Wierzę w sport

Toruń. Dopiero ten maraton jest smutny. Warszawski sprzed miesiąca był dramatyczny. Wydawało się wtedy, że można walczyć o życie Janka. Nikt nie wiedział, że glejak okaże się bardziej agresywny niż tarantule, które z takim sercem hodował Janek. Teraz można już tylko biec ze swoim smutkiem.

Stajemy na starcie z Chłopasiem, mijamy Roba, a potem każdy zostaje sam. Rob w grupce na 3:45, Chłopaś na 4:00, a ja na trójkę. Nie patrzę na tempo, bo chociaż bardzo chcę złamać trójkę, to naprawdę nie od chcenia to zależy, tylko od możliwości. A moje możliwości to tajemnica, trening w październiku odbijał się między „bieganiem na świeżości”, a mocnymi bodźcami, jak środowy kros z Uniqą na Ochocie. Nie był sensowny, bo trenowanie miało w październiku niski priorytet.

Patrzę na tętno. Miej serce i patrzaj w tętno. Z tętnem do 169 trzymam zakwaszenie pod kontrolą, więc staram się biec między 165, a 168. Gawędzę z cichociemnym z Wrocławia, który próbuje złamać trójkę, odjeżdżam do przodu, potem kawałek z kolegą w zielonej koszulce, a potem zaczyna się samotność – między 15 a 20 km. Tam trochę ciągnę ze starym znajomym Tomkiem ze Szczecina, z którym wyściskaliśmy się rok temu na mecie w Poznaniu – on wtedy złamał, mnie zabrakło 52 sekund. Aż na 28. kilometrze przychodzi kryzys – tempo spada po raz pierwszy poniżej 4:15 (to średnie tempo na złamanie 3 godzin). 4:20 to jeszcze nie dramat, mam już ponad 2 minuty zapasu, ale robi się nerwowo.

Walczę z tym kryzysem pięć kilometrów, wciągam w końcu żel i przyspieszam. Ale robi się nerwowo. Żeby wyrobić się poniżej trójki muszę dociągnąć w średnim tempie 4:25, ani sekundy wolniej, bo znów zabraknie. Robię kilometr w 4:12, ale na kolejnym wychodzi 4:36. I zagląda mi widmo klęski.

Nie proszę Janka o pomoc, wizja syna czuwającego nade mną z nieba, to dla mnie zabobon w czystej postaci. Nie proszę nikogo o nic, tylko przy każdym kroku myślę o Janku. Non stop, 24 godziny na dobę, bo każdej nocy też śni mi się Janek. W Toruniu przed startem przyśnił mi się tak wyraziście – zdrowy, po chemioterapii, ale dziewięcioletni, uśmiechnięty – że się od tej emocji obudziłem. W dzień myślę o Janku uporczywie. Piszę teksty, głaszczę MSŻ po brzuszku, w którym rośnie nasz maluch, a myślenie o Janku nie opuszcza mnie ani na chwilę.

Zapomnieć udało mi się w zeszłym tygodniu dwa razy – podczas efektownych wymian na ping pongu w środę i na tenisie w piątek. Taktyka kortu albo stołu potrafi zaangażować całkowicie. Bieganie nie daje wytchnienia. Bieganie jest jak mantra, a moją mantrą jest dziś Janek.

Raz w tej chorobie powiedziałem mu rzecz, której nie powinienem powiedzieć. Siedzieliśmy na naszej ostatniej wieczerzy, o której nikt nie wiedział, że jest ostatnia chciałem mu powiedzieć, że bardzo go kocham i zrobię dla niego wszystko, co w mojej mocy, a wyrwało mi się pełne pychy „Janek, ja cię jeszcze wyleczę”.

Janek bardzo dojrzale to zignorował. Już patrzył z mądrej perspektywy człowieka, który ma życie za sobą, chociaż to życie okazało się tak krótkie.

Nie jestem ojcem wszechmogącym. Wszechmoc nie leży w ludzkiej naturze. Nie mogłem uratować Janka przed śmiercią, ani nawet znaleźć drogi do takiego ratunku. Nie mogę pobiec maratonu w 2:30, ani nawet w 2:40. Ale mogę walczyć o to, co realne.

Tak chyba dziś definiowałbym sens życia: walczyć o to, co realne.

Zbieram się w sobie, dwa kilometry robię po ok. 4:15, ale potem przychodzą trzy na styk po 4:25. Wiem, że jestem na styk, że mogę skończyć jeszcze smutniejszy, zawiedziony, rozjechany tej jesieni tak, że Chłopaś rzuci mnie na pakę i dowiezie do domu. Ale mogę też walczyć. Kilometr w 4:17, kilometr w 4:19, podrywam jeszcze dwóch biegaczy, żeby ze mną łamali trójkę. Pierwszy dotrze dwie sekundy za mną, a drugi sekundę przed limitem. Mój czas 2:59:34 daje mi więcej satysfakcji niż spokojne, ale niezbyt efektowne 2:58.

Wierzę w sport. Wierzę, że to jest dobra droga na czas żałoby. I na dorastanie. I na samorealizację. Kiedy wyruszaliśmy do Torunia córka 5klasistka miała turniej tańca. Startowała w najlepszej grupie i zajęła trzecie miejsce, wróciła do domu z pucharem. Na zdjęciu trzecia od prawej i od lewej zarazem.

1

MSŻ sobotę i niedzielę spędziła na szkoleniu/wykładach/warsztatach z treningu funkcjonalnego. Bójcie się biegacze z naszych grup i uczestnicy przyszłorocznego obozu w Rabce Zdrój.

2

MSŻ, manekin z kaloryferem i słynna fitnesska z Rabki.

3

4

Na miejscu manekina fitnesska Chrzanowa.

A maraton wyglądał tak:

5

6

7

8

Rob zamierzeniu nie sprostał, ale zrobił pięciominutową życiówkę. Chłopaś nie sprostał i mówi, że od biegania woli teraz tenisa. Ostatnio z nim zresztą wygrałem.

Updated: 28 października 2013 — 18:55

  1. Gość: Polcia, *.warszawa.vectranet.pl
    2013/10/28 22:43:39

    Wiesz co BRAT…chciałabym być tak silna jak Ty. Czytam…. jednocześnie lecą mi łzy…łzy Jankowego smutku i łzy radości, dumy, że mam takiego wspaniałego Brata. Włączam się do Twojego biegu życia, chcę tego bardziej niż mógłbyś sobie to wyobrazić…późno….ale lepie późno niż wcale.


    wojciech.staszewski

    2013/10/29 08:33:01

    Polcia, a Ty też ze sportową przeszłością przecież. Się pływało, się żeglowało. Się wróci do sportu jeszcze, czuję, lepiej późno niż wcale 🙂


    ocobiegatu

    2013/10/29 10:54:59

    Jak zozprowadzić żal po stracie tak bliskiej osoby. Na ultra…czyli na lata.
    Łatwo powiedzieć. Tak tłumaczę matce,że żąl rozprowadzić na lata po smierci męża, niedawnej. Wykłócam się z nią , że jej dam garnek na łzy. A to w żąlu jest pewnie 400m.
    Sam trenuję ten żal. Odrzucam myśli o moim ojcu.Żal po śmierci bliskiej osoby jest tak trudny do wytrenowania.


    ocobiegatu

    2013/10/29 11:01:40

    Znów błędy w tekście . Przepraszam. To emocje po przeczytaniu wpisu Johna. Tekst trzeba sprawdzić przed wysłaniem.


    beat.usia

    2013/10/29 15:06:19

    Nie znajduję …słów, co by nie zabrzmiały jak fałszywa nuta.
    Bardzo cenię każde Twoje tu Słowo Wojtku. Nie na darmo jesteś wirtuozem. Nie są to Słowa, które gdzieś poniesie wiatr, One zapuszczają korzenie.

    Twoje Słowa o bieganiu wydają owoce, Słowa o bólu uczą pokory, Słowa o nie poddawaniu się zachęcają.
    Jak najwięcej Dobrych Słów dla Ciebie Wojtku.


    wojciech.staszewski

    2013/10/29 17:07:43

    Dzięki, dzięki, dzięki.
    A przepraszam – nikt nie biegał w weekend?! 🙂
    Oco – myślę, że ten żal jest jak bieg tempowy. Trzeba go wyrzucać dużo, głośno, ale nie na raz aż do zachłyśnięcia jak na interwałach. A ile to potrwa, zobaczymy


    piotrek.krawczyk

    2013/10/29 19:36:04

    A Dziki dziś miał taką scenę z Czepiakiem: na ciemnym, pustym parkingu w samym lesie z jednej strony zaparkowanego samochodu dziewczyna wciąga rajstopy, koszulkę, resztę, z drugiej strony łysy facet szamocze się ze spodniami goły do połowy, wszystko w leciutkim, żółtym światełku z wnętrza auta… To Dziki z Czepiakiem! Co my tam robiliśmy?? 🙂
    Zaparkowaliśmy półtorej godziny wcześniej, jeszcze za dnia, w Wólce Węglowej w bliskiej Puszczy. Czepiak miała dziś ” tlen”, jak to nazywa Czepiak. Do 80 minut na niskim tętnie. Nie wzięliśmy paska od pulsometra, przekroczyliśmy 80 minut, oj Czecza dostanie od swojego Trenera czerwonymi literami w nagłówku każdego planu treningowego „zakaz zadawania się z Dzikim, w szczególności biegania”… Zaczęliśmy od rympału, żeby mieć z głowy obowiązkowy element biegania z Dzikim, potem było jeszcze parę rympałów, nie było za to zawieruszenia, Czecza nie dawała się sprowokować pytaniami, w którą to tajemniczą dróżkę chciałaby skręcić, a w bliskiej Puszczy już muszę się bardzo starać i to na rympale trzeciego stopnia, żeby się zawieruszyć. Była za to dokrętka z przedłużaczem, zawieruszymy się Czepiaku następnym razem, dziś czułem się odpowiedzialny za dostarczenie Cię na czas na busa do domku. To dziś z Wólki, rympał na leśne jeziorko Opaleń, malutkie, okrągłe, z wyspą pośrodku, czarna bagienna woda, są amatorzy kąpieli zdrowotnych w jeziorku Opaleń. Potem lasem pod mur Zakładu dla Ociemniałych w Laskach, zwrot na północ, potem na wschód i kilkudziesięcioma metrami historycznego bruku w środku boru pod Górę Ojca, na tej łysej wydmie stoi maszt obserwacyjny do wykrywania pożarów w Puszczy, zbiegamy rympałem na północ, liczę na zawieruszenie, nic z tego, wlatujemy na niebieski szlak, po kilometrze uroczysko Łuże, odbijamy w lewo, w aleję czerwonych latarenek, jeszcze niektóre młode dęby świecą jaskrawo, chcę pokazać Czepiakowi taki obrazek – z jednej strony jezioro, w jeziorze stoją drzewa, z drugiej wysoka wydma, z prawej mokro, z lewej sucho, oto Puszcza. Teraz jesteśmy w zasięgu Łużowej Góry, wzywa nas Łużowa, Dziki pokazuje Czepiakowi moją katownię, jak przychodzi mi fantazja na siłę i podbiegi, wbiegamy na Łużową Górę, nie zbiegamy piaszczystym, stromym zbiegiem, którym Dziki zwykle nawraca na kolejne powtórzenia, ciągniemy grzbietem, Łużowa jest długa na 1,2 km i ma kształt banana, na końcu góry obiekt strategiczny z czasów zimnej wojny, teraz w ruinie, kiedyś tu było utajnione centrum dowodzenia na wypadek wojny atomowej, kilka hektarów podziemnych hal, zagarnia to Puszcza, jedyny naziemny budynek ledwo stoi, wszystko w lesie, teraz do Dąbrowy Leśnej, przez ogromną polanę, Słońce już zaszło, z polany widać wielki spektakl na niebie, znów wbiegamy w las, jak pobiegniemy najkrótszą drogą nie będzie planowanych osiemdziesięciu minut, Dziki po uzgodnieniu z Czepiakiem decyduje się na przedłużacz, niebieskim szlakiem do uroczyska Michałówka, potem coraz szerszą drogą do leśniczówki Opaleń, stąd już autostrada obok Polany Krwiodawców na parking. To były zawody. Wygrała Czecza, Dziki na pudle. Garmin Czepiaka pokazał lepsze średnie tempo niż garmin Dzikiego. Teraz dekoracja, wieszamy sobie nawzajem medale, wypinanie numerów startowych i już po ciemku przystępujemy do sceny ubierania opisanej na początku. Ubieranie = rozciaganie 🙂 Dziękuję Czepiaku, to było dla mnie miłe i przyjemne! Udało się! Dziki dziś coś i to z Czepiakiem! Dziki


    Gość: 1.marsz, *.free.aero2.net.pl
    2013/10/29 20:35:04

    kolega paweł (a ja z nim do 30 km) biegł toruń na 3h45…, zaczęliśmy w 5’35 i od razu zostawiliśmy baloniki za sobą – jaki zając taki maraton można
    by powiedzieć – jak kicał, rob pisał; do roba traciliśmy 1’30” od pierwszego km do mety niestety, po 32 km paweł nie był w stanie przyspieszyć, ani utrzymać tempa: wymitował, walczył, zwolnił końcową dyszkę do godziny…, nie było 3h45, nie było życiówki, było 25 min szybciej niż miesiąc wcześniej w wraszawie

    „nie leżą mi” takie toruńskie maratony, co innego berlińskie, bonus 1′ gwarantowany:), choć trzeba wiedzieć, że trasa jest szybka tylko dla ścigaczy dla reszty, co najwyżej płaska, że tłum potrafi zarówno ponieść, jak i stłamsić (zwłaszcza na punktach)…

    a jak frankfurt i amsterdam?
    marsz


    ewelinalech77

    2013/10/29 21:58:54

    Wojtek (już po biegowemu), jeszcze raz gratuluję udanego biegu. I jak mówiłam podziwiam za siłę :). A swoją drogą jak człowiek „zmęczy nogi, to głowa staje się lżejsza…”
    Ja szykuję się na bieg 11 listopada w Oświęcimiu – 11 km. Zachęciłam trochę ludzi z pracy do biegania i wspólnie planujemy przebiec się w Oświęcimiu.


    beat.usia

    2013/10/29 22:03:35

    Tak na zachętę:
    polskabiega.sport.pl/polskabiega/10,115409,14865720,80_letni_mistrz_swiata_w_maratonie___Bieganie_to_moje.html


    johnson.wp

    2013/10/29 22:12:24

    Nogi już powoli zapominają tą niedzielę, serce nie zapomni atmosfery, świetne góry asfaltu były, korekta wg punktów SRTM pokazała, że to ok. 340m na plusie, czyli dwa razy więcej niż w Poznaniu.
    Żeby głowa nie zapomniała epokowego dla mnie wydarzenia, to spisałem wspomnienia z 14MP:

    Udało się wreszcie osiągnąć wymarzoną strefę 3.30, nie jestem purystą, te dodatkowe 22 sekundy wcale mnie nie martwią, rekordy są dla człowieka, a nie człowiek dla rekordów. Do trzech razy sztuka, jak zwykle zresztą, bo poprzednie granice: 3.45 i 3.40 też wymagały kilku prób. Jeszcze 7 tygodni przed startem zapisywałem się na 14 Maraton Poznański z przekonaniem, że niehonorowo jest rezygnować gdy nie ma się szans na kolejną życiówkę. Podjąłem męską decyzję, że po prostu spróbuję pobiec najlepiej jak umiem, a parcie na rekord zamienię w próbę dobiegnięcia w dobrej kondycji. Dwa i pół miesiąca wcześniej, po Biegu Rzeźnika doznałem zapaści biegowej w postaci 10 dniowego potężnego skurczu całego uda. O sezonie biegów ultra mogłem zapomnieć. Letni czas to były próby rozruszania nóg w przywodzicielach, które okazały się najsłabszym ogniwem mojego talentu biegowego. Ta słabość była zapewne przyczyną kompletnie nieudanego startu w maratonie wiosennym w Warszawie, ale niezbitą diagnozę postawiłem sobie miesiąc później gdy męczyli mnie fizjoterapeuci. W czasie wakacji, raz w tygodniu robiłem małe testy czy nogi już niosą, czy jeszcze nie. Pod koniec sierpnia zacząłem spóźnione 7 tyg BPS. Pierwszy tydzień był raczej nieudany, zbyt ciężki, podpowiedzi kolegów okazały się nie trafione. Dopiero telefon od Fajki postawił mnie na nogi. Zaproponował swój sprawdzony plan, wg schematu: wt. interwały, cz. 1h tempa maratońskiego, sb. 8x30sek podbiegi, nd. 27-32km z przyspieszeniem na koniec, czyli sama jakość i brak człapania, ok. 66-70km/tydz. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Wprawdzie tempo interwałów odpuściłem na ok. 10 sek wolniej, ale czwartkowe testy tempa maratońskiego, kiedy zakładałem pulsometr i trzymałem się obrotów na 83%Hrmax, z tygodnia na tydzień okazywały się coraz lepsze. Wyrzężone jak przy biegu na dychę tempo 4:59 z pierwszego tygodnia BPS, w następnym poszło już spokojnie, a w trzecim niespodziewanie wskoczyło na 4:50. W 4 tygodniu pozwoliłem sobie na przesunięcie ogranicznika pulsowego o 1% ale to dlatego, żeby całe 15km dokończyć w tempie 4:45! To było zaskakujące, ale piąty czwartek potwierdził książkową wręcz superkompensację, bo znowu było 4:46 ale już na pulsie 81%, a w 6 tygodniu, na tydzień przed maratonem, pobiegłem 16km po 4:39 (!), bo tak ostro musiałem podkręcić, żeby wykrzesać 83% mocy silnika… Równoległe 4 długie wybiegania też wychodziły coraz sprawniej, na dwóch ostatnich już w ogóle nie czułem bólu w przywodzicielach. Jednak dobiec w dobrej kondycji do 30km to nie jest to samo co przyspieszyć na dodatkowych 12, a taki miałem plan na maraton…
    Dlaczego ta minuta-dwie wolniej w pierwszej połowie jest tak cholernie ważna, zadziwiające, to przecież średnio tylko 2 do 5 sekund dłużej na km. Może chodzi o to, że każdy krok jest leciutko lżejszy, a tak trzeba za każdym razem nogę podnieść o 10cm wyżej? W każdym razie do 20km biegłem na wyraźnym luzie, pierwszą dziesiątkę w tempie nawet ok. 8sek wolniejszym od koniecznej średniej na czas 3.30. Taki był plan, żeby wreszcie, chociaż raz w życiu, odpuścić na początku i zobaczyć czy to pomoże utrzymać się na fali do samego brzegu. Bardzo zachowawczo zakładałem, że po bardzo wolnych pierwszych 10km, stopniowo dojdę do tempa 4:50 na 20-tym km i postaram się je utrzymać już do końca. W poprzednich próbach próbowałem biec w równym tempie 4:55 ale zawsze zabrakło siły na dokończenie planu. Teraz miało być inaczej, ale za cenę żelaznych nerwów, bo na 30-tym km, za namową Marsza, miałem mieć jeszcze ponad minutę straty, a 20km po 4:50 biegłem do tej pory tylko na treningu a nie w drugiej połowie maratonu. Biegło się świetnie, pogoda była wymarzona, nie było wiatru, żele wchodziły gładko co 10km.


    johnson.wp

    2013/10/29 22:17:48

    Przyłączył się do mnie młodszy zawodnik, który zaplanował urwać pół godziny z 4h wiosennej życiówki, musiałem więc hamować cały czas. Uratowało to chłopaka, bo ukończył w bardzo dobrym czasie 3.41. Rozstaliśmy się na 21km, bo kiedy wrzuciłem piątkę, a właściwie 4:50, to jednak odpuścił. Po drodze machaliśmy do kibiców i zespołów muzycznych, używałem często zawołania Dzikiego Brawo Kibice!! :), a w tunelu pod torami kolejowymi na Hetmańskiej wziąłem radosny udział w tradycyjnym robieniu tumultu z życiem echa 🙂 W swoim sztywnym planie nie uwzględniłem dwóch podbiegów, na Warszawskiej, który okazał się mieć 3km, ale to zabrało tylko 15 sek oraz potężnej góry na Serbskiej, której zupełnie nie doceniłem, a zabrała mi z planu aż 54 sek. Starałem się nie napierać na maksa, bo za nią było jeszcze 5km z planowanym tempem 4:50. Nie wiedziałem czy mi się to uda. Na tym odcinku czekali na mnie wierni kibice z rodziny, ale miałem już nieco zawężone pole widzenia 🙂 Z Asią wykonałem błyskawiczny manewr odrzucenia zbędnego już pasa, bo leciałem już z górki po 4:30. Niestety, w połowie 41km zaczęła się ostatnia 1.5km górka, nie taka jak Serbska ale jednak… Na ostatnich 500m rzuciłem się już z wszystkich sił i udało się odpalić rakiety do tempa 4:10 🙂 Może nie wyglądało to najpiękniej, ale na mecie byłem bardzo zadowolony z tego finiszu. O take mete my walczyli 🙂


    piotrek.krawczyk

    2013/10/29 22:39:54

    No, Johnson, wreszcie wyrzuciłeś to z siebie 🙂 Niejeden na Twoim miejscu przeczekałby ten sezon. To jest dopiero świadectwo! A ile się u Ciebie działo, kiedy niby nic się nie działo! Myślę o czasie między wiosną i Poznaniem. Na jakich wojnach wyuczyłeś się tak walczyć? Tak zbroić po przegranej bitwie? Twój Dziki


    Gość: , *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/10/30 01:31:39

    przystępuje do ciebie…. internecie.. jeszcze na Pomorzu Środkowym
    Po ściemie przyjechałem do Mamusi, do Złocieńca, zostaję do soboty, w piątek zapalę świeczkę Tatusiowi.
    Obolały jak po pierwszym maratonie, dzisiaj lekkie 6km .
    W Koszalinie, w sobotę idąc do biura Nocnej Ściemy zaszedłem do Katedry. Zostałem na mszy. Na koniec , w ogłoszeniach parafialnych ksiądz mówi o 1000-cu nocnych biegaczach na ulicach miasta. Po mszy, zakładałem na plecy mandżur, zagaiła do mnie dziewczyna , czy może jakoś pomóc , może gdzieś podwieżć. Skorzystałem , podwieżli mnie z jej mężem do biura zawodów. Oboje biegli pół w debiucie ,ona 1,51 ,on 1,47- rozmawiałem z nimi rano na zakończeniu. Makaron w knajpce Piccolo jadłem , jak się póżniej okazało,w towarzystwie trzech księży, z których jeden mówił o ściemie na mszy w katedrze!
    Na hali sportowej początek nerwowy, póżniej spoko.
    No i zbliża się druga w nocy. „zadrżałem. Pocztylion stał jak pika i urosły mi włosy do samego świecznika” Szukam Johnsona. Skaczę w tłumie w górę i krzyczę jak osioł w „Shreku” Właaadeeek,Johnsoon. Znależliśmy się na chwilę przed startem. Pięć pętli mija nam szybko i przyjemnie, potem zaczyna się … wybieg ze stadionu i Stawisińskiego dłuższa z każdym okrążeniem, „bo trzeba proszę państwa przez cały nocny Koszalin”


    Gość: , *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/10/30 02:12:33

    Zaczarowana noc
    Umówiliśmy się z Johnsonem, że zadowoli nas złamanie 3-ki, mała nadróbka szybko topniała a cel uciekał.Po 6-ym kółku zostawiłem Johnsona, myślałem, że nie zregenerował się po PM. Po 7-miu pętlach miałem 1 min przewagi , na mecie tylko 30s.Brawo Johnson.
    Dzięki Johnson za tą noc.
    Przepraszam Johnson- schinkenspeck trochę za krótko moczony- cieniej krój 🙂
    Dzięki sfx za zaczarowaną noc. Przekaż pozdro i dzięki dla pary, która mnie podwiozła na stadion- biegają z Tobą w poniedziałki.
    Mój endomondo , podobnie jak innych też zwariował. Pokazał 43,98 km, nie zapisał czasu pierwszych 10 km.


    Gość: kalabris, *.ip.netia.com.pl
    2013/10/30 08:16:33

    Wojtku, cieszę się, że pobiegłeś w moim mieście, a żałuję, że mnie na tej trasie nie było… tak juz jest, byłam poza.
    Dziękuję Ci za to „walczyc o to, co realne” i przypomnienie, że nie jesteśmy „wszechmogący”. To mi ‚ustawi’ dzień, to mnie ‚urealni’. I może pójdę na trening – nawet, gdy będzie to juz ciemna noc. Pozdrawiam wszystkich tu stałych bywalców, z którymi tak długo nie miałam kontaktu;)


    Gość: , *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/10/30 09:09:18

    W nocy to pisałem ja, kawonan 🙂


    pict

    2013/10/30 10:03:18

    Wyszedłem dziś potruchtać. 30 min. Nawet fajnie. Spróbuję z rozpędu pobiec szybko jeszcze wyścig na 5300m w moim mieście, a potem od 11.11 do grudnia roztrenowanie totalne. Potem roztrenowanie. Kombinuję nad następnym sezonem – co mogę poprawić, zrobić inaczej. Już wiem, że nie będzie w nim biegu ultra. Już wiem, że przebiegnę góra 3 maratony (w tym jeden kurtuazyjnie 😉 Od 2-3 tygodni pracuję nad brzuchem. Zastanawiam się jeszcze nad alkoholem – nie piję dużo (nie lubię), ale często pewnie 5 razy w tygodniu, piwo, góra dwa. Sądzicie, że całkowite odstawienie alkoholu pomoże?


    ok123

    2013/10/30 10:41:34

    Ta… piwo a bieganie…
    Temat rzeka 😉
    Niestety nie mam wielkich doświadczeń w odstawianiu 😉


    Gość: rob, *.ibdim.edu.pl
    2013/10/30 11:36:49

    Marsz, szkoda, że się nie ujawniłeś wcześniej z tym Toruniem. Jak to się mówi w kupie raźniej. Może byśmy się z Twoim Pawłem zmobilizowali i wspólnie dobiegli poniżej 3:50.

    Co do samej organizacji maratonu toruńskiego to są bardzo mocno podzielone głosy od mega zachwytów do totalnej porażki. Moja opinia jest po środku. Nie biegłem dla medalu ale uważam, że to obciach, że nie starczyło ich dla 200 osób. Woda na mecie- owszem była ale z automatu a nie było kubeczków- a ja przybiegłem przecież w okolicach trzysetnego miejsca. Depozyt- sam musiałem wejść i szukać między krzesełkami swojego worka z ubraniami. Długo można by wyliczać. Kwota wpisowego była naprawdę wysoka jak na lokalny bieg a niedociągnięć organizacyjnych mnóstwo. Organizator przecież nie robi tego dla idei z miłości do sportu. Skoro ja muszę respektować każdy punkt regulaminu pod groźbą dyskwalifikacji to i on powinien się z wszystkiego wywiązać.
    Jak dla mnie to biegowo byłem w Toruniu dwa razy- pierwszy i ostatni. Natomiast niebiegowo było fantastycznie. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek za wielką michę przepysznego makaronu i to w centrum pięknej starówki zapłacił 18 zł 🙂
    Jednak, żeby nie wiem jak przyjemną imprezą był Półmaraton Św. Mikołajów to nie da się drugi raz zrobić dobrego pierwszego wrażenia.


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/10/30 15:17:40

    rob – musieliśmy siebie przeoczyć na blogu:) ja o swoim toruniu pisałem, a ciebie pytałem czy biegniesz jeszcze jesienią ale dowiedziałem się w sob wieczorem od wojtka, też żałuję…
    marsz


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/10/30 15:23:34

    za często pict, za często:)
    marsz
    ps. mam kolegę w M50, który spożywa regularnie i nawet dzień przed maratonem,
    na którym potem łamie 3h ale warto sprawdzić na sobie samym przez 3/4 miesiące


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/10/30 15:27:15

    johnson – super bieg i relacja, szkoda, że podbiegi były właśnie tam, ma innej trasie 1h29’XX” więc w sumie zaliczone:)
    marsz


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/10/30 15:37:12

    a po maratonie nie mogę się zmobilizować, (i mam dużo pracy) w październiku zrobiłem może ze 100 km (z czego 30 w toruniu), odpuszczam jeden trening po drugim, nie wiem czy dociagnę do niepodległości
    marsz


    piotrek.krawczyk

    2013/10/30 19:20:11

    Pict – mamy przecież kolegę, który wciągał osiem wieczorem przed i z zapasem robił 1:30 na połówce… Myślę, że jedno piffo jest do pominięcia dietetycznie, o ile w przeddzień startu nie spożywa się.
    A Dziki dziś przegrał 4:3 otwarcie nowego grand prix w ping ponga z Johnem. Szkoda, mogło być inaczej. Jak John wygra znów za tydzień, Dziki bierze trenera, mam kolegę trenera, normalnie go wezmę. Nasze zmagania w ping ponga z Johnem pokazują, że trener to jest coś. Odkąd John trenuje regularnie, Dziki czuje, widzi i doświadcza zmian u przeciwnika. No i idą za tym wyniki. Trafił John w trenera. To też sztuka. Tu pod blogiem można zaobserwować exodus do Beztlena. Ciekawi mnie, jak zmiana trenera wpływa na wyniki, na poczucie progresu i rzeczywisty progres. Do tego czy innego trenera, ciekawi mnie, jak to jest.
    A Dziki dziś dostał alarm, że Hania, lat prawie siedem, miała wypadek na basenie podczas zajęć w szkole sportowej. Jadę na sygnale, pęknięta skóra na brodzie, głęboko, jedziemy na ostry dyżur. Na tym samym SORze, gdzie leżał Janek, myślę o Janku, myślę też o mojej córce, kapie krew, boli, po pół godzinie w rejestracji trafiamy pod drzwi gabinetu w miejscu o nazwie OBSZAR TERAPII NATYCHMIASTOWEJ, tu spędzamy kolejną godzinę, za nami ustawia się kolejka cierpiących dzieci. Potem jest już dobrze, o niebo lepiej, wspaniale. Schodzi Pani Doktór, jest ciepła i Hania od razu jej ufa, asystentka pani chirurg przepięknie rozmawia z dzieckiem, z tatą, Hania nawet nie zauważyła, kiedy dostała trzy szwy, „kokardki”, jak mówiła Pani Doktór. Dwa oblicza służby zdrowia w jednej wizycie. No i z tego wszystkiego Dziki dziś nic. Dziki


    Gość: czecza, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/10/30 19:35:28

    Dziki, dziękuję:) Czytałam i dziś też byłam w Puszczy. Tempo bdb, strach się bać, ile bym gadała przy wolniejszym:)
    Beton ten sam, człowiek inny. Współczuję nerwów,a przede wszystkim bólu Hani.


    Gość: podopieczny_bartek, *.centertel.pl
    2013/10/30 22:09:18

    Marsz, o Amsterdamie-obszernie tutaj:
    ocochodziwbiegu.blog.pl/2013/10/30/amsterdam/


    piotrek.krawczyk

    2013/10/31 19:03:30

    Nikt nic? Prawie. To Dziki, co Dziki dziś. Dziki dziś siedemnaście po Puszczy. Z Truskawia do Zaborowa Leśnego, dalej wąsko i mokro przez Trytew do wioski – widmo, potem rympał pod Ławską Górą, Krzyż Powstańców 1864, kręta droga do Karczmiska, zwrot na południowy wschód i rympałem do wysokiego, wydmowego brzegu rozległego bagna bez nazwy, odkryłem to bagno niedawno, jako odkrywca nadaję mu nazwę: Jezioro Miłości. Tu wiosną Dziki widział głośne zaloty żurawi i obrazek z parą łosi, żona położyła mężowi głowę na grzbiecie i tak stali w wodzie po pęciny. Dziś jezioro puste, niektóre owoce miłości odfrunęły, inne poszły w las. To wracam do mostków na bagnie, cztery mostki, łącznie koło 800 metrów mostków, błoto przed Truskawiem i Truskaw. Krótkie rozciąganie, ubieranie i krótki spacer, na spacerze Dziki znalazł ostatniego podgrzybka w Puszczy AD 2013. Dam zaraz do jajecznicy tego ostatniego podgrzybka. Dziki


    pict

    2013/10/31 20:17:42

    ech, nawet do Berlina mnie nie wylosowali. Jak pech to pech. Cała nadzieja w Choszczówce…


    Gość: podopieczny_bartek, *.dynamic.chello.pl
    2013/10/31 20:24:50

    Pict, pomyśl o Dusseldorfie…:)


    beat.usia

    2013/11/01 10:12:58

    A mnie do Londynu wylosowali !!! 13.04.2014!!! Zima zaplanowana na wiosnę!!!


    sfx

    2013/11/01 10:52:47

    dziś ku pokrzepieniu serc
    medale nocnej ściemy 2013… ręczne robótki…
    – stowarzyszenia terapeutów z dzikim na czele (maraton) – zespołu sztuk plastycznych z panią śnieg na czele (półmaraton)

    http://www.facebook.com/media/set/?set=a.539243806162247.1073741826.165631520190146&type=1


    biegambobiegam

    2013/11/01 17:24:49

    sportowa rodzina- to lubię!


    piotrek.krawczyk

    2013/11/01 18:44:36

    A Dziki dziś z Jakże Piękną Żoną i Małymi Córkami na Wólkę na Cmentarz Północny. Zaraz za tym cmentarzem zaczyna się Puszcza Kampinoska, przy północno – wschodnim murze rośnie las bezpośrednio łączący się z Puszczą. Byliśmy u mamy Dzikiego, u babci Agaty oraz u Janka Staszewskiego i przy okazji u mamy Johna, której nie znałem, zmarła pięć lat wcześniej, zanim Dziki poznał się z Johnem, w 1978 roku, John za to znał mamę Dzikiego, zmarła w 1996 roku, obie mamy były młodziutkie, 50 lat i 52 lata, obie mogłyby jeszcze żyć. A co dopiero Janek… Widziałem na cmentarzu piękny grób, lubię oglądać stare, piękne groby, moim ulubionym miejscem do chodzenia sobie są Stare Powązki, a ten grób był nowy na nie zabytkowym cmentarzu. Normalna czarna płyta, a na niej wielkie zdjęcie, chyba 50 : 75 cm, kolorowe, chłopak siedzi w kawiarni, dookoła życie miasta, napis „zmarł za wcześnie”… Może to jest jakieś amerykańskie, ale wśród tradycyjnej symboliki, aniołów, liści palmowych, urn, to było estetycznie bardzo dobre, wrażenie też dobre, pamiętamy tych co odeszli takich jak byli kiedy żyli. Wróciliśmy piechotą, od bramy do domu mamy jakieś 5 km, dziewczynki trochę szły, trochę nosił tata, trochę jechały wózkiem joggerem. A przed wieczorem, jak już było ciemno, Dziki pobiegł sobie na Powązki, też 5 km od domu, ale w przeciwnym kierunku niż Cmentarz Północny. Bieg między cmentarzami bez wbiegania na cmentarze. Tu na Powązkach jest kilka cmentarzy, stary, wojskowy, żydowski, ewangelicki, tatarski, jeszcze kilka… Chcielibyśmy zrobić w ramach BPPW oblot cmentarzy na Powązkach, tam dopiero jest historia miasta, w pigułce, do tego pięknie, nie wolno biegać po cmentarzach, może zrobimy specjalny BPPW z elementami biegania, chyba właśnie tak, może już w tym miesiącu… A grób Tadeusza Mazowieckiego będzie w Puszczy Kampinoskiej, na malutkim cmentarzu w wiosce Laski, w tym tygodniu przebiegaliśmy z Czepiakiem jakieś 800 metrów od tego miejsca. To Dziki dziś jakieś 14 -16 km spod domu na Bielanach na Powązki i z powrotem przez Bemowo. Dziki


    pict

    2013/11/01 19:53:09

    A Frankfurt szybki jest? Dobry pomysł?


    johnson.wp

    2013/11/01 20:53:24

    Dziki – na Powązkach nie można biegać, ale na podmiejskich, obszernych cmentarzach można. Już tu się kiedyś ujawniałem, że jestem biegaczem cmentarnym, do mojej Mamy biegam z domu kilka razy do roku, pętla po najpiękniejszych moich okolicach, do Jeziora Swarzędzkiego, wokoło lasy, jest po drodze trawiaste lotnisko aeroklubu, wreszcie dziura w płocie i alejki cmentarne, trzy przystanki przy grobach, modlące się do nieba drzewa, cisza i spokój, nieliczni przechodnie trochę się patrzą ale niektórzy nawet przyjaźnie zagajają, potem runda wzdłuż płotu ogrodu zoologicznego z premią górską na wzgórzach z widokiem na słoniarnię i tygrysiarnię, malownicze stawy i rozdroże polne z wiejskim krzyżem, razem 18 lub 22km. Cmentarze są także dla nas… 🙂


    Gość: Kris, *.dynamic.chello.pl
    2013/11/01 22:32:19

    Na cmentarzach, zwłaszcza dziś i w dni listopadowe, jest spora emisja, co na pewno nie służy bieganiu i biegającym. Jak wróciłem z wizyty na „swoim” tarchomińskim cmentarzu i kichnąłem, a potem opróżniłem nos to sporo wydaliłem ciemnych pyłów. A co poszło na płuca tego nie odwrócisz…


    ocobiegatu

    2013/11/02 14:06:41

    A ja poszedłem chodem sportowym po uliach Wrocławia. Bo juz się nie cykam.Życiówki na grobie żony nie było.Idzie się ponad godzinę. Wszystkie wyniki zapisuję jednak w kajetach.Tam gdzie bieganie i chód.


    piotrek.krawczyk

    2013/11/02 18:14:13

    A Dziki dziś godzinę po Lesie Bielańskim. Późna jesień w lesie.
    Ściemnia się tak szybko nim się zrobi widno
    Ręce mi zgrabiały, szron, klon i grab biały
    Kałuża mym lustrem zanim na nią mróz wszedł
    Itd
    Jutro z Jakże Piękną Żoną pojedziemy rowerami do Lasek w Puszczy pożegnać Pierwszego Premiera. Jakoś na biegająco nie chcę. Na przykład dlatego, że się byśmy wychłodzili. Ale nie mogę nie iść pożegnać Tadeusza Mazowieckiego. A tu niesamowity zwiastun niesamowitego wydarzenia sportowego i nie tylko takiego: m.youtube.com/watch?v=xZeFHsclFns&desktop_uri=%2Fwatch%3Fv%3DxZeFHsclFns
    Wykonanie, jak w napisach końcowych: John.
    Dziki


    johnson.wp

    2013/11/02 19:12:22

    Reklamowałem dzisiaj Nocną Ściemę na I edycji Z Biegiem Natury. Było ponad 850 startujących, nowy rekord, ale las pomieścił i dało się nawet wyprzedzać 🙂 Na razie tempo na dychę ale i tak życiówka 21:18 🙂


    Gość: 1.marsz, *.dynamic.gprs.plus.pl
    2013/11/02 20:15:17

    frankfurt ponoć szybki i organizator doświadczony, berliński…
    czy udało by się tam złamać 3h?
    – mnie chyba nie ale jeśli w ogóle miałbym o tym mysleć to tylko w taki sposób:)
    results.scc-events.com/2013/?content=detail&fpid=search&pid=search&idp=99999905C9AF3200002F1A5F&lang=EN&event=MAL
    marsz


    piotrek.krawczyk

    2013/11/02 20:17:05

    Brawo Johnson! Cztery piętnaście po lesie to jest coś! Dz


    Gość: 1.marsz, *.dynamic.gprs.plus.pl
    2013/11/02 20:30:02

    johnson – gratuluję życiówki, wiosna rzeczywiście będzie nasza, jesień jest twoja:)
    john/dziki – bardzo ładne wymiany, „pełna profeska” – czy uderza się przede wszystkim górą, tułowiem? nogi przy ataku są stabilne czy też w jakiś sposób dodają dynamiki? marsz


    Gość: podopieczny_bartek, *.dynamic.chello.pl
    2013/11/02 20:35:08

    Dziki, John, oryginalna z Was para…:)
    Wojtek, wspaniały montaż!:)


    Gość: , *.dynamic.chello.pl
    2013/11/02 21:44:55

    zdrowie Wasze w gardła nasze!

    zaczynam od dziś planowanie pod wiosenny maraton!


    johnson.wp

    2013/11/02 21:57:59

    Dziki – świetny film 🙂 u zawodników widać przygotowanie siłowe 🙂

    Teraz Dziki nie czytaj:)
    Kawonan – Twoja szynka jest super! Jesteś mistrzem zadymienia 🙂 Cieniutko na bagietkę, wypłata nagrody, następna 30 listopada jak zejdę poniżej 21min 🙂


    Gość: czecza, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/11/03 10:33:52

    Johnson biega 5 km, no nie.. :)))
    Brawo!!!


    Gość: , *.dynamic.chello.pl
    2013/11/03 13:39:40

    dziś biegała Bydgoszcz w cyklu ZBN, gdybym pamiętał o wyniku Johnsona, to może bym pokusił się o urwanie sekund, wg garmina 21:36, ale z drugiej strony jeszcze nie pora na bicie Mistrza!


    popellus

    2013/11/03 15:41:17

    Tu

    http://www.livestream365.com/pl/eurosport

    albo tu:

    cricfree.tv/euro-sports.php

    Najlepszego:0
    Pope


    Gość: czecza, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/11/03 15:49:47

    Dokładnie tak Pope:)
    Miłej zabawy z NYC!


    pict

    2013/11/03 18:42:30

    Oglądałem NYC Marathon – nawet fajnie, chociaż żałowałem, że w transmisji nie było żadnych przebitek na tych poniżej 20. miejsca. Na mecie mniej kibiców niż w Wilanowie podczas MW 2013… Może z czasem jest ich więcej.


    Gość: czecza, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2013/11/03 22:13:00

    Marsz, kamyczek do Twojego ogródka:)
    trackmyrunners.ingnycmarathon.org/RunnerScores.aspx?2


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/11/04 11:22:43

    cze – w nycm ewidentnie zwyciężył ns, może im trudnijesza trasa tym lepiej się sprawdza? – ale tym co zrobiła jeptoo jestem zaskoczony, żeby na tym poziomie pobiec drugą połówkę 7 min szybciej, chyba troche się obijała, nie sądzisz bartek?
    marsz


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/11/04 11:32:26

    kamilu – jestem w m45 ale już niedługo:(
    niewiemocochodzi ale czasem trudno się dostać do komentarzy pod waszym blogiem:)
    marsz


    Gość: , *.dynamic.chello.pl
    2013/11/04 11:34:18

    musimy rozważyć jego translokację w sposób sterowany


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/11/04 11:41:58

    i to jest bardzo dobra koncepcja kamilu – czy zakończyłeś już planowanie czy jeszcze się przelewa:)
    marsz


    kubol7b

    2013/11/04 11:43:19

    johnson, chcialem, bardzo chcialem dolaczyc na ultra z biegem warty, ale dopadla mnie dzika choroba (przywodziciele, choc chyba raczej chodzi o ich przyczepy plus przyczepy czworoglowego) i ledwo chodze. o bieganiu nie ma mowy. wiem, ze to potrwa okolo miesiaca, albo i lepiej. bardzo mi szkoda.


    Gość: podopieczny_bartek, 195.149.64.*
    2013/11/04 11:43:26

    Bardzo się obijała, do tego biegła w taki sposób, że (jak to pięknie ujął Bartek Olszewski) gdyby jej przywiązać miotły do nóg, to pozamiatałaby wszystkie liście w NY:)))


    Gość: 1.marsz, *.wroclaw.dialog.net.pl
    2013/11/04 12:22:47

    piękniej biega chyba tylko rekordzistka świata:)
    marsz


    Gość: , *.dynamic.chello.pl
    2013/11/04 16:35:01

    wersja lajt
    ocochodziwbiegu.blox.pl/html


    ocobiegatu

    2013/11/04 17:08:41

    Zakladam Klub Biegaczy i Chodziarzy z chorobami wątroby. Choroba odzywa się gdy miąrzz jest zaatakowany w 80%. Maratony mam chyba z łowy. Robię 1,61 w chodzie.Zrobilem 13.50.Nieźle. Pozdrawiam.


    Gość: , *.dynamic.chello.pl
    2013/11/04 18:33:32

    próbujesz przekazać, że Ty jesteś chory?


    mariuszszczepacki

    2013/11/04 23:14:17

    bieganie albo nordic walking grunt, żeby ruszyć tyłek z domu i wyjść się poruszać, a czy to będzie bieganie czy nordic walking to już obojętne 🙂


    marysia.kaa

    2013/12/03 17:40:39

    Też mi sie wydaje, że nie ważne jest do końca jaki sport uprawiamy, ważne, żeby się ruszać! Ruch to zdrowie przecież!

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.