dmuchanie – 20 listopada 2007

Po tygodniu marazmu musiałem coś wymyślić: jak tu się z jednej strony roztrenowywać, a z drugiej zacząć ruszać. Bo już czułem, jak z balonika uchodzi powietrze. Nie tylko w sensie sportowym, ale energii życiowej. W poniedziałek przed pracą podjechałem do Lasu Kabackiego i potruchtałem 26 minut. Na więcej nie starczyło mi czasu, i tak się spóźniłem na zebranie w pracy. Ale kontakt z przyrodą był tak cudny, tak wyczekiwany, że nie potrzebowałem zakładać na uszy empetrójki, którą miałem w kieszeni. Pobiegałem też dlatego, żeby sobie przypomnieć jak to się robi przed sobotą. Bo w sobotę – uwaga, piszę zwłaszcza do wszystkich mieszkańców Ursynowa i okolic – mamy lokalne zawody, wyścig na dochodzenie na 10 km. Premiera Żółtej Trasy. Jeśli ktoś śledził blog w sierpniu i wrześniu, to może pamięta te boje o zmianę 9840-metrowej trasy kabackich zawodów na żółtą, wymierzoną przez atestatora specjalnym rowerem z dokładnością jakiej nie powstydziłaby się Moja Sportowa Żona przy sprzątaniu pomieszczeń. Trasa nie została zmieniona, ale za to jej matka chrzestna Mel z Kabat postanowiła zrobić na niej zawody na dochodzenie – czyli, że każdy deklaruje, w ile przebiegnie 10 km, a potem zawodników puszcza się w odpowiednich odstępach czasowych, żeby wszyscy dotarli do mety mniej więcej w tym samym czasie. Wynik każdy mierzy na własnym stoperze, bo nie walczymy o złote kalesony. To raczej zabawa w wyścig, a największy fan jest na ostatnim kilometrze, kiedy ludzie się doganiają i tworzą coraz bardziej zbitą grupę, a potem w ciągu minuty-dwóch wpadają wszyscy na metę. Do całej zabawy potrzebny jest jeszcze sędzia, który puszcza zawodników według ścisłego harmonogramu. I wiecie, kto to będzie? MSŻ! Wreszcie zrealizuje się jako żywy zegarek i dyrygent w jednej osobie. We wtorek popracowałem w domu, ale potem musiałem podjechać do redakcji. Wtedy MSŻ wróciła po porannych zajęciach i wiecie co wymyśliliśmy? Wskoczyłem na rolki, myk 7 km po ursynowskich ścieżkach rowerowych i już jestem na miejscu. Tam pozałatwiałem wszystkie sprawy, a za dwie godziny samochodem francuskiej marki na P podjechała MSŻ i zjedliśmy razem obiad w stołówce pracowniczej. Oboje wzięliśmy grillowaną pierś kurczaka z ziemniakami (MSŻ z połówką), do tego ja naleśniki ze szpinakiem, a MSŻ zupę i surówkę, razem 17,85 PLN. Razem wróciliśmy samochodem na Ursynów, po czym MSŻ wysadziła mnie przy hali sportowej, gdzie miałem praktyki w ramach kursu lekkoatletycznego. Piątka dzieciaków z sekcji lekkoatletycznej, jeden trener klasy międzynarowej i ja. Podpatrzyłem parę fajnych ćwiczeń na staw skokowy. I zadziwiłem się rozgrzewką – pół godziny fitnessowych ćwiczeń na piłkach. Postanowiłem robić sobie niektóre w domu. A nawet siedzieć sobie czasem na takiej piłce. Umówiliśmy się z MSŻ na wieczór na dmuchanie. Bo ona ma na półeczce nieużywaną jeszcze piłkę fitnessową, trzeba ją tylko nadmuchać.   

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.