krutynia II – 11 maja 2008

Druga część bajeczki była dłuższa, a i tak się za szybko skończyła.

Z jeziora znów wpłynęliśmy na rzekę. Jak te krainy się na jeziorach zmieniają, jak kolejne karty opowieści. Nad jednym brzegiem jeziora ciemny bór sosnowy, przy następnej zatocze już jaśniejszy chyba z domieszką modrzewia, nad następną mieszany, wszystko razem jak z fototapety. Krutynia za to szersza niż w górnym biegu, bardziej rozlana. Trzciny, bajeczne pałki wodne, szuwary. Bagienny klimat jak nad Rospudą, którą bracia Kaczyńscy chcieli zabetonować. Mostek, knajpka, akurat na drugie śniadanie, bo na pierwsze były wczorajsze kanapki. Sielsko.

Potem meandry, jezioro, odpoczynek przy mostku, jezioro, mostek, duże jezioro z falami i koniec. Dłużej niż pierwszego dnia, wręcz w sam raz. Ale żal było wysiadać z kajaka, odjeżdżać z Mazur.

Przy obiedzie zrobiliśmy bilans. Zaproponowaliśmy spływ 38 osobom. Pojechały cztery. Chyba jesteśmy toksyczni.

Trening był między kajakami, a obiadem. To znaczy większość ekipy zamówiła sobie zupę albo co, a my z Danielem pobiegliśmy po samochody. Wiedziałem, że nie namówię go na wolne bieganie, a chciałem, żeby niedzielny trening różnił się trochę od sobotniego. Zrobiliśmy interwały. Sześć razy dwie i pół minuty na maksa, na wyścigi czyli ewidentnie w trzecim zakresie. Z dwu i pół minutowymi przerwami w wolnym biegu, nieco szybciej od truchtu.

Nie dawałem rady. Daniel, ten wybiegany źrebak, który w Toruniu pobiegł 2:55, o 12 minut lepiej niż ja w Krakowie, nie dał mi szans. Od trzeciego odcinka robiliśmy tak, że Daniel zostawał 5-10 metrów z tyłu i miałem szanse.

Takie wspólne treningi to dobra rzecz. Podczas długiego wybiegania zapobiegają nudzie. A na krótkich ostrych odcinkach powodują, że ludzie dają z siebie więcej niż gdyby byli sami.

W ostatnim bajkowym lasku zrobiliśmy sobie jeszcze zabawę w 20 kroków. Czyli ćwiczenie samej czystej szybkości. Biegliśmy wolno i na zmianę raz Daniel, raz ja uciekaliśmy – bez sygnału, po prostu uciekający nagle wyrywał do przodu. I miał za zadanie przez 20 podwójnych kroków nie dać się dogonić. A potem znów trucht i zmiana, drugi ucieka.

Wymyślajcie sobie takie zabawy na treningach. To może nie jest radość biegania, bo wymęczeni byliśmy jak nie wiem co i spoceni jak spod prysznica. Ale to jest radość trenowania. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.