Co doda ci skrzydeł? Każde dziecko wychowane na reklamach tiwi wie, że pewien specyfik na R i B (co wcale nie oznacza Rythm and Bluesa). Nie każdy wie, że nie dotyczy to długodystansowców. Wiązowna przywitała na chłodem i wiatrem, ale na szczęście nie deszczem i gradem. Grad pojawił się chyba raz po godzinie biegu, ale po pół minucie się wycofał. Z facetem w czerwonej koszulce (z napisem Kielce) powiedzieliśmy wtedy do siebie jak na komendę: – Jeszcze tego brakowało. Na miejsce przyjechaliśmy z Danielem, którego trzy i pół roku temu wyprowadzałem na pierwszy trening, jak psa, który musi się wybiegać, jak mężczyznę, który z powodów ogólnożyciowych chodził wtedy jak zbity pies. I czułem, że to już ten moment, kiedy będziemy się ścigać. Biuro zawodów. Jezusie nazareński, poczułem się jak w raju. Ten gwar, ci faceci w kolorowych bluzach, nieliczne kobiety z charakterem w oczach. Jak ja to lubię, jak ja się tu odnajduję. To była pierwsza rzecz, która dodała mi dziś skrzydeł. Potem długie oczekiwanie na bieg, poszliśmy do Restauracji Mazowieckiej i kazaliśmy sobie barszczyk z uszkami oraz herbatę. Po to, żeby dużo pić i żeby jeden płyn dodatkowo był jeszcze pożywny. Bo są różne płyny. Na przykład Red Bull. Dodaje skrzydeł. A raczej daje byczego kopa. Wskazany dla sprinterów, skoczków, miotaczy. Tych, którzy muszą gwałtownie eksplodować energią w krótkim czasie. Opowiadał mi kiedyś Sposób (skoczek wzwyż, Sposób Grzegorz), że przed zawodami się głodzi, wypija kawę, żeby być wściekłym, nabuzowanym. Biegacze długodystansowi powinni unikać takich specyfików. U nas chodzi o co innego – żeby energię wydatkować wolno, w długim czasie, żeby jej na długo wystarczyło. U nas łatwo o odwodnienie, płynu powinno być więc dużo. I powinien szybko trafiać do komórek, dlatego najlepsze są płyny izotoniczne, jak Izostar, Powerade (mój ulubiony wariant to Aqua Powerade), Gatorade. Bo izotoniki mają takie samo stężenie soli mineralnych, jak płyn komórkowy i organizm łatwo zrobi podmianę. Dobra też jest woda. Ale nie Red Bull, piguła kofeiny. Po co? I tak nam tętno wejdzie w górne rejestry, skoczy ciśnienie. Zastanawiałbym się ewentualnie nad takim kopem pod koniec biegu. Ale sam raz użyłem tabletki Pluszzzz Active 5 km przed metą maratonu i wcale mi to nie pomogło, tylko ścięło. Poza tym lepiej nie igrać z organizmem, obawiałbym się, że raz na tysiąc przypadków RB albo inny speed mógłby doprowadzić do tragicznych konsekwencji. Ruszyliśmy o 12, półmaraton w Wiązownie, start. Rozwinęliśmy skrzydła, bo wiatr wiał w plecy. Człowiek nie czuje takiego wiatru, tyle że frunie nie wiedzieć czemu. Na 5. km Daniel nie wytrzymał biegu w grupie, wyskoczył do przodu. Potem sam opisywał to psią metaforą – że jak szczeniak dał się ponieść emocjom. Uciekł nam na 20 m, ja też opuściłem grupę razem z facetem w czerwonej koszulce (z napisem Kielce), powoli sunęliśmy za Danielem. Złapaliśmy go jakieś 10 minut później, kolejne 10 przebiegliśmy razem, a na półmetku Daniel został. Na półmetku miałem 40 minut i 20 sekund. Ale nie podpalałem się perspektywami życiówkowymi (1:19:24), bo po nawrocie wiatr nam obciął skrzydła. Człowiek musiał się skulić i walczyć z przeciwnością. Po kilku kilometrach odpuściłem faceta w czerwonej koszulce (z napisem Kielce) i zacząłem się oglądać na Daniela. Jezusie nazareński, leci. Dogonił mnie po dwóch kilometrach. Ale nie Daniel tylko biegacz w żółtym. Zabrałem się z nim między 17. a 20. kilometrem. I dobiegłem w 1:23:50, o minutę i dziesięć sekund lepiej niż plan przewidywał. Daniel wpadł 27 sekund za mną. Zrobił życiówkę! W tych warunkach! Czuję, że do następnego naszego wyścigu nie będę już przystępował w roli faworyta. A jeszcze pamiętam ten pierwszy wspólny "trening" we Włochach, do torów kolejowych i z powrotem. Fajnie, kiedy pisklaki wyfruwają z gniazda i rozwijają szeroko skrzydła.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.