Najgorszy sport to skok wzwyż. Wszyscy, nawet zwycięzca, kończą zawody trzema nieudanymi próbami.
Z rozgrywkami pucharowymi w piłce nożnej jest podobnie. Gdyby w 89. minucie meczu Lecha z Austrią dobra wróżka zapytała, czy chcesz, żeby Lech strzelił bramkę Austriakom, potem przeszedł fazę grupową wyrzucając za burtę m.in. Feyenoord, a potem walczył jak lew z Udinese – to każdy podskoczyłby ze szczęścia i krzyknął wróżce trzy razy tak.
Ale kiedy poprzeczka podnosi się już na poziom Alp, to szkoda, że nie udało się jej przeskoczyć. Zwłaszcza, że było to w zasięgu, bo Lech przez 45 minut grał wczoraj jak Wisła, tamta Wisła.
Złapałem po meczu takiego doła, że Moja Sportowa Żona postanowiła mnie koniecznie pocieszyć. Stąd czwartkowy odcinek wpisuję w piątek o świcie.
Biegałem dwa razy. We wtorek długo jak dla mnie, bo godzinę i wolno. Najpierw po zaśnieżonych ścieżkach Pól Wilanowskich, tam tempo nie chciało być lepsze niż 5:30. Trochę mnie to zaczęło martwić, ale pod koniec na odśnieżonym chodniku okazało się, że tym samym nakładem sił (pierwszy zakres, oddech spokojny, można rozmawiać, gdyby było z kim) wyciskam około 5:00.
Zaraz po biegu był tenis, tym razem z instruktorem. Treningowo to nawet logiczne – najpierw godzina biegania powoli, a potem godzina kilkumetrowych interwałów. Ale strasznie mnie potem bolały nogi, w tygodniu przed półmaratonem tenisa nie będzie, zapowiedziałem już MSŻ.
Czuję, że zaczynam łapać przyzwoitą formę. Zobaczymy czy w BPS-ie (kiedy Małysz latał, każdy pamiętał, że to oznacza Bezpośrednie Przygotowanie Startowe) ta forma urośnie odpowiednio. W tym roku eksperymentalnie zbudowałem ją nie na długich wybieganiach, tylko na sile (podbiegi, skipy, podbiegi).
Podbiegi były w środę. Córka przedszkolak na Fasolki, a ja na Agrykolę na równe, potwierdzone wielokrotnie urządzeniem na G. 500 metrów podbiegu o ostrym nachyleniu. Rekord – ale z wyścigów we trzech – mam 2:00. Teraz zrobiłem 6 podbiegów między 2:04, a 2:08. Dobrze, lepiej niż bym się spodziewał.
W środę zarejestrowałem gazetową drużynę na Półmaraton Warszawski. Jest nas szesnastka, więcej niż bym się spodziewał. Został miesiąc.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.