Już nigdy

Już nigdy koszulki nie będą takie białe, a widok z Lubonia taki piękny. Już nigdy. Już nigdy nie wbiegnie tam ta sama ekipa, nie zapozuje na tle Szczebla i Śnieżnicy. Już nigdy. Już nigdy nie będziemy mieć tyle lat, ile mieliśmy słuchając tamtego kawałka Świetlickiego w wykonaniu Lindy. Ani tyle, ile mieliśmy na tym obozie.

Już nigdy na niebieskim szlaku zwanym w trenerskich zapowiedziach „płasko do góry” Michał nie będzie biegł przed Nadzieją, Wojtkiem i Anią Marysią.

Już nigdy Przemek J. z Michałem i Andrzejem nie będą konać tak spektakularnie po krosie na Bani, który ma już sławę najcięższego – obok końcowej sztafety – treningu na obozie.

Już nigdy Ryszard z Alicją, kapitalne małżeństwo zresztą, nie wygrają konkursu deski wśród kobiet i mężczyzn – oboje z fantastycznym wynikiem 6:30. Chociaż to akurat może się najprędzej powtórzyć.

Mam nadzieję, że jeszcze nie raz staniemy z Moją Sportową Żoną na Babiej Górze i zrobimy sobie słodką fotę. Pierwszą zrobiliśmy sobie równo dziesięć lat temu, postanowiliśmy to powtarzać co roku, założyliśmy nawet w komputerze specjalny katalog… I jest w nim to jedno zdjęcie sprzed dziesięciu lat. Teraz będzie drugie.

Opowiedziałem tę historyjkę wszystkim obozowiczom („Uwaga, trener ogłasza ważne informacje…” – już nigdy ta formułka nie będzie tak świeża, zabawna i spontaniczna, jak w tym roku), kiedy robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia na szczycie Babiej. I chciałem spuentować, że opowiadam ten gag jak z komedii romantycznej, bo najważniejsze w życiu są emocje. Także na takim obozie, na którym się polubiliśmy (na pewno nie każdy z każdym, ale generalnie wszyscy, sieć polubień była gęstsza od pajęczyn w krzakach u stóp Lubonia), na którym razem bijemy brawo zwycięzcom, zdobywcom tytułów królewskich i dyszymy sobie co i raz na plecach.

Tu Agnieszka królowa tysiąca metrów, downhillu, płotków i strzelców dyszy na plecach Joli podczas zbiegu z Babiej. Same tytuły królewskie przyznawane po największych osiągnięciach, podbiegach, sztafetach, szczytach zdobytych przed wszystkimi są – przynajmniej dla mnie, przynajmniej dla nas – jak poezja.

Prócz Agnieszki korony zdobyli:

– Nadzieja, królowa Turbacza, krosu i Barda

– Kasia, królowa podbiegów i płotków

– Michał, król Turbacza, Maciejowej, Lubonia Wielkiego i downhillu

– Henryk, król podbiegów i Barda

– Przemek J., król tysiąca metrów i Lubonia Wielkiego

– Przemek C. – król krosu, sztafety i Lubonia Wielkiego

– Alicja – królowa deski

– Ryszard – król deski

– Ania Mała Czarna – królowa stretchingu

– Ania Marysia – królowa stretchingu

– Jacek – król Lubonia Wielkiego

– Oktawia – królowa sztafety.

MSŻ prowadzi stretching po Babiej Górze (w tle Ania Chusteczka). Zawsze był na sali fitness, w tym roku zrobiliśmy go w ogrodzie naszego pensjonatu. Ptaki ćwierkały, kiedy włókna mięśniowe wracały do fizjologicznej długości. Też zaliczyłem całą godzinę (w pierwszej turze, a zdjęcie jest z drugiej), bo czułem ten obóz w nogach. Zrobiły mi się drewniane, miałem wrażenie, że mięśnie się zbiły jak deseczki za pomocą gwoździ. Zrobiliśmy w tydzień jakieś 110 km z czego mnóstwo jakościowych.

Z górami pożegnaliśmy się zbiegając z Lubonia. Ze sobą nie pożegnaliśmy się do końca. Chociaż była jeszcze sztafeta na stadionie, chociaż był siwy dym w Siwym Dymie, chociaż rozjechaliśmy się po Polsce. Ale wiem z maili od obozowiczów, że nie tylko ja myślę o tych gorących kilometrach, kiedy słońce podgrzewało powietrze do 30 stopni z kawałkiem nawet w cieniu, a my staraliśmy się wrócić z Turbacza przed południową burzą i wypatrywaliśmy słońca, żeby zdążyło wyjść na popołudniowy trening zbiegów.

Zdążyło. Ja też, do północy jeszcze 42 minuty. Tyle ile ma maraton.

Updated: 10 sierpnia 2015 — 18:55

  1. 1andrzejkociolek

    2015/08/11 18:51:39

    Wzruszyłem się porządnie i porządnie się stęskniłem za Wami i obozem! PS. Sól zrobiła wrażenie


    andrzej028

    2015/08/14 11:03:11

    podziwiam zawsze biegaczy którzy nas mijają na górskim szlaku, pozdrowienia od wolniejszych na szlaku 😉


    maciek_lepton

    2015/08/15 15:50:56

    Kros na Bani to faktycznie morderczy trening. A raczej beztlenowy, niektórzy pewno to lubią:)
    maciek (obóz ’14)


    kamilmnch1

    2015/08/15 17:30:27

    Dzisiaj pierwsze „od lat” interwały. 6 x 400/1′

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.