otwarty teren, zimą żadnych punktów orientacyjnych, tylko tyczki, wysokie 3 metrowe, ale słyszałem historie o długich powrotach z Babiej gdy ludzie ustawiali się jeden obok drugiego, żeby zachować w takiej mgle kontakt z tyczkami. Wojtek ma kondycję, na pewno by przetrwał dłużej niż pół godziny:)
–
johnson.wp
2012/01/02 23:52:10
Jeszcze tylko podziękuję za życzenia urodzinowe, tutaj i na Fejzbuku 🙂 Urodziny 2 stycznia powodują, że dla mnie sezon kończy się właśnie dzisiaj 🙂 Podsumowałem kilometry i w 2011 roku wybiegałem ich 2322 oraz 9500m w biegach pod górkę. Wszystko w jednych butach, które błagają o emeryturę:) Życiówka w maratonie poprawiona na raty o 10min, a udało się też poprawić w maratonie górskim oraz zadebiutować triatletycznie. Poza tym nie utraciłem uczucia dla magii dystansu, któremu oddaję się od listopada co tydzień, z wzajemnością:) W przyszłym roku chciałbym pokonać barierę 3:30, 1:36 i 0:42 po asfalcie (Oco zapisz proszę), ale przede wszystkim przeżyć Dużą Górską Przygodę Biegową, z Dzikim w Bieszczadach, a jesienią spróbować Przygody Jeszcze Większej w Kotlinie Kłodzkiej (tylko czy znajdę odpowiednio szalonego towarzysza?). Latem może uda się wybrać na maraton w Tatrach? Już obmyśliłem modyfikację trasy, żeby nie trzeba było się wspinać po łańcuchach, więc niektórych pozbawiam wymówki:) A ironii z mena też żal nie doświadczyć… Jak to wszystko pomieścić w kalendarzu?
–
tomikgrewinski
2012/01/02 23:59:28
Johnson!
Najlepszego!
Zdrowia przede wszystkim!
–
tomikgrewinski
2012/01/03 00:01:31
Wojtek
Szczescie ze wszystko skonczylo sie szczesliwie!
Miales jeszcze sile na sylwestrowa zabawe?
Dziki jutro do zera – tak na odreagowanie…
–
tomikgrewinski
2012/01/03 00:13:55
Woja- tech
Chyba chodzi ci o Marcina Lewandowskiego?
Ale to mistrz na 800m Wiec nie bedzie konkurowal z Heniem Szostem.
–
popellus
2012/01/03 01:22:16
Johnson najlepszego:):),wiadomo..mnie to do gór ciągnie,do kotlin:):)ja się pisze,byle w zdrowiu..
Kolcz,mnie to tylko zacheciles.:)
I nie wierze nigdy nikomu,kto był na Diablaku i miał piękna pogode.
Najlepszego.Pope
Czas spać,za chwilę trening.
–
mksmdk
2012/01/03 08:29:35
Daj spokój – kurna chłopie normalnie otarłeś się o…
Pamiętam tę górę kiedyś z wiosny a tera z w zimę … Ze zdjęć widzę ze mogłeś być lepiej dosprzetowiony na pewno min. pleczek z czekoladą i folią.
Dobrze się skończyło i że się w zeszłym roku wydarzyło 🙂
–
beautyandb
2012/01/03 09:41:20
OMG… Ja bywam wariatka, jak twierdzi mój mąż, ale na coś takiego bym się chyba nie porwała. A z drugiej strony, jak sobie pomyślę, że jednak ktoś na Ciebie czekał… W kategorii przeżycie i w kategorii opis przeżyć zewnętrzno-wewnętrznych – jednak mistrzostwo… No i fart 😉 Musi Cię lubią na górze.
–
johnson.wp
2012/01/03 10:29:58
B&B – raczej Wojtka nie lubią na górze. Wolą spokojnie sobie siedzieć, a tu taki wariat zaraz by zorganizował Niebo Biega :))
–
beat.usia
2012/01/03 12:06:01
Woooooojteeeeeeeeeekk!!!
Dziki wszystko powiedzial!!!!
Cuda sie zdarzaja!!!!!!!
Najlepszego 2012 z rodzina, przyjaciolmi, biegaczami!!!!
–
gepaard
2012/01/03 14:03:44
Dobre, dobre… Czasami trzeba po prostu mieć szczęście.
Ja myślę, że do Przełęczy Brona podchodzenie było fajną zabawą. Ale potem to już był błąd. Mi Babia kiedys pokazała pazur w listopadzie, jak cięło lodem i niewiele było widać. Siły się kończyły, woda w bidonie zamarzła, ale kolega na szczęście nie pozwalał siadać i odpoczywać, więc parliśmy na górę (bo tak było najbliżej do schroniska).
Poza tym ja generalnie do gór w zimie mam respekt, żeby nie powiedzieć, że podszyty strachem…
Aha, mam też zaliczone wejście na Babią przy bezchmurnym niebie i bezwietrznej pogodzie 🙂
Najlepszego w Nowym Roku dla wszystkich!!!
–
pulvis
2012/01/03 16:00:43
To było doświadczenie, o którym się mówi: „graniczne”. W sumie trwało chyba nie dłużej niż 15 minut? Ale moc przeżycia była większa niż inne, wcześniejsze, wspomniane zdarzenia.
Podsumowanie: „na tym zdjęciu mam 70 lat” – grunt, że nie osiwiałeś 🙂 A może to jakiś znak niebios?
–
sfx
2012/01/03 16:45:10
a ja bym aż tak nie dramatyzował… …i nie zaliczał tego jako cudu tylko racjonalnego, zdrowego i trzeźwego podejścia do zastanej sytuacji…
… w końcu każdy z nas, kto miałby na celu osiągnięcie czegoś, nie przewidywałby, że zastane warunki będą takie a nie inne… to jak powiedział johnson – mgła nas z samochodów nie wygania – a to istne szaleństwo.
… więc gratuluję Szkielet trzeźwości umysłu. główka pracuje… i to nie tylko na blogu… ale oczywiście można przestrzegać przed brawurą i ryzykanctwem, lecz każdy ma swoją granicę tolerancji i przyzwoitości. a opis przedni. czyta się świetnie, choć od początku wiadomo, że skończyło się w dobrym humorze 🙂
–
sfx
2012/01/03 16:48:21
a tobie dżonson życzę wszystkiego naj czego byś chciał… mimo spóźnienia, mam nadzieję, a w zasadzie mam pewność, że życzenia przyjmiesz 🙂
–
beat.usia
2012/01/03 19:27:10
…chyba logiczne myslenie w takich warunkach mozna zaliczyc do kategorii cudow ;), czy tez wyrastajacych z mgly ludzi ….? Swietnie, ze wszystko dobrze sie skonczylo 🙂
–
piotrek.krawczyk
2012/01/03 20:27:16
Dobra, Dziki skarcił Johna, długo będzie pamiętał…
A Dziki dziś posłał do prasy notkę o Czwartym Biegu po Prawdziwej Warszawie. Biegamy po Ochocie, oczywiście z ochotą. Jest w Warszawie grupa biegowa BIEGAMY Z OCHOTĄ, będą koledzy specjalnie powiadomieni. Będziemy robić po drodze materiał filmowy, to Piotrek, kolega i współpracownik Dzikiego, maratończyk w stanie czasowego spoczynku, będzie nam towarzyszył z kamerą. Całość zmontuje Marianna, córka Dzikiego. A startujemy w niedzielę o 11:00 spod wieżowca ORCO, naprzeciwko Dworca Centralnego, adres: Aleje Jerozolimskie 81. Dla Dzikiego Ochota jest obca i nieprzyjazna, mieszkałem tu trochę, ale nie czuję się u siebie. Rafał Przewodnik twierdzi, że zmienię zdanie po biegu… A czeka nas obiegnięcie najmasywniejszego kubaturowo przed II Wojną Światową gmachu, zobaczymy kamienicę, z której gestapowcy wyprowadzili Grota Roweckiego, akademiki budzące w przedwojennej Warszawie zgorszenie, bo na ich dachach nago opalali się studenci obu płci, oczywiście Filtry, dowiemy się, że Pola Mokotowskie leżą właściwie na Ochocie, że nazwa dzielnicy pochodzi od nazwy knajpy na rogatkach starej Warszawy, itp. Dziki pociągnął Przewodnika za język, bo musiałem mieć materiał dla mediów. Ale nie spalë tematu, bo Rafał ma tu mnóstwo i mnóstwo do opowiedzenia, Rafał zakochał się w Ochocie, twierdzi, że urodą dorównuje Żoliborzowi. Nie chce mi się wierzyć… Zobaczymy – uwierzymy…?
A Dziki dziś rozbił Johna w ping ponga (ty świrze, dobrze ci tak). A wieczorem 90 minut, w tym 60 minut w I zakresie, a 30 minut w II zakresie. Jeśli ktoś jeszcze pamięta, czym są zakresy tętna… Zdaje się, że zakresy poszły do lamusa, teraz na topie tempo, tempo, tempo… Po Bielanach i Kępie Potockiej z wybiegiem w stronę Młocin.
Johnson – miałem Ci tutaj wczoraj wpisać wierszyk, ale John tak wk…ł Dzikiego,że zaniechałem, może dobrze, bo co by wyszło na takim wk…? Na pewno nie miłe życzenia 🙂
Johnson oraz Dziki
Pędzą po wyniki
Dziki, Rzeźnik, Johnson
Tak drogą się pną tą
Dziki oraz Johnson
Bieszczadami wstrząsną
Pa, Dziki
–
piotrek.krawczyk
2012/01/03 21:55:42
Zmieniam lekko logikę dzieła na cześć Johnsona i przedwczesną cześć własna:
Johnson oraz Dziki Pędzą po wyniki
Rzeźnik: Dziki, Johnson Tak drogą się pną tą
Johnson, Dziki: Rzeźni-
-ka hardkor przebiegli
A John podarował mi relikwię, żeby się Dziki już nie gniewał: to bluza z kapturem, która uratowała Johnowi życie, a dostał ją na Diablaku czyli na Babiej Górze od kochanych słowackich geologów lub meteorologów, a Dziki myśli, że to byli przemytnicy śniegu…
–
ocobiegatu
2012/01/03 22:11:05
No tak , strefy tętna to zawsze był dla mnie bajer. Może dlatego też , że biegałem bez pulsometra. Pulsometra ! Tak mi powiedziała polonistka na Sylwestra. Na moje zapytanie.Zapytałem dlaczego ? Powiedziała , że da odpowiedź. Pół szkoły na ten temat myśli. Dam znać jak to jest. Nawet Wojtek pisał – bez pulsometru , wszędzie piszą – bez pulsometru ? A może tu ktoś wie dlaczego? Czy byśmy napisali – biegam bez żołądku albo garminu? ..:).
Sprawa jest badana…:).Audycję Miodka zlikwidowali we Wrocku w tv a szkoda.
Wracając do stref tętna . Już rzadko mierzę tętno pulsometrem. Niedawno w jakimś biegu na 10km miałem 170 przy 22 oddechach.A poczucie zmęczenia nic nie wskazywało na to . Strefy adios ! Zapisuję w kajecie bardziej oddechy.
–
johnson.wp
2012/01/03 22:14:31
Dziki, mów do mnie jeszcze:)
Rozwaliło mi Thunderbirda i Firefoksa, prawie równocześnie. To jakiś zwiastun końca świata w 2012? Ktoś się zna na tym? Tzn. mam foldery pocztowe zabezpieczone backupem, ale nie mogę uruchomić Thunderbirda, nawet po przeinstalowaniu 🙁
–
popellus
2012/01/03 22:39:55
Oco nadawaj namiary i wpadaj:)
czw jest ok pt tez
Tymczasem borym lasem…
Ex- katedra od Popa
poprawić się 15 10
i 2,5
na innych dystansach nie biegam:)
To czas to note…Pytał Kołcz o zdjęcie Kajetu, przespałem rozstrzygnięcia??:)
Coś mnie ominęło….jutro wychodzę na II zakres po II mocnym. Czyli jak dobije do 160 to nie zwalniam:) hehe..
Najlepszego
Pope
p.s Dziki piękny wierszyk…pisze tak pod DZIKI BIEGA. Wiem, że Jastrząb też zaraz zabierze głos…:):)
–
popellus
2012/01/03 22:44:01
Aaa….i jeszcze.
Wczoraj był fajny czat z Lewandowską, poczytajcie na bieganiu…
O kakale, jajecznicy i Los Angeles…normalnie, ona jest taka niewinna…
Tak to niby dopiero zaczęła biegac, niby cos tam…niby długie biegi to tak czapki…:) sympatycznie…
No i..ale, jest niestety jeden minus, miała straszne kontuzje, więc może zniknąć w sekundzie…..chyba tak kończą biegacze wyczynowi, przez kontuzje nie do rozbiegania.
Pope
–
andante78
2012/01/03 22:45:30
Wojtek, nie wiem czy ta historia była tego warta, ale kolejny świetny odcinek :-). Jak dla mnie tytuł mógłby się ograniczać tylko do słów „Na krawędzi”. Ciekawe co Kinga Ci powiedziała po powrocie :-). Pozdrawiam!
–
rob-ss
2012/01/04 15:12:33
Johnson, moja rada jest taka. Ściągnij thunderbirde’a w wersji portable (czyli nieinstalacyjnej) np. z tego linka: thunderbird-portable.pl.malavida.com/d1322-sciaganie-gratis-windows
potem skonfiguruj pocztę na nowo i zaimportuj pocztę z backupu lub jeśli program pozwoli to z tej wersji zainstalowanej na dysku. Nie powinno być z tym żadnych problemów. Wersja portable jest o tyle ciekawa, że możesz mieć ją skonfigurowaną np. na pendrajwie lun przenośnym dysku i sprawdzać swoją pocztę na dowolnym komputerze podłączonym do internetu.
Mam nadzieję, że pomogłem. robSSon
–
sfx
2012/01/04 15:52:14
jakby ktoś miał ochotę poświęcić kilka pln na plebiscyt w głosowaniu na Nocną Ściemę 2011 w kategorii Impreza Sportowa Roku w okolicach koszalina i woj. zachodniopomorskiego to proszę o wysyłanie SMSów o treści „gk.ir.18” – w kategorii Najpopularniejsza Impreza Sportowa Roku
każdy może wysyłać dowolną ilość sms’ów, i wiem że jest jakaś szansa zaistnienia
głosowanie trwa do jutra (5 stycznia) do północy
nie jest to może istotny plebiscyt, ale dający dodatkowe możliwości marketingowe na rozwój kolejnej edycji
http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/section?Category=sportowiecroku0404
–
johnson.wp
2012/01/04 18:15:29
robSSon – dzięki za podpowiedź 🙂 spróbuję, a na razie walczę z kolejnym odcinkiem czarnej serii. Tym razem zajęty jestem wymianą wyświetlacza w mojej nisko wypasionej komórze. Android mnie nie widzi i mi go trochę żal, więc walczę 🙂
–
basdlamas
2012/01/04 20:30:32
A Bas rozpoczął ten rok … jak rok 2011 czyli coś się zepsuło :(((((( ale tym razem nie łydki. Bolą mnie stawy skokowe oba, tak jakbym cały czas biegał po wybojach i je poskręcał …:(( miał ktoś coś takiego ?
pozdrawiam
–
piotrek.krawczyk
2012/01/04 20:35:49
Tu Dziki
A Dziki dziś w drodze na trening opowiedział Gazecie Stołecznej o genezie i historii Biegów po Prawdziwej Warszawie. Jutro ukaże się notatka, pan dziennikarz powiedział, że sympatyczna. Dziki tak bełkotał przez telefon, że już sobie wyobrażam tytuł: „Sekta Stowarzyszenie Terapeutów organizuje czarną inicjację latając na miotłach po ulicach stolicy i siejąc zgorszenie wśród wiernych wracających z niedzielnej mszy” lub podobnie 🙂 Pan redaktor zadawał pytania jak adwokat diabła, co odpowiedzieć na pytanie: „jest styczeń, a co, jak będzie zimno?…”, albo „jak ktoś biega i pracuje, to już na to czas znajduje?…” Zacznij biegać Panie Dziennikarzu, jak właściwie oddychać, kiedy powietrza tak dużo, a płuca takie małe 🙂 Miła rozmowa, ale Dziki był chwilami bezradny, ilu znam biegających terapeutów, kilku? W Stowarzyszeniu biega i startuje 7 osób na 22 zatrudnione. A na Maratonie Trzeźwości w Radomiu startuje cały tłum terapeutów i to tylko od uzależnień…
To Dziki dziś po wywiadzie 104 minuty po Lesie Bielańskim, Lesie Młocińskim, na Moście Północnym jakby zastój, no kiedy pobiegnę nim legalnie na Tarchomin, do Jabłonny… Na Młocinach dwie rundy na fasolce 3,5 km, pierwsza 17:56, druga 16:45.
Dziki
–
piotrek.krawczyk
2012/01/04 20:46:19
Basiku – poleciłbym Ci zimne zanurzenia, ale Ty jesteś MORSEM…
A rozgrzewasz stopy przed biegiem, czub w ziemię i obroty w obie strony, potem zmiana nogi? A przytyło Ci się na naszą ostrą jakże zimę? A nie za dużo tzw mięska? Białko zwierzęce odkłada srogie złogi w stawach… A biegasz poprawnie, czyli z doopy? 🙂 A nie zrobiłeś nagłego skoku objętości? O buty nie pytam, nie wierzę, niech spyta, kto wierzy…
–
basdlamas
2012/01/04 20:53:40
Dziki – przytyć nie przytyłem. Rozgrzewki robię jak nigdy. Buty zmieniam co chwile:))). ale wpadłem na to że w noc sylwestrową dużo podskakiwałem:)))))) wiec może od tego… a morsowanie… jutro ide:))) a potem na bieg :). Ale sądz że znowu za syzbko biegam ..:( czas założyć na troche smycz ( pulsometr).. a objętość zwiększam.
–
johnson.wp
2012/01/04 21:47:05
No to Basie wyjaśniło się. Za dużo podskakujesz 🙂 Ktoś Cię musi sklepać w pingla, jak ładnie to opisała Majka :))
A Johnson został specjalistą od rozbierania dotykowego… telefonu :)) Rozłożyłem, wyjąłem wyświetlacz, odkleiłem też matrycę i wymieniłem na nowe. Andek był spłakany od siedzenia w ciemnicy, ale go już utuliłem:) To dzisiaj na tyle, zamiast biegania…
–
piotrek.krawczyk
2012/01/04 23:11:00
Basidło – to luz i ulga. Popracowały basikowe nogasy i masz! Na zdrowie 🙂 Dziki dwa dni chodzi połamany, jak Jakże Piękna Żona zmusi mnie do dwóch oberków, najdzikszych, najbardziej transowych i synkopowych rodzimych tańców na trzy. Jutro przyslę linka z oberkiem, po minucie wstrętu poczujecie to młócenie cepami we trzech, ten erotyczny trans, który skojarzył w parę prababcię i pradziadka każdego z nas… Johnson – jesteś do tego wszystkiego inżynierem!… Powiem o tym wszystkim, precyzyjny inżynier złoty i w ogóle 🙂 Uwielbienie dla partnera, od którego będzie zależało doopsko Dzikiego na Rzeźniku to normalna rzecz…
–
1.marsz
2012/01/05 11:50:53
oco, moja żona podaje, że „słownik PWN podaje – pulsometru, ale centymetrA
i to jest silna analogia, końcówki dopełniacza -a, -u są często ustalone tylko zwyczajowo – nie ma się co czepiać”, pisze też – że nigdy nie zjadłaby kawałka TORTA zawsze TORTU, ale do pulsometru np. nie czuje się przywiązana – pewnie dlatego, że choć biegamy oboje to mamy tylko jedną sztukę przywiązaną do mnie.
marsz
ps. miodek powiedziałby pewnie, że mamy oboczność i dopuszczalne są obie formy, zwłaszcza w mowie
–
popellus
2012/01/05 14:07:24
Jutro Miodka jak spotkam zapytam, a nie jutro 6 🙁 sklepy zamkniete
Zapytam w przyszlym tygo, tam gdzie zawsze kupujemy z p.Miodkiem te same bułki.
Dziś
18 km
Bo jakoś tak ciepło, myślę, że BaS ty jak zwykle przesadzasz…pewnie tylko wystarczy rozmasować. Od podskakiwania jeszcze nikogo nic nie zabolało, co najwyżej ząb:) Pożyczyczyć Ci Basik moją nową super- ultra skakankę?? Dostarczył mi Ją Mój Friend : made in P R C, ZA JEDYNE 3,34zł. uwierzysz:)
Najlepszego
Pope
P.S Gar w rękach Oco….reaktywacje bloga, rekordy tras, kobiety piszczą i rzucają koszulkami, Oco w pełnej krasie na trasie…od jutra, we wroc:):)
–
ocobiegatu
2012/01/05 15:29:29
Marsz – dzięki za info. To mnie ciekawiło zawsze- czemu pulsometru ? oj te oboczności…:).
Pope- chodzę na Twoje osiedle na pocztę to i po bułki się przejde , tylko powiedz kiedy spotkac można Miodka..:). Mam inne bardzo biegackie pytanie..
Myślałem , że dziś z garminem Dzikiego , bez pulsometru, bez swetru i nawet jednego getru, zrobię tak z 5 kilometrów bez jednego metru..:).
Ale nie. Gar się ładuje dziś. Jutro na Trzech Króli – czyli Pac , Wojtek i Dziki..:) , mam zamiar pomierzyć po wstępnym przyuczeniu w spacerze – moją trasę biegową z brodą , już chyba ponad 33 letnią. Będzie bieg po niej kompletnie inny jak dawno temu.
Te same drzewa ale już inne pokolenia chmur i kaczek.:). No i ten garmin..
Chyba z wrażenia nie będę mógł spać w nocy…:).
–
popellus
2012/01/05 16:54:05
oCo – ciesze się:)
Czy wszyscy chetni zapisali się na Slężański Półmaraton?? http://www.polmaratonslezanski.pl/trasa/ za chwilę wyczerpuje się limit miejsc 2000, duże zainteresowanie….obecnie jest 1850. Powodzenia, nie zapomnijcie.:)
Najlepszego
Pope