Po tygodniu marazmu musiałem coś wymyślić: jak tu się z jednej strony roztrenowywać, a z drugiej zacząć ruszać. Bo już czułem, jak z balonika uchodzi powietrze. Nie tylko w sensie sportowym, ale energii życiowej. W poniedziałek przed pracą podjechałem do Lasu Kabackiego i potruchtałem 26 minut. Na więcej nie starczyło mi czasu, i tak się spóźniłem na zebranie w pracy. Ale kontakt z przyrodą był tak cudny, tak wyczekiwany, że nie potrzebowałem zakładać na uszy empetrójki, którą miałem w kieszeni. Pobiegałem też dlatego, żeby sobie przypomnieć jak to się robi przed sobotą. Bo w sobotę – uwaga, piszę zwłaszcza do wszystkich mieszkańców Ursynowa i okolic – mamy lokalne zawody, wyścig na dochodzenie na 10 km. Premiera Żółtej Trasy. Jeśli ktoś śledził blog w sierpniu i wrześniu, to może pamięta te boje o zmianę 9840-metrowej trasy kabackich zawodów na żółtą, wymierzoną przez atestatora specjalnym rowerem z dokładnością jakiej nie powstydziłaby się Moja Sportowa Żona przy sprzątaniu pomieszczeń. Trasa nie została zmieniona, ale za to jej matka chrzestna Mel z Kabat postanowiła zrobić na niej zawody na dochodzenie – czyli, że każdy deklaruje, w ile przebiegnie 10 km, a potem zawodników puszcza się w odpowiednich odstępach czasowych, żeby wszyscy dotarli do mety mniej więcej w tym samym czasie. Wynik każdy mierzy na własnym stoperze, bo nie walczymy o złote kalesony. To raczej zabawa w wyścig, a największy fan jest na ostatnim kilometrze, kiedy ludzie się doganiają i tworzą coraz bardziej zbitą grupę, a potem w ciągu minuty-dwóch wpadają wszyscy na metę. Do całej zabawy potrzebny jest jeszcze sędzia, który puszcza zawodników według ścisłego harmonogramu. I wiecie, kto to będzie? MSŻ! Wreszcie zrealizuje się jako żywy zegarek i dyrygent w jednej osobie. We wtorek popracowałem w domu, ale potem musiałem podjechać do redakcji. Wtedy MSŻ wróciła po porannych zajęciach i wiecie co wymyśliliśmy? Wskoczyłem na rolki, myk 7 km po ursynowskich ścieżkach rowerowych i już jestem na miejscu. Tam pozałatwiałem wszystkie sprawy, a za dwie godziny samochodem francuskiej marki na P podjechała MSŻ i zjedliśmy razem obiad w stołówce pracowniczej. Oboje wzięliśmy grillowaną pierś kurczaka z ziemniakami (MSŻ z połówką), do tego ja naleśniki ze szpinakiem, a MSŻ zupę i surówkę, razem 17,85 PLN. Razem wróciliśmy samochodem na Ursynów, po czym MSŻ wysadziła mnie przy hali sportowej, gdzie miałem praktyki w ramach kursu lekkoatletycznego. Piątka dzieciaków z sekcji lekkoatletycznej, jeden trener klasy międzynarowej i ja. Podpatrzyłem parę fajnych ćwiczeń na staw skokowy. I zadziwiłem się rozgrzewką – pół godziny fitnessowych ćwiczeń na piłkach. Postanowiłem robić sobie niektóre w domu. A nawet siedzieć sobie czasem na takiej piłce. Umówiliśmy się z MSŻ na wieczór na dmuchanie. Bo ona ma na półeczce nieużywaną jeszcze piłkę fitnessową, trzeba ją tylko nadmuchać.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.