Miał jedno kółko do końca, złoty chłopak, podobno rozrywkowy. Zahaczył motorem o koło rywala, poleciał na bandę i rdzeń przerwany. Może zostać paraolimpijczykiem jak Rafał Wilk, były żużlowiec, dziś kolarz ręczny, jak o sobie pisze. O tym piszę w tym tygodniu. Temat sportowy, bo Staszewski się redakcji ze sportem kojarzy. Ale przecież to nie będzie […]
Parawany w mojej głowie wciąż…
Może nad morze? – zapytała Moja Sportowa Żona i spojrzała tymi sarnimi oczami, a od tych sarnich oczu zobaczonych na zaśnieżonej polanie pod Luboniem Wielkim w spontanicznym odruchu mięśnia sercowego nadałem jej ksywkę Sarenka. Nawet jeśli ten dialog w istocie był nieco inny, z wyliczaniem, kto miał w te wakacje swoje jeziora i swoje góry, […]
Już nigdy
Już nigdy koszulki nie będą takie białe, a widok z Lubonia taki piękny. Już nigdy. Już nigdy nie wbiegnie tam ta sama ekipa, nie zapozuje na tle Szczebla i Śnieżnicy. Już nigdy. Już nigdy nie będziemy mieć tyle lat, ile mieliśmy słuchając tamtego kawałka Świetlickiego w wykonaniu Lindy. Ani tyle, ile mieliśmy na tym obozie. […]
Zmęcznie 5.3
Spać. Chce mi się spać, bo dzisiaj nie starczyło mi czasu na drzemkę między treningami. A wczoraj owszem, z godzinę spałem i podobno nawet chrapałem i to zaledwie po spokojnym, zapoznawczym bieganiu po Maciejowej, niecałe półtorej godziny, ale w perspektywie podbiegów na stoku Maciejowej, gdzie w ostatnim podbiegu walczyłem całkiem na serio z nominowanymi do […]
Pstrąg wyciągnięty z Dunajca
Na 17. kilometrze czeka Moja Sportowa Żona z Biegaczką Sabiną i Małym Yodą. To doskonale, bo skoro jest Mały Yoda, to na pewno mają ze sobą pampersy, chusteczki i kremik do pupy. A ja właśnie kremiku potrzebuję jak nie wiem co, bo obcierają mi się sutki o koszulkę. Nie miałem tego problemu na ostatnich 30 […]
Rosochaty czyli nigdzie
Jest takie miejsce, którego nie ma. Ściślej: tak bardzo nic tam nie ma, że jakby nawet tego miejsca nie było. Tylko bieganie, kajaki i… no właśnie, i co? Szukam słowa, mieści się gdzieś między banalnym zachwytem, metafizycznym poczuciem zanurzenia w przestrzeni poza czasem i permanentnymi problemami z zasięgiem. Czyli mówiąc krótko: Suwalszczyzna. Dojeżdżamy w poniedziałek […]
Moja Startowa Żona
Kto to jest Staszewski? Ten, który jest mężem MSŻ, czasem z nią biega i opisuje jej starty. W sobotę chciałem zrobić przed parkrunem 2 godziny. Już kładąc się wieczorem zszedłem do 1:45, po wstaniu do 1:30, a zanim nakarmiłem Małego Yodę kaszką i siebie węglowodanami, musiałem się urealnić do 1:15. Trochę po lesie, potem przebiegłem […]
Figury biegowe
Sobota, 7 rano, esemes od Kamila H z bliskiej ojcu.prl Bydgoszczy, że biega właśnie po Lesie Kabackim. Czyli wygląda na to, że wpadliśmy na podobny pomysł. Najpierw długie wybieganie, potem akcent na parkrunie. To mogłoby być zresztą niezłe hasło reklamowe, Mel, jeśli to czytasz i Ci się podoba, to bierz: „Najpierw długie wybieganie/Potem akcent […]
Olimpijskie minima przyzwoitości
Mam pomysł, co zrobić z bieganiem. Wprowadzić minima przyzwoitości i selekcyjne limity czasu na punktach. Moja dusza liberała burzy się na to, ale burzy się też na biegowy lans. Wracam z krainy mimowolnego roztrenowania, było już parę normalnych treningów w tygodniu, sporo siły biegowej, bo czasu brakuje. A w niedzielę nawet dwugodzinne wybieganie niemal pod […]
W poszukiwaniu czasu
Przez cały tydzień ani razu nie pobiegałem. Bo nie znalazłem czasu. To nie znaczy, że czas zniknął – ja go nie znalazłem. Moja bardzo wielka wina. Wyspowiadam się po kolei. W poniedziałek nie pobiegałem, bo Mały Yoda stracił chyba połowę midichlorianów i trafił do szpitala. Pisałem tydzień temu, szpital jak z Leśnej Góry (polecam: jak […]