Grunewald padł – 25 czerwca 2008

Środa dla mieszkańców Berlina – Niemców i Turków – to był oczywiście Dzień Meczu. Ja zacząłem go o 7:09 bieganiem.

Zrobiłem trening dłuższy, dwugodzinny. Bo raz, że dobrze jest zwłaszcza w okresie budowania fundamentów robić raz w tygodniu dwugodzinne wybieganie. A dwa, że chciałem wbiec trochę w ten ich Lasek Kabacki, więc potrzebowałem więcej czasu. Pulsometru nie wziąłem, bo sama świadomość, że jestem w Niemczech wystarczająco mnie dyscyplinowała.

Grunewald ładny. Jak się pobiegnie kilometr dalej niż zdołałem dobiec we wtorek, pojawia się jezioro. Prawdziwe, jakby przeniesione z Masuren. Dookoła zadrzewione, porośnięte na brzegach trzciną. Najprzyjemniejsze momenty turystyki biegowej.

Jak się przebiegnie kolejny kilometr w głąb lasu wyrasta ulica, dość ruchliwa, podobna do Radiowej przecinającej Łosiowe Błota (to z drugiej strony Warszawy). Potem znów las i po kilometrze linia kolejowa z autostradą. Stamtąd musiałem już zawracać, żeby się wyrobić na śniadanie. Byłem nawet trzy minuty przed czasem, to zrobiłem sobie sześć krótkich (na oko po 15-20 sekund) przyspieszeń dla przetrzeźwienia, żeby dobić do równych dwóch godzin.

A Berlin żył meczem. Ludzie w koszulkach, w barwach, dziewczyny w sukienkach zrobionych z flagi, pomalowane twarze, niemieckie tatuaże. Kiedy wieczorem jechaliśmy z córką licealistką metrem do pociągu uderzył nas widok kibiców, którzy szli na wspólne oglądanie. Jak bardzo wspólne, to sam się zdziwiłem. Idzie dwudziestka Niemców, barwy bojowe, śpiewy, okrzyki, a grupkę zamyka piątka Turków też z flagami i entuzjazmem. Jak to jest, kibicu Legii/Polonii/Widzewa/ŁKS-u i czego tam jeszcze chcesz, że się da kochać bez nienawiści?

Grunewald jednak nie padł. Padł Stambuł, padła Ankara. Nie widziałem tego niestety, ale z relacji wiem, że było fantastycznie. W czwartek liczę na niezły ostrzał Moskwy z Madrytem. 

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.